MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Wzloty i upadki Tomasza H.

Paweł Hochstim
W Niemczech Tomasz Hajto jeździł najlepszymi mercedesami. W Łodzi przesiadł się do chryslera pożyczonego od dealera samochodowego
W Niemczech Tomasz Hajto jeździł najlepszymi mercedesami. W Łodzi przesiadł się do chryslera pożyczonego od dealera samochodowego
15 tysięcy euro za zegarek? Żetony za 5 tysięcy euro w kasynie? Najdroższe stroje z kolekcji Gianniego Versace? Plik banknotów w kieszeni? Tak jeszcze niedawno żył Tomasz Hajto, obecnie menedżer i piłkarz ŁKS.

15 tysięcy euro za zegarek? Żetony za 5 tysięcy euro w kasynie? Najdroższe stroje z kolekcji Gianniego Versace? Plik banknotów w kieszeni? Tak jeszcze niedawno żył Tomasz Hajto, obecnie menedżer i piłkarz ŁKS. Dzisiaj to już tylko wspomnienie człowieka, który był na szczycie, a teraz grozi mu osiem lat więzienia za spowodowanie wypadku, w którym zginęła kobieta.

Nikt, kto od lat śledzi wydarzenia w polskim futbolu, nie powie, że Hajto ma wielki talent. Zawsze solidny obrońca, ale daleko mu było do wirtuozów nawet naszej, krajowej piłki. Mimo to osiągnął bardzo wiele. 62 mecze w reprezentacji Polski, awans i występ w finałach mistrzostw świata, dwukrotne zdobycie Pucharu Niemiec, dziewięć lat występów w zagranicznych klubach, lukratywne kontrakty. O takich jak Hajto mówi się królowie życia.

Chłopak z Makowa

Niewielka miejscowość na Podhalu to rodzinne miasto Hajty. W miejscowym Halniaku stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki. Już wtedy marzył o wielkiej karierze, oglądając w telewizji popisy najlepszych piłkarzy świata. Gdy trafił do Hutnika Kraków i zadebiutował w ekstraklasie, szybko próbował dołączyć do najlepszych. Na boisku nieustępliwy, poza boiskiem pyskaty. Jak góral.

Gdy w 1993 roku trafił do Górnika Zabrze, był już znanym ligowcem. Ot, taki facet od czarnej roboty, który potrzebny jest w każdej drużynie. Taki, co to mocno kopnie piłkę, potrafi sfaulować, silnie wyrzuci z autu, a przy rożnym pójdzie pod bramkę, by spróbować trafić głową. Specjalnie nie rzucał się w oczy, choć jeszcze przed wyjazdem do Niemiec zadebiutował w reprezentacji Polski. W sierpniu 1996 roku prowadzona przez Antoniego Piechniczka reprezentacja skompromitowała się w Bełchatowie, remisując z Cyprem 2:2. Wtedy po raz pierwszy w koszulce z orzełkiem zagrał Tomasz Hajto.

Skok do kariery

Od 1997 roku grał za granicą. Trzy sezony występował w MSV Duisburg, by przenieść się do słynnego Schalke 04 Gelsenkirchen. Prezentował tam te same zalety, które wcześniej pokazywał w Polsce. Był chyba najbardziej twardym obrońcą Bundesligi, którego bali się wszyscy napastnicy. Królował w klasyfikacjach żółtych kartek, zbierając je niemal w każdym występie.

Już wtedy lubił się zabawić. Obnosił się ze swoim bogactwem. W kieszeni miał zawsze kanapkę, ale nie chodzi tu o chleb z szynką, a o plik banknotów. Dlatego obok pseudonimu "Gianni" (od najdroższych strojów z kolekcji Versace), zyskał sobie przydomek "Kanapka". Jeździł luksusowym mercedesem, na rękach miał sygnety i bransolety. W wywiadach przyznawał, że lubi wydawać pieniądze. - Kiedyś z kolegami w Schalke rywalizowaliśmy, kto będzie miał najmodniejszy zegarek. Jednego dnia kupiłem zegarek za 15 tysięcy euro - opowiadał Hajto. Nie ukrywał też, że lubi wpaść do kasyna. Zdarzało mu się nawet grać żetonami za pięć tysięcy euro. Zdarzało się, że wygrywał, ale również przegrywał. Choć dzisiaj nigdy się do tego nie przyzna, to wiadomo, że hazard stał się jego problemem. Wtajemniczeni twierdzą, że kasyna chętnie odwiedzał już wówczas, gdy startował do wielkiej kariery za granicą.

Pierwsze kłopoty

W kwietniu 2004 roku sąd w Essen skazał Hajtę na grzywnę w wysokości 43,5 tys. euro za posiadanie papierosów bez znaków akcyzy. Niemiecka prokuratura domagała się uznania Hajty za pasera, który sprzedawał z zyskiem szmuglowane przez granicę papierosy. Sąd nie podzielił tej opinii, ale przykładnie ukarał reprezentanta Polski za posiadanie nielegalnych papierosów. Hajto i jego adwokat tłumaczyli, że piłkarz kupił te papierosy, ale ponieważ pali inne, to rozdał je wśród kibiców.

Dla piłkarza zarabiającego ponad milion euro rocznie grzywna w wysokości niespełna pięćdziesięciu tysięcy nie była wielką karą. Hajto do dzisiaj ma pretensje do polskich mediów, że nie informowały szeroko o tym, że sąd nie uznał go za przemytnika. "Gianni" jest bardzo czuły na swoim punkcie. Nie znosi krytyki, za to sam często mówi prosto z mostu. Uważa, że kariera na Zachodzie upoważnia go do występowania w roli piłkarskiego eksperta. Nie da się jednak ukryć, że dzisiaj rzadko gości w stacjach telewizyjnych. Gwiazda powoli gaśnie.

Coraz niżej i niżej

Po aferze z papierosami Hajto pożegnał się z Gelsenkirchen. Na rok trafił do 1.FC Nürnberg. Zagrał w siedemnastu spotkaniach, ale podpadł trenerowi Wolfgangowi Wolfowi, bo skrytykował swoich kolegów. Ostatni rok za granicą spędził w angielskich klubach Southampton i Derby County. Aż postanowił wrócić do Polski. Pierwsze kroki skierował do Pogoni Szczecin i Lecha Poznań, ale tam nikt nie czekał na niego z otwartymi ramionami. Przypadek sprawił, że Hajto spotkał się z właścicielem ŁKS Danielem Goszczyńskim. Ten podjął decyzję natychmiast: Tomek Hajto dożywotnio może pracować w ŁKS, zarówno jako piłkarz, jak i menedżer.

Transfer "Gianniego" do łódzkiego beniaminka był wydarzeniem ostatniego lata. Gdy piłkarz przyjechał do ośrodka w Bielsku-Białej, gdzie trenowali ełkaesiacy, czekał na niego tłum dziennikarzy. Po karierze na Zachodzie, chłopak z Makowa wrócił do Polski.

Łódzkie kłopoty

Zaczęło się pięknie. Hajto grał bardzo dobrze, a drużyna wygrała pierwszy mecz. Ale już po drugim zaczęły się niepokoje. Łukasz Madej zarzucił menedżerowi, że wpływa na skład zespołu, przez co on nie ma miejsca na boisku. Konflikt zażegnano, ale niektórzy zauważyli wówczas, że w szatni między zawodnikami a piłkarzem-menedżerem nie zawsze dobrze się układa. Bomba wybuchła kilka tygodni później, gdy niektórzy zawodnicy, oczywiście anonimowo, wyznali dziennikarzom, że Hajto pożycza od nich pieniądze i ma kłopot z oddaniem. Podawali różne sumy - od kilkudziesięciu złotych do kilku tysięcy. Wspominali też o pieniądzach ze wspólnej kasy, które zniknęły. Hajto zaprzeczył, klub zaprzeczył, ale nieprzyjemny zapach pozostał. Tym bardziej że w kolejnych dniach Hajto dał się złapać fotoreporterom przy stole z ruletką. Było grubo po północy...

Skrywaną tajemnicą są długi Hajty. Piłkarzy i trenerów zaszokowała sytuacja, gdy podczas jednego z treningów na stadion przyjechało kilku mężczyzn, takich, którzy nie lubią żartować, by upomnieć się o pieniądze. Nie sposób też dodzwonić się do Hajty. Gdy ktoś telefonuje z nieznanego numeru, najpierw musi wysłać SMS i napisać, w jakiej sprawie chce zadzwonić. Po kilku minutach można wybrać numer.

Spowodowany przez niego w ubiegłym tygodniu wypadek, w którym zginęła potrącona na pasach 74-letnia kobieta, dopełnia obraz człowieka, któremu świat wali się na głowę, ale który wciąż robi dobrą minę do złej gry. Szybko wrócił na boisko i do pracy w roli menedżera.

Tomasz Hajto to na pewno barwna i kontrowersyjna postać. To człowiek, który w ciągu 35 lat życia nigdy nie był anonimowy. Mówią, że ma góralski charakter. Czy tego charakteru wystarczy, by pokonać kolejne kłopoty?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wyjazd reprezentacji Polski z Hanoweru na mecz do Hamburga

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto