Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ŁKS - Sandecja Nowy Sącz 3:1

Paweł Hochstim
Bramkarz Sandecji Marek Kozioł miał dużo roboty. Piłkarze ŁKS często go niepokoili i mogli wygrać wyżej
Bramkarz Sandecji Marek Kozioł miał dużo roboty. Piłkarze ŁKS często go niepokoili i mogli wygrać wyżej Krzysztof Szymczak
Wygląda na to, że piłkarze ŁKS pozbyli się jednego z potencjalnych rywali do wywalczenia awansu. Sandecja Nowy Sącz po porażce w Łodzi traci już do ełkaesiaków jedenaście punktów. Tej jesieni łódzcy piłkarze mogą jeszcze pozbawić nadziei graczy Floty Świnoujście.

24 kwietnia na stadionie przy al. Unii ŁKS przegrał z Sandecją 1:3 i było już właściwie jasne, że do ekstraklasy nie awansuje. Ale dla większości ełkaesiaków tamten mecz to zamierzchła historia, bo w sobotę w pierwszej jedenastce znalazło się tylko trzech graczy - Bogusław Wyparło, Artur Gieraga i Rafał Kujawa - którzy grali w tamtym meczu. Dziś nie ma żadnych wątpliwości, że łódzki klub w ciągu półrocza znacząco zyskał na jakości.

Mecz z Sandecją łodzianom niespecjalnie się układał, choć gdyby ktoś powiedział to po dziesięciu minutach, to zostałby uznany za głupka. Bo ełkaesiacy od pierwszych minut rzucili się na rywali, a już w ósmej prowadzili 1:0. Sandecja miała olbrzymie kłopoty, by wyprowadzić piłkę z własnej połowy, a piłkarze z Nowego Sącza najwięcej czasu spędzali we własnym polu karnym. Mimo tego nie udało im się upilnować Rafała Kujawy, który wykorzystał świetne podanie Jakuba Koseckiego i zdobył swojego pierwszego gola w tym sezonie. Trener Andrzej Pyrdoł chyba jest wizjonerem, bo po ostatnim spotkaniu w Katowicach powiedział o Kujawie, że "z każdym meczem gra coraz lepiej i jest blisko zdobycia swojej pierwszej bramki".

Po strzeleniu gola łodzianie wcale się nie cofnęli, nadal atakowali, więc optymistów na trybunach przybywało. W 12 minucie groźnie, ale niecelnie strzelał Kosecki. Po kwadransie gra się wyrównała, a już w 19 minucie był remis. Błąd środkowych obrońców wykorzystał Arkadiusz Aleksander, który z bliska głową pokonał Bogusława Wyparłę. Nie popisał się też Artur Gieraga, który pozwolił na dokładne dośrodkowanie Pavlowi Eismannowi. O ile za tę sytuację Gieragę można zganić, o tyle trzeba pochwalić go za zachowanie z 15 minuty, gdy piłka po uderzeniu Aleksandra zmierzała do bramki, ale Gieraga tuż przed linią zdążył ją dogonić i wybić.

Ten gol Aleksandra był jednym z dwóch przełomowych momentów tego meczu. To wtedy w szeregi piłkarzy ŁKS wkradła się nerwowość, a Sandecja uwierzyła w możliwość sprawienia niespodzianki. Do przerwy spotkanie było wyrównane, a w drugiej połowie fragmentami nawet gracze z Nowego Sącza przeważali. Do czasu...

Oczywiście mogło być inaczej, ale sprawić to mógł tylko przypadek. Po półgodzinie gry bramkarz Sandecji Marek Kozioł popełnił dwa błędy w jednej akcji, ale miał szczęście, bo piłka wprawdzie odbiła się od Marcina Mięciela i zmierzała do bramki, ale na linii stał Damian Zbozień i ją wybił.

- Pogadamy sobie w szatni i mam nadzieję, że zmienimy styl gry - mówił do telewizyjnych mikrofonów w przerwie Dariusz Kłus. Ale jeśli rozmowa w szatni podziałała, to z wyraźnym opóźnieniem. Bo ełka-esiacy znów dobrze zaczęli grać w ostatnim kwadransie. A wcześniej przewagę mieli goście, którzy za sprawą Vla-dymira Kukola mogli dwa razy zdobyć gola. Na szczęście raz piłka minimalnie minęła bramkę, a chwilę później kapitalnie spisał się Wyparło.

I znów przypadek mógł odmienić losy tego meczu, bo w 57 minucie Krzysztof Mączyński był lekko odepchnięty przez Cheikha Niane, ale sędzia Jarosław Rynkiewicz udowodnił, że jest ligowym źółtodziobem i dopiero piąty raz prowadzi mecz w tych rozgrywkach. Można dyskutować, czy odepchnięcie Mączyńskiego przez Senegalczyka było na tyle mocne, by piłkarz ŁKS się przewrócił, ale na pewno nie było mowy o wymuszeniu karnego. A tak właśnie zinterpretował tę sytuację Rynkiewicz i pokazał Mączyńskiemu żółtą kartkę.

Wówczas nie było jeszcze jasne, że to Mączyński zostanie bohaterem meczu. W 78 minucie świetnie strzelił z wolnego, a piłka wpadła do bramki Sandecji. Przed meczem w rozmowie z "Polską Dziennikiem Łódzkim" Mączyński mówił, że gol w Katowicach, notabene również z wolnego, ma pozwolić mu przełamać dotychczasową nieskuteczność. I się nie pomylił!

Stracona na 12 minut przed końcem meczu bramka załamała piłkarzy z Nowego Sącza. I to na tyle skutecznie, że trzy minuty później było już 3:1. W polu karnym faulowany był Kosecki, a Mariusz Mowlik strzelił piekielnie mocno i Kozioł był bez szans.

Trener gości Dariusz Wójtowicz próbował jeszcze zmian, ale bezskutecznie, bo ełkae-siacy drugi raz nie popełnili błędu z pierwszej połowy. A mieli jeszcze okazje na kolejne gole, ale bramkarz San-decji dobrze bronił mocne uderzenia Koseckiego, Kujawy i Gieragi.

ŁKS – Sandecja Nowy Sącz 3:1
Gole: Rafał Kujawa (8), Krzysztof Mączyński (78), Mariusz Mowlik (81-karny) - Arkadiusz Aleksander (19)
Sędziował: Jarosław Rynkiewicz (Szczecin)
Widzów: 3235
ŁKS: Wyparło - Gieraga, Łabędzki, Mowlik, Klepczarek - Mączyński, Kłus, Romańczuk, Kujawa, Kosecki (90, Golański) - Mięciel (90, Obem). Trener: Andrzej Pyrdoł.
Sandecja: Kozioł - Fechner, Kulpaka, Zbozień, Borovicanin - Kukol (82, Kowalczyk), Niane, Urban, Leśniak (59, Gawęcki), Eismann (75, Zawiślan) - Aleksander. Trener: Dariusz Wójtowicz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto