Anna Wesołowska, sędzia karnista z Sądu Okręgowego w Łodzi, sądziła gang „Popeliny” i łódzką „ośmiornicę”. Teraz występuje w serialu „Sędzia Anna Maria Wesołowska”, emitowanym do poniedziałku do piątku przez TVN.
Nie bała się pani, że udział w programie zostanie źle odebrany przez sędziów i sądzonych?
– Sędzia w sądzie zostawia tylko togę. Nigdy nie może zapomnieć o roli, którą mu powierzono. Służba, jaką pełni wobec społeczeństwa, ma taki wymiar, że każde jego zachowanie jest oceniane w sposób szczególny, także poza salą sądową. Podjęcie decyzji o udziale w programie było więc trudne. Zastanawiałam się kilka miesięcy. Pani prezes Sądu Okręgowego nie zgłosiła sprzeciwu. Mam nadzieję, że program spełni oczekiwania. Póki co żadne negatywne komentarz do mnie nie dotarły. Wprost przeciwnie: spotykam się z wyrazami sympatii. Dostałam nawet kartki z gratulacjami od skazanych przebywających w zakładach karnych. To cieszy, ponieważ to między innymi do tych, co zbłądzili, kierowany jest ten program.
Telewizja emituje codziennie jeden odcinek. Jak pani godzi pracę w sądzie z pracą na planie?
– Miałam tydzień urlopu, więc nakręciliśmy kilkanaście odcinków. Teraz na nagranie kilku odcinków wystarczy nam weekend. Chcę podkreślić, że chociaż w serialu też jestem sędzią, mam togę, łańcuch, wydaję wyrok, to nie jest prawdziwy sąd. Dobrze, aby widzowie z tego zdawali sobie sprawę. W rzeczywistości nie jesteśmy w stanie w trzy kwadranse przeprowadzić procesu i wydać wyroku w sprawie o zabójstwo.
Zdecydowałam się na udział w serialu, wierząc w jego edukacyjne przesłanie. Sala rozpraw ujawnia wiele prawd, o których na co dzień zapominamy. Ponadto może uda się nam „odczarować” atmosferę wokół wymiaru sprawiedliwości: ciężko pracujemy i zasługujemy na szacunek. Aby dobrze funkcjonował, potrzebujemy jednak współpracy ze społeczeństwem. Np. jeśli do sądu przyjdzie świadek i kłamie albo udaje, że nic nie wie, to oprócz tego, że popełnia przestępstwo, przedłuża proces. Z tym przesłaniem chcemy dotrzeć do jak największej grupy ludzi.
Zawodowemu sędziemu sytuacje na planie mogą wydawać się sztuczne.
– Myślę, że trochę są. W pierwszym odcinku pojawiły się bluźnierstwa. Powiedziałam producentowi, że jest to dla mnie niedopuszczalne. W kolejnym odcinku przekleństw już nie ma.
Na każdym przystanku są billboardy z podobizną sędzi Anny Marii Wesołowskiej. Czy ta popularność bywa męcząca?
– Nie odczuwam ciężaru popularności. Ludzie chyba czują, że to co robię, robię dlatego, aby żyło się nam lepiej i bezpieczniej. Potrafią to uszanować.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?