MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

W Łodzi organizowane są nielegalne turnieje karciane

Tomasz Spodenkiewicz
W centrum Łodzi regularnie odbywają się pokerowe turnieje. Choć polskie prawo tego zabrania, dwa razy w tygodniu do zielonych stolików zasiada kilkunastu wytrawnych pokerzystów.

W centrum Łodzi regularnie odbywają się pokerowe turnieje. Choć polskie prawo tego zabrania, dwa razy w tygodniu do zielonych stolików zasiada kilkunastu wytrawnych pokerzystów. Minikasyno funkcjonuje w piwnicy jednej z kamienic.

Wielki Szu wyjeżdżający czerwonym ferrari z domu płaczącego PRL-owskiego yuppie, przewracanie stołów w mordowniach, gangsterzy z cygarami i mordobicie - takiego pokera znamy z filmów i kronik kryminalnych. Jak jest w rzeczywistości? Reporter "Expressu" zajrzał do karcianego podziemia.

Pokaż dowód

Schodzę do piwnicy domu w centrum miasta, na co dzień wykorzystywanej jako punkt usługowy. W pokoju za przedsionkiem siedzi na kanapie czterech dwudziestokilkuletnich facetów. Milkną na mój widok.

- Słyszałem, że tu można pograć w pokera - zagajam.

- Może i można. A nie jesteś z policji? - pyta wysoki blondyn w czapce z daszkiem.

- A skądże! - zapewniam.

Cały czas jestem taksowany wzrokiem. Chłopak zastanawia się, co ze mną zrobić.

- Pokaż dowód! - żąda. Zdziwiony wyciągam dokumenty, a po chwili uzyskuję pozwolenie na grę.

W suterenie znajdują się jeszcze trzy sale: dwie większe z ustawionymi stołami i niewielki pokoik z barkiem, w którym dwie osoby grają w szachy. Wpisowe do turnieju wynosi 55 zł. Przy jednym ze stolików siedzi brunet z wielką otwartą walizą z pieniędzmi i żetonami do gry.

Wyciągam stówę, ale w banku brakuje bilonu i organizator, machając ręką, wydaje mi 50 zł. Dostaję kilkadziesiąt żetonów o nominałach 10, 25, 100 i 500, których suma opiewa na 3000 jednostek pokerowej waluty. "Pięćsetka" jest zatem równowartością 8,33 złotego.

Gra ma się toczyć przy dwóch stołach i za każdym z nich, po wylosowaniu miejsca, siada dziewięć osób. Mam rozdawać jako pierwszy.

Debiut

- Grałeś kiedyś w pokera? - pyta sympatyczny chłopak w kapturze na głowie. - Każdemu po dwie karty - dodaje na mój przeczący ruch głową.

Mój sąsiad wyjaśnia mi zasady. Gramy w Texas Holdem, najpopularniejszą odmianę pokera, do której używa się talii 52 kart. Na stole wykłada się pięć z nich, wspólnych dla wszystkich graczy, czyli tzw. flopa. Każdy ewentualny układ (para, dwie pary, trójka, strit, kolor, full, kareta i poker) jest kompilacją kart uczestnika gry z flopem. Według znawców, to najbardziej szlachetna i dżentelmeńska odmiana pokera. Mimo to w Polsce poza kasynami zakazana...

Grywam w brydża, więc rozdawanie idzie mi sprawnie. Podnoszę karty - szóstka i siódemka. Dwaj gracze po mojej lewej ręce rzucają żetony na stół. Jeden daje "dziesiątkę", drugi dwie plastikowe monety o tym samym nominale.

- To blajndy - wyjaśnia mi sąsiad. - Zawsze pierwszy po rozdającym daje małego, a drugi dużego, czyli dwa razy tyle. Kto chce później wejść, musi minimum wyrównać do dużego - dodaje.

Na polu walki zostaje wkrótce jeden z zawodników. Zwycięzca, uśmiechnięty blondyn o dziecięcym wyrazie twarzy, zgarnia żetony w swoją stronę. Nie pokazał, jakie karty pozwoliły mu wygrać, a reszta uczestników turnieju nie zainteresowała się nawet, co faktycznie miał. Przypomina mi się scena z filmu "Hazardziści", w którym główny bohater, kreowany przez Matta Damona, ograł pokerowego mistrza. Tamten nie potrafił zapanować nad emocjami.

- Co miałeś? - spytał nerwowo.

- Wybacz, ale nie pamiętam - odparł zwycięzca.

Między wyjadaczami

W trakcie gry toczy się wesoła rozmowa, jakby uczestnicy nie byli zainteresowani rozgrywką. Ktoś mi wyjaśnia, że to raczej zabawa niż hazard, a podejrzane typy nie mają tu wstępu. Stałymi bywalcami są intelektualiści, menedżerowie czy studenci. Ten, który mnie legitymował, opowiada o rozdaniu z Internetu albo z poprzedniego turnieju, w którym sporo wygrał. Pada dużo słów zaczerpniętych z języka angielskiego, do których dołączane są polskie końcówki. Dowiaduję się, że np. "zrobić olina" (z ang. "all in") to wysunąć na środek stołu komplet swoich żetonów, czyli postawić wszystko na jedną kartę. Uderza mnie także błyskawiczne liczenie prawdopodobieństwa wygrania z daną kartą.

Mijają kolejne rozdania, a ja cały czas pasuję. W końcu wchodzę do gry, mając dwa walety. Moi przeciwnicy błyskawicznie się orientują, że mam dobrą kartę i pasują. Zgarniam jedynie żetony wyłożone w pierwszej rundzie. Chyba wytrawni pokerzyści zakładają, że nowicjusze wchodzą tylko z dobrą kartą. Może uda mi się to wykorzystać?

- Pula nagród wynosi 740 zł, z czego dla pierwszego są trzy stówy. Kasa do czwartego miejsca - rozlega się nagle na sali głos faceta z walizką.

Wysokość wygranych daje mi do myślenia. Ma się to nijak do mojego wyobrażenia o pokerze jako grze, w której ludzie tracą domy i samochody...

Ostatnia szansa

W końcu przychodzi rozdanie, które pozwala mi się wzbogacić. W grze pozostaję tylko ja i gość po mojej prawej stronie.

- All in - mówi znienacka sąsiad i wysuwa ok. półtora tysiąca "zyli" na środek stołu.

Miałem asa z waletem, więc po chwili wahania sprawdzam. Coś mi mówi, że mój przeciwnik nie ma pary. Odkrywamy - ma asa z dziesiątką. Na razie jestem górą, ale gdy na stole odkryje się dycha, przegram. Robi się nerwowo. Szóstka, ósemka i walet - oddycham z ulgą. Gość w dwóch pozostałych kartach musiałby dostać dwie dziesiątki. Tak się nie dzieje, więc zgarniam furę żetonów, a mój rywal ściska mi dłoń i wstaje od stołu.

Niestety, część moich funduszy niedługo potem roztrwaniam. Zagalopowałem się z parą dwójek i tracę około tysiąca w pokerowych pieniądzach.

Nagle wszyscy wstają od stołu. Połowa z osiemnastu graczy odpadła.

- Jesteś w finale - słyszę.

Los mnie nie rozpieszcza w decydującej grze. Cały czas dostaję blotki. Muszę zaryzykować z asem i czwórką karo.

- All in - mówię, wysuwając żeton pięćsetkę i trzy setki przed siebie.

Jeden z przeciwników dorzuca tyle samo i ku mojej rozpaczy kładzie na stole dwa asy. Odkrywam swoje. Rozdający wykłada dwójkę, trójkę, ósemkę, damę i... piątkę.

Na sali rozlega się szum. Mam strita i pokonuję przeciwnika.

Mój kapitał się prawie potraja. Odpada dwóch finalistów, w tym chłopak w kapturze. To dziwne, bo grał mądrze, decyzje opierał na żelaznych zasadach statystyki... Choć wielu uważa pokera za grę losową, znajomość matematyki często decyduje o wynikach.

Potem nie idzie mi kompletnie. Odpadam, zajmując siódme miejsce. Gdy wychodzę, przed błyskotliwym chłopakiem z dziecięcą twarzą leży blisko dwie trzecie wszystkich żetonów...

od 7 lat
Wideo

Polacy badają kosmos

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto