"Spacerował wokół bloku, wszyscy wyszli na balkony, wyglądali przez okna". Gospodarskie wizyty Edwarda Gierka w Łodzi i naszym regionie
- Lubiłam działać - mówiła nam pani Barbara. - Tą społecznikowską żyłkę mam chyba po ojcu. On też był wielkim społecznikiem w mojej rodzinnej Żarnowicy. Kiedy przyjechałam do męża na wieś, to było tu tylko światło. Położyliśmy asfalt, wybudowaliśmy remizę i wodociągi. Starosta Stanisław Szmalec w 1979 roku prowadził w Woli Rokszyckiej duże gospodarstwo, najnowocześniejsze w okolicy. Hodował świnie. Długo szukano odpowiedniego kandydata na starostę. Musiał być nie karany i być dobrym gospodarzem. Szmalec spełniał te wszystkie kryteria, no i jeszcze należał do PZPR, był radnym. O tym, że został starostą dowiedział się w sierpniu. Nie pasowało mu to za bardzo, bo był akurat po operacji woreczka żółciowego. Jednak nie wypadało odmówić. Na dodatek Edward Gierek miał odwiedzić jego gospodarstwo... Żniwa w 1979 roku były bardzo trudne. Przez całe lato strasznie padało. Zbiór zboża kończono we wrześniu. Rolnicy wspominają, że wszystkich bardzo gonili, żeby zbierali zboże. Najbardziej tych, którzy mieli pola przy trasie Warszawa-Katowice. - Zboże było mokre, a już kosić kazali - wspomina jeden z rolników w gminie Wolbórz. - Było tak mokro, że maszyny na pole wjechać nie mogły. Barbara Rytych opowiadała, że gdy z kółka rolniczego wypożyczano maszyny, to w pierwszej kolejności tym, którzy mieli pola przy „gierkówce”. Całe województwo przygotowywało się do wizyty I sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Gminni sekretarze partii jeździli po okolicy i wypatrywali, czy gdzieś nie ma jeszcze słomianych strzech. Gdy taką zauważyli, gospodarza czekała poważna rozmowa. Musiał wymieniać dach. Dostawali nawet od ręki przydział eternitu, który był wtedy towarem deficytowym. Gdy zaś blisko „gierkówki” stała nie reprezentacyjna chałupa, to ustawiano przed nią zasłonę z eternitu. Tak by towarzysz Gierek z samochodu nie zauważył walącego się domu... Tydzień przed i tydzień po dożynkach Rytychowie oraz Szmalcowie musieli przyjąć pod swój dach niecodziennych gości. Mieszkali u nich funkcjonariusze SB. Mieli pilnować starostów i ich gospodarstw. U Szmalców kontrola była szczególna, bo to ich gospodarstwo miała odwiedzić towarzysz Gierek. - Wiadomo było, że do nas nie przyjedzie, ale SB też siedziało - opowiadała Barbara Rytych. - Pilnowali, by coś złego nie stało się mnie lub gospodarstwu. A przecież nie było takiej potrzeby. CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE