Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trener Czesław Michniewicz: Wydaje mi się, że pasuję do Widzewa

(pas)
Nowy trener Czesław Michniewicz i wiceprezes Widzewa Mateusz Cacek podczas konferencji prasowej.
Nowy trener Czesław Michniewicz i wiceprezes Widzewa Mateusz Cacek podczas konferencji prasowej. fot. Paweł Łacheta
Nowy trener Widzewa Czesław Michniewicz: - Cieszę się, że po 18 miesiącach wracam do pracy w ekstraklasie. Przychodzę do klubu z wielkimi możliwościami. Nie patrzę na tabelę. Ona będzie dla nas istotna w czerwcu. Sześć punktów straty do trzeciego miejsca - to jest w naszym zasięgu. Na początek musimy jednak zapewnić sobie utrzymanie, czyli jak najszybciej zdobyć trzydzieści kilka punktów.

Przez te 18 miesięcy otrzymywał pan propozycje pracy, ale z nich nie skorzystał. Dlaczego?

- To jest tak, jak ze starym kawalerem i starą panną. Albo ciebie nie chcą, albo ty nie chcesz. W tym zawodzie trzeba być na to przygotowanym.

Deklarował pan, że pójdzie do klubu walczącego o najwyższe cele.

- Wydaje mi się, że idealnie pasuję do Widzewa, do aspiracji klubu, jego możliwości.

Co pana łączy z poprzednim trenerem Andrzejem Kretkiem?

- Łączy nas to, że obaj byliśmy... rezerwowymi bramkarzami. Powiedziałem piłkarzom, żeby się dobrze zastanowili, kim chcą zostać po zakończeniu kariery. Mają pieniądze, niech lepiej zakładają biznesy, bo bycie trenerem jest niewdzięcznym zawodem.

Czy nie miał pan wątpliwości przed podjęciem decyzji, skoro kilkanaście miesięcy temu właściciel łódzkiego klubu oświadczył publicznie, że Michniewicz nigdy nie będzie pracował w Widzewie?

- Ja usłyszałem zupełnie inne słowa. Prezes Cacek do mnie zadzwonił, wiele sobie wyjaśniliśmy. Wtedy stwierdził, że nie jest wykluczone, iż kiedyś się spotkamy i będziemy razem pracować. I tak się stało.

Czy nie boi się pan, że po paru, odpukać, nieudanych meczach znajdzie się pan w podobnej sytuacji jak Kretek?

- Przypomnę tylko moją historię w Lubinie. W maju zdobyliśmy tytuł mistrza Polski, a w październiku już byłem bezrobotnym trenerem. Nie ma sentymentów w tym zawodzie. Jestem na to przygotowany, jak bokser, który zdaje sobie sprawę, że zadaje ciosy, ale i jemu je zadają.

Jak przez miesiące, gdy pan nie pracował, zmienił się pana stosunek do zawodu?

- Myślę, że teraz jestem lepszym szkoleniowcem. Nabrałem dystansu. Ten trudny dla mnie okres poświęciłem rodzinie, ale też podnoszeniu kwalifikacji. Byłem w Anglii, w Stanach Zjednoczonych. Jestem trenerem po drugiej stronie rzeki. Gdy przychodziłem do Lecha, miałem 33 lata, byłem bardziej kolegą, teraz już nim dla zawodników nie jestem.

Czy ktoś nowy pojawi się w sztabie szkoleniowym?

- Do sztabu szkoleniowego dochodzi Krystian Brcko - Chorwat z niemieckim paszportem, który pracował ze mną w Gdyni. Każdy szkoleniowiec jest potrzebny, żeby zorganizować zawodnikom czas od rana do wieczora.

Czy panu pasuje taki układ, że o transferach decydują władze klubu?

- Mnie pasuje, że pracuję w Widzewie, że będę miał wpływ na to, jak zespół się będzie prezentował.

Ma pan ciekawą stronę internetową. Pisze pan interesującego bloga. Czy nadal będzie pan to robił?

- Nie zamierzam teraz koncentrować się na pisaniu bloga. Skupiam się na pracy, którą mam do wykonania.

Czy to, że był pan w prokuraturze we Wrocławiu, przełożyło się na to, iż długo nie mógł pan znaleźć pracy?

- Myślę, że to nie miało znaczenia, choć pewnie w rozmowach między prezesami czy dziennikarzami ten argument padał. Ten temat jest już poza mną. Mogłem pracować w Arce, w Piaście Gliwice, wcześniej w Odrze Wodzisław, ale nie byłem zainteresowany. Nie wydałem wszystkich pieniędzy, które wcześniej zarobiłem, dlatego mogłem spokojnie czekać na propozycję.

Grał pan z Maciejem Mielcarzem i Jarosławem Bieniukiem. Czy ci piłkarze będą mieli u pana pewne miejsce w składzie?

- Gdybym był złośliwy, to Mielcarza bym nie wystawiał, bo przez niego musiałem skończyć karierę w Amice. Był młodszy, stawiano na niego, mnie poradzono, żeby skupił się na pracy trenerskiej. I dobrze się stało. Nasza wcześniejsza znajomość z zawodnikami nie ma znaczenia, jak i to, że Jarek Bieniuk mieszka niedaleko mnie. Liczy się tylko to, co piłkarze pokazują na boisku, a nie co mówią czy jak wyglądają. Reguły są jasne.

Jaka jest pana filozofia futbolu?

- Najtrudniej jest wygrać 1:0. Jeżeli ktoś jest minimalnie lepszy, sztuką staje się samemu strzelić bramkę i jej nie stracić.

Co jest największym problemem Widzewa?

- Wydaje mi się, że to, iż za łatwo można mu było strzelić bramkę. Ze mną praca jest łatwa. Wszystko jest zorganizowane, nastawione na sukces. Jestem jednak wymagający. Jeżeli ktoś ciągle będzie popełniał te same błędy, to nie będzie nam po drodze.

Czy zimą trafią do klubu nowi piłkarze?

- W rozmowie z właścicielem padły już pewne nazwiska piłkarzy, którymi klub się interesuje. Ja będę się nad tym zastanawiał i myślę, że coś dobrego się z tego urodzi.

Dlaczego podpisał pan kontrakt tylko do końca sezonu?

- Uznaliśmy, że przez te pół roku trzeba się poznać, zobaczyć, czy pasujemy do siebie. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, jeżeli będziemy się rozumieli i wszystko się będzie dobrze układało, żeby ten kontrakt przedłużyć.

Trener Andrzej Kretek otrzymał propozycję pozostania w klubie i prawdopodobnie wróci do koordynowania pracy grup młodzieżowych.

W ostatniej tegorocznej ligowej kolejce Widzew 5 grudnia, o godz. 17, zagra w Poznaniu z Lechem. Bezpośrednią relację z tego pojedynku przekaże CANAL+Sport.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto