Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tajemnicze "coś" Tatiany

Dariusz Pawłowski
• Czy bardzo się pani denerwuje przed jutrzejszym występem w finale Konkursu Eurowizji? Tatiana Okupnik: – Jesteśmy w Stambule od tygodnia i w tym czasie bardziej koncentrowałam się na próbach oraz na ...

• Czy bardzo się pani denerwuje przed jutrzejszym występem w finale Konkursu Eurowizji?

Tatiana Okupnik: – Jesteśmy w Stambule od tygodnia i w tym czasie bardziej koncentrowałam się na próbach oraz na tym, jak będzie wyglądał nasz występ, niż na emocjach. Nerwy pewnie pojawią się przed samym koncertem. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że na pewno będziemy spokojni, bo to jednak będzie bardzo poważny występ. Z pewnością więc trema się pojawi.

• W krajowych mediach do ostatniej chwili trwa dyskusja, w czym wystąpi Tatiana Okupnik na scenie...

– Nie odpowiem na to pytanie: efekt będzie widoczny w telewizji i wtedy będzie można komentować mój strój. Na sto procent będą zdania negatywne i pozytywne, nie można przecież zaspokoić wszystkich i znaleźć w tej materii złotego środka. Zdaję więc sobie sprawę, że jedni powiedzą: „OK”, a inni krzykną: „tragedia!” (śmiech). Często zresztą decyzję o tym, co założę, podejmuję w ostatniej chwili. Jedno, co jest pewne, to kolory, bo musieliśmy je podać już w styczniu po polskim finale, by można było dopasować scenografię.

• Jestem spokojny, że w czymkolwiek pani wystąpi, na pewno będzie się podobać...

– No, zobaczymy. W takim razie mogę też wystąpić w niczym (śmiech).

• Czy ma pani jakieś szczególne sposoby zapewnienia sobie szczęścia: przed wyjściem zakłada pani bieliznę na lewą stronę, albo całuje złotą rybkę?

– Nie, nie, nie (śmiech). Podejrzewam, że każdy z uczestników podchodzi do tego inaczej, może ktoś wziął ze sobą słonika... Ale ja nie używam małych gadżetów. Raczej staram się wierzyć w swoje siły i krótki moment skupienia przed samym występem. Nie mam ze sobą żadnych malutkich rzeczy. To znaczy będę miała przy sobie coś, ale nie powiem bo jest mi bardzo bliskie. To nie jest oczywiście żaden słonik czy inna maskotka, ale to taka rzecz, którą akurat na ten występ założę i wmówię sobie, że ma mi przynieść szczęście (śmiech).

• Nie wiemy, w co się pani ubierze, nie wiemy, co będzie pani miała przy sobie. Czy wiadomo już chociaż, jak będzie wyglądał sam występ?

– Ha, ha, ha. Każda nasza próba była rejestrowana i mogliśmy ją potem oglądać w pokoju, więc do końca wprowadzamy jakieś korekty. Ten występ to dla nas wyjątkowa sytuacja także dlatego, że zawsze gramy w osiem osób, a tutaj, ze względu na wymogi regulaminu, musieliśmy ograniczyć zespół do sześciu muzyków.

• Trudno było zdecydować, kto nie wystąpi?

– To nigdy nie jest łatwe. Zdecydowaliśmy się na podstawowe minimum: trzyosobowa grająca i śpiewająca sekcja dęta, perkusista, grający na gitarze i śpiewający Paweł Rurak-Sokal, no i ja. Wszystkie partie wokalne będą śpiewane na żywo.

• A jak oceniacie piosenki konkurentów?

– Z tego, co wiemy do tej pory, to poziom Eurowizji jest w tym roku wyższy niż w ubiegłym. Jest przede wszystkim dużo świetnie zaśpiewanych ballad, spodziewamy się wielu niespodzianek.

• Znany jest dość bezkompromisowy stosunek mężczyzn w Turcji do atrakcyjnych kobiet. Czy w Stambule może pani spokojnie chodzić ulicami?

– Szczerze powiedziawszy, nie chodzę. Nie mieliśmy czasu na to, żeby robić sobie spacery po Stambule. A nawet gdybym chciała przejść się sama, to zaraz pojawiłaby się ochrona. Organizacja naszego pobytu jest tu tak konkretna, że ci panowie rzeczywiście cały czas się pojawiają i za nami chodzą.

• Czy zdążyło zatem coś panią w Turcji bardzo zaskoczyć: czy widzi w nim pani egzotyczny kraj, czy też jest w nim tak jak w innych państwach europejskich?

– Tak jak każdy kraj, Turcja ma swoją tradycję i są takie rzeczy, które mnie zaskoczyły. Pozytywnie i negatywnie. Pozytywnie to na przykład to, że tutaj jest strasznie dużo licznych rodzin, które spędzają czas w swoim gronie. Gdy przychodzi niedziela, wszyscy siadają na trawnikach i zupełnie im nie przeszkadza, że obok są kolejne rodziny, które na przykład rozpalają ogniska albo robią sobie grilla. Muszę przyznać, że w odróżnieniu od dzisiejszej Polski, tak bardzo rodzinnie spędza się tutaj każdą niedzielę.

• A negatywne zaskoczenie?

– Jakichś szczególnych negatywnych przeżyć właściwie nie miałam. Może tylko to, że tu w każdym miejscu jest strasznie dużo ludzi, a ja tak naprawdę w tłumie nie za dobrze się czuję. Wolę, gdy otacza mnie troszeczkę mniej osób (śmiech). No, ale w Stambule mieszka kilka milionów ludzi, więc trudno, żeby było inaczej i ciężko liczyć, że się znajdzie jakąś wolną przestrzeń.

• Czy jako zespół z Polski wzbudzacie w Turcji jakieś zainteresowanie? Czy osoby, z którymi się spotykacie, dopytują was o Polskę, o jakieś wydarzenia?

– Muszę powiedzieć, że wszyscy tu bardzo pozytywnie reagują na nas i na nasze konferencje prasowe. Na przykład dziennikarze śpiewali nasze utwory, a piosenkę „Love Song”, którą zaśpiewamy w finale Eurowizji, znali bardzo dobrze. To było bardzo sympatyczne i tak naprawdę podczas tych konferencji mieliśmy małe koncerty.

Są też pytania o Polskę, ale w moim odczuciu wszystkie podszyte sympatią.

• Co sobie pani przywiezie ze Stambułu?

– Na razie się nad tym nie zastanawiałam. Na pewno przywiozę dużo zdjęć, takich zrobionych w głowie. Inne rzeczy na razie mnie za bardzo nie interesują. Bardziej jestem skupiona na występie niż na zakupach.

• Zdjęcia tylko w głowie? Żadnych na papierze?

– Oczywiście koledzy mają tutaj aparaty, więc takie też będą. Moim zdaniem robienie zdjęć jest bardzo sympatyczne, kiedy ktoś potrafi je robić. Wtedy jednak trzeba cały czas nosić ze sobą aparat. A ja, mimo że mój aparat jest bardzo malutki i wygodny, wolę zdjęcia „pstrykać oczami” (śmiech).

• Czy czujecie w sobie presję jako reprezentanci Polski?

– Im bliżej występu, tym częściej taka myśl się pojawia. Zdajemy sobie sprawę, że to nie jakiś tam kolejny konkurs, w kolejnym mieście, tylko impreza, co do której Polacy mają sporo oczekiwań. Presja więc narasta, ale mam nadzieję, że nie będzie paraliżująca.

• W Eurowizji będą was oglądać nie tylko Polacy, ale cała Europa. Czy wiążecie z tym jakieś nadzieje?

– Jakieś na pewno, bo jesteśmy, można powiedzieć, uniwersalnym zespołem. Zawsze jest jednak pewna bariera językowa, bo choć mówię po francusku, to na scenie jest troszkę inaczej. Ale graliśmy już koncert dla Francuzów i widzieliśmy, że muzyka chwyciła, publiczność się bawiła. Czuję taki potencjał, że mogłabym śpiewać, grać dla ludzi poza granicami naszego kraju. Ale by tak się stało, musi się wydarzyć wiele różnych rzeczy.

• Niedawno oświadczyliście, że wiele rzeczy z tych, które pojawiają się w prasie, to wymyślone przez was historie na użytek mediów. Co zatem nakłamała pani w tym wywiadzie?

– ... (śmiech).

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tajemnicze "coś" Tatiany - Łódź Nasze Miasto

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto