Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wifama-Prexer, czyli uzbrojeni w rodzinę

Sławomir Jastrzębowski
Historia ludzi, którzy utworzyli prywatną spółkę zbrojeniową Wifama-Prexer mogła być kolejnym przykładem dynamicznych i przedsiębiorczych Lodzermenschów. Takich, co to z niczego budują fortuny.

Historia ludzi, którzy utworzyli prywatną spółkę zbrojeniową Wifama-Prexer mogła być kolejnym przykładem dynamicznych i przedsiębiorczych Lodzermenschów. Takich, co to z niczego budują fortuny. W ten wtorek funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, zatrzymując cały zarząd i powiązane z nim osoby, przerwali sen o potędze. Według prokuratury spółka budowała swoją pozycję wyłudzając pieniądze od skarbu państwa. Co najmniej 4 mln 155 tys. zł.

Kluczowe osoby w późniejszej spółce Wifama-Prexer z siedzibą przy ul. Niciarnianej w Łodzi poznały się w pracy w państwowym przedsiębiorstwie Prexer przy Kilińskiego. Tam postanowiły założyć spółkę Prexer-Projekt. Liderem przedsięwzięcia był 54-letni dziś mgr inż. Jan Z., absolwent Politechniki Łódzkiej. Dołączyło do niego grono przyjaciół, m.in. Andrzej G. i Andrzej T. - późniejsi wiceprezesi i współudziałowcy Wifamy-Prexer.

- To byli przyjaciele od wielu lat. Gościli się na imieninach, razem spędzali urlopy. Ich kontakty towarzyskie osłabły dopiero kilka lat temu, po śmierci Basi, pierwszej żony Jana Z. - mówi jeden z bliskich znajomych prezesa.

Pod koniec lat 90. Prexer-Projekt kupił od syndyka część upadłego widzewskiego zakładu Wifama. Główną księgową Zakładów Mechanicznych Wifama została 30-letnia dziś Anna S., córka Jana Z. z pierwszego małżeństwa.

Firmy Prexer-Projekt i Wifama były osobnymi spółkami, ale z tymi samymi udziałowcami i zarządem. Ponieważ znaczną częścią produkcji zakładów były elementy zbrojeniowe, spółki otrzymywały dotacje z Ministerstwa Gospodarki na tak zwany PMG, czyli Plan Mobilizacji Gospodarki. Były to pieniądze, które miały zapewnić sprawne funkcjonowanie zakładów w czasie wojny. Duże pieniądze, kilka milionów złotych rocznie.

Źle potraktowany personel

Z nieoficjalnych informacji wynika, że kłopoty Wifamy i Prexer-Projekt zaczęły się odÉ złego potraktowania pracowników firm.

W spółkach działał komputerowy program księgowy wymyślony przez jednego z pracowników. Pozwalał ponoć na wprowadzanie dowolnych zmian w rachunkowości firm. Zmieniać można było nawet wydatki i wpływy z przeszłości. Ale kilku pracowników nie chciało tego robić. Zostali zwolnieni. Swoją rozległą wiedzą na temat finansów spółek podzielili się z Urzędem Kontroli Skarbowej. Łódzka Izba Skarbowa przekazała wyniki kontroli do Prokuratury Okręgowej. We wrześniu 2002 Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod nadzorem prokuratury rozpoczęła śledztwo.

Czy telefony firmy były na podsłuchu? - Nie wypowiadam się na temat podejmowanych przez nas czynności operacyjnych - mówi kpt. Wojciech Barański, rzecznik prasowy łódzkiej ABW.

Czy agencja miała swojego człowieka w spółce? - Chętnie bym kogoś takiego poznał - dodaje Barański.

Wiadomo, że ABW sprawdza, czy w spółkach produkujących m.in. na potrzeby wojska byli zatrudniani ludzie na czarno oraz czy pracownikom zaniżano na papierze pobory, po to, aby płacić mniejsze podatki. Wiadomo także, że oszczędny Jan Z., prezes i główny udziałowiec Wifamy-Prexera nie afiszował się swoim bogactwem. Jeździł starym modelem volvo. Dom na osiedlu Rogatka zostawił córce Annie, a sam ze swoją nową, 25-letnią żoną, byłą sekretarką, przeprowadził się do mieszkania w nowoczesnych blokach.

"Rodzinny" wtorek, 21 stycznia

Jan Z. został zatrzymany rano we wtorek 21 stycznia właśnie w swoim wielkim, kanciastym zielonym volvo. W tym samym czasie funkcjonariusze ABW zatrzymywali podejrzane osoby w kilku innych miejscach Łodzi, w tym także w siedzibie firmy przy ul. Niciarnianej. Tam w swoich gabinetach zatrzymano dwóch wiceprezesów. Łącznie tego dnia i tej nocy ABW i prokuratura przesłuchiwała 25 osób. Czasem były to całe rodziny związane z członkami zarządu łódzkiej spółki.

Do aresztu tymczasowego trafiło 11 osób, w tym Jan Z., czterech innych członków zarządu, główna księgowa (córka prezesa) i prokurent. Mechanizm wyłudzania dotacji otrzymywanych ze Skarbu Państwa okazał się wręcz prymitywny. Członkowie zarządu angażowali rodziny i znajomych do wykonywania prac na rzecz spółki Wifama-Prexer. Rodziny wystawiały rachunki za rzekomo wykonane usługi i w ten sposób wyprowadzały z firmy pieniądze pochodzące z Ministerstwa Gospodarki. Poczucie bezkarności było duże, na przykład rachunek za remontowanie hali Wifamy wystawiła pani psycholog, która miała to robić osobiście będąc w zaawansowanej ciąży.

Kto ma, a kto nie ma szabli?

Wifama-Prexer produkuje na potrzeby wojska, ale także na potrzeby wielu "cywilnych" firm. Na internetowej stronie łódzkiej spółki jako odbiorców podaje m.in. tak znane firmy jak: ABB-Łódź - Polska, Philips Lighting - Polska, Same Deutz-Fahr - Polska Tornos - Szwajcaria, ASCO Joucomatic - Holandia Heroal - Niemcy, BOSCH - Niemcy, Tousek - Austria.

Spółka produkuje także części i podzespoły do czołgów, łuski, części pocisków, broni strzeleckiej, a także szable i noże. Szable były osobiście wręczane przez prezesa Jana Z., jako dowód uznania i wyróżnienia osobom zaprzyjaźnionym z firmą.

Takiej szabli nie ma mjr kontrwywiadu Bogusław Tyka, obecny dyrektor łódzkiego pogotowia ratunkowego, który w latach 1998-99 był szefem Wojewódzkiego Inspektoratu Obrony Cywilnej w Łodzi. Pieniądze z Ministerstwa Gospodarki płynęły do łódzkich spółek zbrojeniowych w ramach programu utrzymania gotowości na czas wojny, właśnie poprzez ten Inspektorat.

Bogusław Tyka nie kryje, że z Janem Z. łączyła go przyjaźń i często wspólnie spędzali czas. Zaprzyjaźnili się - jak nam powiedział dyrektor Tyka - w 1998 roku w czasie kontroli Wifamy-Prexera. Od listopada ubiegłego roku łódzkie pogotowie co miesiąc płaci spółce Jana Z. pieniądze za dzierżawione pomieszczenia dla zespołu ratunkowego - chodzi o tak zwany punkt wyczekiwania. A sam dyrektor regularnie bywał w gabinecie Jana Z. przy ul. Niciarnianej. Jak twierdzi, wizyty miały charakter wyłącznie towarzyski.

Rzecznik łódzkiej delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego podkreśla, że śledztwo w sprawie łódzkiej spółki będzie się rozwijać. Sprawdzone zostaną m.in. prywatne kontakty trzech aresztowanych prezesów. Jak już ustalono tylko Jan Z. z całej trójki ścisłego kierownictwa spółki miał uprawnienia samodzielnego dokonywania przelewów i podpisywania umów. Jeżeli ktoś bezpośrednio go kontrolował, to była to jego córka, przebywające obecnie także w areszcie główna księgowa i prokurent Anna S.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto