Doda miała wczorajszej nocy groźny wypadek samochodowy. Gdy wracała potężnym 200-konnym mitsubishi z koncertu w Licheniu, tir zajechał jej drogę. Tylko dzięki refleksowi jej ochroniarza i kierowcy Przemka nie doszło do tragedii.
Do zdarzenia doszło na drodze krajowej nr 14 (Łódź - Łowicz) w miejscowości Krępa w gm. Domaniewice. W aucie oprócz kierowcy i piosenkarki była również menedżerka. W pewnym momencie Przemek dostrzegł szarżującego z naprzeciwka tira. W ostatniej chwili udało mu się zareagować.
- Kierujący mitsubishi odbił w prawo, by uniknąć zderzenia i wtedy samochód zahaczył o ścianę wiaduktu kolejowego - mówi asp. sztab. Józef Grzelak z Komendy Powiatowej Policji w Łowiczu. - Na miejsce pojechali funkcjonariusze ruchu drogowego. Okazało się, że sprawca wypadku nawet się nie zatrzymał. Po prostu uciekł z miejsca zdarzenia. Ustalamy jego tożsamość.
Menedżerka Dody podaje, że w chwili wypadku piosenkarka spała. Obudziło ją głośne uderzenie. Była przestraszona i rozdygotana. Na szczęście potężna masa terenowego mitsubishi uchroniła kierowcę i pasażerów przed poważnymi obrażeniami.
Gdy wiadomo już było, że nikomu nic się nie stało, policjanci, jak również laweciarz, wzięli od wokalistki... autografy. Na miejsce wypadku przyjechał również sponsor artystki, który wcześniej przekazał do jej dyspozycji dwa modele mitsubishi - reklamujące prezerwatywy.
Doda czuje się dobrze i nic nie wskazuje na to, by miała odwołać jakikolwiek ze swoich koncertów.
Auto wokalistki zostało od razu przetransportowane do warsztatu w Aleksandrowie Łódzkim, gdzie już jest reperowane.
Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
