Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szkoła bezstresowa

Anna Gronczewska
O łódzkim XLIV LO dalej krąży opinia, że to bezstresowa szkoła
O łódzkim XLIV LO dalej krąży opinia, że to bezstresowa szkoła
– Olu, czy masz teraz lekcję? – krótko obcięta dziewczyna zaczepia na szkolnym korytarzu dużo starszą od siebie kobietę. Ta się nie denerwuje, tylko spokojnie odpowiada.

– Olu, czy masz teraz lekcję? – krótko obcięta dziewczyna zaczepia na szkolnym korytarzu dużo starszą od siebie kobietę. Ta się nie denerwuje, tylko spokojnie odpowiada.
Ola to dyrektor liceum, a dziewczyna z krótkimi włosami jest uczennicą.

– Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, że nauczyciele są z uczniami na ty – tłumaczy Aleksandra Matyska, dyrektor XLIV LO w Łodzi. – U nas jest tak od powstania szkoły.

XLIV LO w Łodzi obchodzi dziesięciolecie istnienia. Przed laty nazywano je szkołą eksperymentalną. Nauczyciele jako pierwsi w Polsce nie stawiali uczniom ocen, wszyscy mówili do siebie po imieniu, pojawiły się zajęcia z psychoedukacji.

– To bezstresowa szkoła – mówiono o liceum, które powstało na Olechowie. Co po latach zostało z eksperymentu?

– Jest inaczej niż 10 lat temu, bo inni są dzisiaj uczniowie – twierdzi Janusz Żmiński, jeden z twórców liceum, który do dziś uczy w nim m.in. historii i wiedzy o społeczeństwie.

Bez ocen

Żmiński pamięta, z jakim entuzjazmem ją tworzono. Olechów był dużym osiedlem, a nie było liceum. Grupa nauczycieli z olechowskiego zespołu szkół spotykała się przez cały rok, by rozmawiać, jak ma wyglądać nowe liceum. Duży wpływ na program szkoły mieli psycholodzy z pracowni Alternatywnego Wychowania z Ewą Roze na czele. Pojawił się pomysł, by nie stawiać ocen, a przez trzy pierwsze lata opisywać umiejętności uczniów.

– Pomysł został przez wszystkich zaakceptowany – wspomina Żmiński. – Nikogo nie dziwiło, że uczniowie i nauczyciele mają mówić sobie po imieniu. Twórcy szkoły należeli do grup terapeutycznych, warsztatów, gdzie wszyscy byli ze sobą na ty.

Przez trzy lata nie było ocen. Wszyscy byli automatycznie promowani do następnej klasy. Dopiero po zakończeniu trzeciego roku nauki, przechodziło się przez tzw. próg edukacyjny, czyli egzamin.

– Na początku liceum nie miało określonego klienta, czyli ucznia – mówi Żmiński. – Był tylko pewien program, klient pojawił się potem.

Matka w ławce

W pierwszym i drugim roczniku przyszli do liceum ci, którzy bardzo długo czekali na „inną” szkołę. Byli to dobrzy uczniowie, którzy z powodzeniem daliby sobie radę w każdym liceum. Drugą grupę stanowili tzw. szkolni buntownicy. Liczyli, że zostaną tu lepiej potraktowani.

O liceum szybko stało się głośno w Polsce. W telewizji pojawiły się migawki jak jedna z uczennic karmiła na lekcji dziecko. W historii szkoły trafiły się dwie młode matki. Koledzy pomagali im przewijać dziecko. Nauczyciele kołysali wózek.

– Chodziło o zwrócenie uwagi na problem – tłumaczy Żmiński.

– Dziewczyny, które chodziły do innych szkół, rodziły dzieci i musiały pożegnać się z nauką. My chcieliśmy pokazać, że może być inaczej.

Inny stres

O XLIV LO zaczęto mówić, że to szkoła bezstresowa. Koledzy z innych ogólniaków zazdrościli, że nie muszą martwić się o oceny, nie muszą się uczyć. Magda Trzaskała, absolwentka z pierwszego rocznika tłumaczy, iż brak ocen nie oznaczał, że nie było stresu.

– Był to stres innego rodzaju – dodaje. – Miałam kłopoty z rodzicami, chcieli mnie zabrać z tej szkoły. Bali się, że nie zdam matury, nie dostanę się na studia. Dużym stresem był „próg” w trzeciej klasie.

Magda Rydel, jedna z pierwszych absolwentek liceum twierdzi, że brak ocen nie spowodował, że przestała się uczyć. – Uczyłam się dla siebie i dla tej szkoły – tłumaczy. – Wtedy dobre imię naszego liceum było bardzo ważne, bo to była nasza szkoła.

Pierwsi uczniowie wspominają, że nauczyciele bez problemów przechodzili z nimi na ty. Ówczesna
dyrektorka szkoły miała z tym kłopot. – Niech odsunie się od tablicy, bo nic nie widzę! – usłyszała więc na lekcji od uczennicy.

Nocne opisy

Po roku z liceum odeszło 6 nauczycieli. Żaden z nich nie tłumaczył, dlaczego. Część była zmęczona, inni rozczarowani. Opisowy system ocen, to dla nauczycieli ogromna praca.

– Żona musiała kilka razy w semestrze każdemu z 60 uczniów wypisywać ocenę – opowiada Żmiński. – Każda z nich, to kilka stronic. Całe noce trzeba było nad tym siedzieć.

W trzecim roku istnienia szkoły przyszło wielu uczniów, którzy stwarzali problemy wychowawcze. Pozycja liceum była coraz słabsza. Nie lubiła go parafia, nie najlepsze były kontakty z podstawówką. Nauczyciele zniechęcali ósmoklasistów do wybierania olechowskiego liceum. – Trafiało do nas mniej zdolnych uczniów – nie ukrywa Żmiński.

Kiedy zmieniły się władze kuratorium, szkoła odeszła od eksperymentu. Pojawiły się oceny, ale zostały zajęcia z psychoedukacji, mówienie po imieniu, sąd koleżeński. Szkołę przeniosiono na ul. Wacława. – Inni są uczniowie, jest ich o wiele więcej. 10 lat temu było ich 60, teraz jest prawie 300 – twierdzi Matyska.

Wielu uczniów trafia tu dziś przypadkiem. Tak jak Emilia Rudnicka czy Magda. Obie zdawały do innej szkoły, ale nie dostały się. Tu były wolne miejsca. – Przez pierwsze dwa lata robiłam wszystko, żeby się przenieść. Już się przyzwyczaiłam – mówi Magda.

Mariusz Soszka i Kasia uczą się tu czwarty rok. Mariusza namówił starszy kolega, Michał Okrasa, a Kasię starszy brat. – Gdy nauczyciele w podstawówce dowiedzieli się, że chcę tu się uczyć, natychmiast zaczęli mi odradzać – opowiada Mariusz. – Byli przekonani, że się tu zmarnuję.

Dobre studia

Okazuje się, że wielu absolwentów XLIV LO kończy dobre kierunki studiów – prawo, administrację, farmację. Z pierwszego rocznika na studia zdecydowało się 75 proc. uczniów. Trzaskała kończy socjologię, Rydel skończyła filozofię i wróciła do swojego liceum. Uczy w nim etyki. Okrasa jest na czwartym roku etnologii.

Michał nadal odwiedza liceum. Przyznaje, że dzisiejsze roczniki są trochę inne. Mają mniej zapału, nie chce im się nic robić dla szkoły. – Łatwiej jest tu osobie, której nie chce się uczyć, przemknąć z klasy do klasy – zaznacza.

Mariusz dodaje, że atutem jest dobry układ z nauczycielem.

– Można się dowiedzieć czegoś więcej o nim, o tym jaki jest poza szkołą – mówi. – Gdy nauczyciel widzi, że uczeń chce się uczyć, a mu nie wychodzi, to na pewno mu pomoże.

Kasia twierdzi, że w szkole jest dwóch – trzech nauczycieli, którzy nie pozwalają mówić po imieniu.

– W młodszych klasach wielu uczniów nie zwraca się do nauczycieli po imieniu – dodaje Matyska.

Nauczyciel przed sądem

XLIV LO jest nadal jedną z niewielu szkół w Polsce, które ma swój sąd koleżeński. Stają przed nim uczniowie i nauczyciele. Uczniowie ustalają normy, których nie powinno się łamać, wybierają sędziów. Orzeka skład, w którym jest dwóch nauczycieli i dwóch uczniów.

– Uczeń może zaskarżyć nauczyciela, ucznia albo nauczyciel ucznia – mówi Kasia, która jest sędzią.

– Rzadko uczeń skarży nauczyciela.

Dyrektor Matyska musiała stanąć przed sądem koleżeńskim. Oskarżono ją, że paliła papierosy w niedozwolonym miejscu. Potem musiała myć toaletę nauczycielską i zrobić plakat o szkodliwości palenia. – Pamiętam, że inny z nauczycieli, który też chyba naraził się paleniem, musiał przyjść do szkoły w garniturze, choć bardzo tego nie lubił – opowiada Michał Okrasa.

Siedmiu wspaniałych

Magda przyznaje, że nie jest to idealna szkoła. Parę rzeczy jej się nie podoba. – Ona nie wychowuje – twierdzi. – Nie wiem jednak, czy będę dobrze zrozumiana…

Koledzy protestują. Mariusz twierdzi, że nie toleruje się tu alkoholu, narkotyków, a papierosy pali się w wyznaczonym miejscu.

– Gdy ktoś ma problemy z alkoholem czy narkotykami, to szkoła mu pomaga, nie zostawia samego – zapewnia. – Zresztą chodzą do nas wychowankowie „Monaru”.

O XLIV LO dalej się mówi, że jest bezstresową szkołą. Beata przeniosła się tu z innego liceum. Nie żałuje. – Jak chcę się uczyć, to będę się uczyć – mówi. – Jak mnie ktoś zmusza, to się buntuję. Poza tym nikt tu się nie stresuje, że za jakąś głupotę wyleci ze szkoły. Tu trzeba na to zapracować.

Z nauczycieli, którzy tworzyli eksperymentalne liceum zostało siedmiu. Śmieją się, że są siódemką wspaniałych.

Żmiński mówi, że nie ma już takiego entuzjazmu jak przed 10 laty. – Brakuje mi zespołowej pracy nauczycieli – twierdzi. – Kiedyś spotykaliśmy się po lekcjach do rana dyskutowaliśmy o uczniach.

Niektórzy pytają go, czy jeszcze raz zacząłby wszystko od początku.

– Zastanowiłbym się, czy chcę być nauczycielem – mówi wtedy. Jeśli miałby pracować w szkole, to tylko takiej jak ta.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto