Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Żelazna dama łódzkiej policji na ławie oskarżonych

Edyta Cieślak, (wp)
Aldona K. (od lewej), Maria K. i jej mąż Jan K. do sądu przyszli ze swoimi obrońcami
Aldona K. (od lewej), Maria K. i jej mąż Jan K. do sądu przyszli ze swoimi obrońcami
Aldona K., była zastępca komendanta wojewódzkiego łódzkiej policji, razem z siedmioma oskarżonymi zasiadła na ławie oskarżonych Sądu Rejonowego w Rawie Mazowieckiej. Wczoraj rozpoczął się proces, w którym Aldona K.

Aldona K., była zastępca komendanta wojewódzkiego łódzkiej policji, razem z siedmioma oskarżonymi zasiadła na ławie oskarżonych Sądu Rejonowego w Rawie Mazowieckiej. Wczoraj rozpoczął się proces, w którym Aldona K. oraz emerytowani obecnie i zawieszeni w czynnościach policjanci, związani z komendą w Brzezinach, odpowiadają za tuszowanie sprawy byłego dyrektora szpitala w Brzezinach i miejskiego radnego, który, jadąc po pijanemu, wpadł na drzewo.

Sala rozpraw rawskiego sądu była wypełniona niemal po brzegi oskarżonymi i ich obrońcami. Na ławie oskarżonych obok Aldony K. zasiedli: Joanna W.M. - była naczelnik sekcji kryminalnej, Andrzej K. - były naczelnik sekcji prewencji, Paweł O. i Tomasz B. - wszyscy z brzezińskiej policji oraz Jan K. - były dyrektor brzezińskiego szpitala, Maria K. - lekarka i żona dyrektora, a także Włodzimierz Ch. Niemal wszyscy oskarżeni odpowiadają za "ratowanie skóry" Janowi K.

Jako pierwsza wyjaśnienia składała Joanna W.M. Jej zeznania pogrążyły współoskarżonych.

Była naczelnik sekcji kryminalnej KPP w Brzezinach, długoletnia koleżanka Aldony K., przyznała się do winy i nakreśliła przebieg wydarzeń z 6 czerwca 2003 r. Szczegółowo opowiedziała, jak tuszowała sprawę dyrektora brzezińskiego szpitala i sprawiła, że choć był pijany, to w papierach był trzeźwy.

Stwierdziła, że o kolizji spowodowanej przez Jana K. dowiedziała się od Aldony K.

- Kazała mi udać się na miejsce zdarzenia i zorientować w sytuacji - wyjaśniła Joanna W.M. - Chodziło o to, abym sprawdziła, czy K. można z tego wyciągnąć. Miałam zrobić, co się da.

Joanna W.M. opowiedziała o wyjeździe do szpitala, w którym po kolizji przebywał Jan K. A także o tym, że zobaczyła go leżącego na łóżku kompletnie pijanego. Dodała, że na miejscu wypadku jeden z mężczyzn zaoferował, że dmuchnie w alko-mat zamiast Jana K.

- Andrzejowi K., naczelnikowi sekcji prewencji, powiedziałam, że Jan K. miał wypadek i że w tej sprawie dzwoniła do mnie Aldona K. - mówiła emerytowana już policjantka. - Wyjaśniłam, że Jan K. w papierach musi być trzeźwy i że mam człowieka, który chce dmuchnąć za niego. Andrzej K. stwierdził, że to zły pomysł i zadeklarował, że to on dmuchnie w alkomat.

Po tej deklaracji Joanna W.M. razem z Andrzejem K. mieli ponownie udać się do szpitala. Jeszcze w komendzie Andrzej K. na prośbę Joanny W.M., pod pretekstem instruktażu, wypełnił protokół badania alkomatem. Z dokumentem, bez wpisywania wyniku i daty badania (alkomat zapamiętuje datę pomiaru), pojechali do szpitala.

- Andrzej K., nie wychodząc z auta, dmuchnął w alkomat - relacjonowała Joanna W.M. - Wynik był 0,00 promila i taki został zapisany w protokole. Z protokołem weszliśmy do szpitala. W pokoju Jan K. spał. Dyszał, sprawiał wrażenie denata, człowieka bardzo pijanego. Wiedziałam, że nie da się z nim niczego uzgodnić. W pokoju była też Maria K., żona Jana K. Naczelnik sekcji prewencji powiedział, aby to właśnie ona, zamiast Jana K. podpisała protokół. Protokół z badania trzeźwości Jana K., podpisał też Paweł O. Ja nakłoniłam go do poświadczenia nieprawdy. Przyznaję się do popełnienia przestępstwa - zakończyła.

Wyjaśnienia Joanny W.M. poruszyły innych oskarżonych.

Aldona K. nie potrafiła ukryć wzburzenia, kiedy usłyszała, że Joanna W.M. popełniła przestępstwo w imię lojalności względem zwierzchniczki. Jan K. oburzał się na niecenzuralne słowa, jakimi emerytowana policjantka opisała jego stan nietrzeźwości, a Andrzej K. raz po raz przecząco kręcił głową.

Kiedy został poproszony o wyjaśnienia, usiłował pod-ważyć słowa Joanny W.M. twierdząc, że zmieniała zeznania (była naczelnik sekcji kryminalnej pierwotnie podała śledczym wersję o zasłabnięciu Jana K. za kierownicą i spowodowaniu kolizji po trzeźwemu; o tuszowaniu sprawy opowiedziała przed tymczasowym aresztowaniem).

Andrzej K. nie przyznał się do dmuchania w alkomat zamiast Jana K. i preparowania protokołu. Zapewniał, że protokół z danymi Jana K. wypełnił, ale miał on służyć jako wzór dla Joanny W.M., która rzekomo nie potrafiła tego poprawnie uczynić.

Do wypadku doszło w czerwcu 2003 r., jednak sprawa ujrzała światło dzienne dopiero pod koniec 2006 r. Niektórzy oskarżeni utrzymywali wczoraj w sądzie, że sprawa "wypłynęła" po trzech latach z powodów politycznych.

- To jest gra polityczna - przekonywał na korytarzu sądu Jan K., obecnie nauczyciel akademicki w Akademii Medycznej w Łodzi. - Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że sprawę wyciągnięto 3 lata później, tuż przed wyborami samorządowymi? Andrzej K. był gwarantowanym kandydatem na burmistrza Brzezin, Aldona K. miała awansować do Komendy Głównej Policji, a ja startowałem do Sejmiku Województwa Łódzkiego. Daty mojego zatrzymania (30 września 2006 r. - przyp. red.) i wypuszczenia z aresztu w dniu ogłoszenia wyników (12 listopada - przyp. red.) też nie są przypadkowe.

Prokurator Paweł Kałuszka nie chciał wczoraj komentować sugestii oskarżonego.

- Takie podejrzenia są bezzasadne - podkreśla Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.- Informacje o wydarzeniach z 2003 roku pojawiły się po kilku latach podczas przesłuchań w śledztwie dotyczącym innej sprawy, prowadzonym przez ówczesny Wydział ds. Walki z Przestępczością Zorganizowaną Prokuratury Okręgowej. Śledczy zaczęli sprawdzać nowe wątki, co zakończyło się sporządzeniem aktu oskarżenia w sprawie Aldony K.

Była ona wtedy zastępcą komendanta wojewódzkiego w Łodzi. Prokuratura zarzuciła jej niedopełnienie obowiązków służbowych w celu osiągnięcia korzyści osobistych, poplecznictwo i podżeganie do poświadczenia nieprawdy w policyjnej dokumentacji. Grozi jej do 10 lat więzienia.

Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego dla Łodzi-Śródmieścia, który skierował sprawę do Sądu Rejonowego w Brzezinach, a ten - aby nie być posądzony o stronniczość (istnieją powiązania rodzinne między sędziami a oskarżonymi) - poprosił Sąd Najwyższy w Warszawie, aby skierował sprawę do innego miasta. W ten sposób sprawa trafiła do Rawy.

Dziś dalszy ciąg rozprawy.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto