Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozkradana fabryka przy ul. Dubois - właściciel wziął milionowe kredyty i wyjechał za granicę

(amo)
Straż pożarna, ratownicy chemiczni, straż miejska, policja i inżynier miasta zabezpieczali wczoraj po południu opuszczoną - jak się okazało - fabrykę "Loki" przy ul. Dubois 111/119.

Straż pożarna, ratownicy chemiczni, straż miejska, policja i inżynier miasta zabezpieczali wczoraj po południu opuszczoną - jak się okazało - fabrykę "Loki" przy ul. Dubois 111/119.

- Otrzymałem rano informację, że budynki tej fabryki są splądrowane i wysłałem na miejsce strażników - mówi Waldemar Walisiak, zastępca komendanta straży miejskiej.

Na miejscu okazało się, że fabryka produkująca farby do włosów jest opuszczona i była od jakiegoś czasu okradana. Na jej terenie pozostały jednak beczki z różnymi chemikaliami. Znaleziono również kilkanaście segregatorów z dokumentami, zwolnieniami lekarskimi, numerami kont, wyciągami bankowymi, listami płac i danymi osobowymi licznych osób.

Okna oraz drzwi budynków zostały wymontowane, a na terenie fabryki panuje straszliwy bałagan. Wszędzie walają się opakowania farby do włosów, pudełka, papiery, plastikowe pojemniki.

Jak powiedzieli nam strażnicy miejscy, właściciel zakładu wyjechał za granicę wraz z całą swoją rodziną, wcześniej zaciągając podobno wielomilionowe kredyty.

- Od kilku tygodni pod fabrykę przyjeżdżały samochody, na które ładowano okna, drzwi i inne rzeczy - relacjonuje Henryk Jarzębowski, pracownik firmy mieszczącej się obok. - Przyjeżdżali w biały dzień i brali, co chcieli. Informowaliśmy kilkakrotnie o sprawie policję, ale reakcji nie było.

Katarzyna Zdanowska, rzeczniczka komendy miejskiej, nie była w stanie potwierdzić, czy policje rzeczywiście wzywano wcześniej na miejsce, a jeśli tak, to dlaczego nie zabezpieczono obiektu.

Po jego skontrolowaniu strażacy, ratownicy chemiczni i inżynier miasta uznali, że chemikalia nie stanowią bezpośredniego zagrożenia dla środowiska i życia ludzi, gdyż znajdują się w zamkniętych beczkach.

Mimo to straż miejska będzie pilnować zakładów przez całą dobę, aż do odnalezienia syndyka masy upadłościowej, który ma obowiązek zabezpieczyć obiekt i zutylizować chemikalia.

- W każdej chwili mogło dojść do tragedii - mówi dyżurny straży miejskiej. - Teren zakładów był przecież otwarty, każdy mógł wejść do robić, co mu przyszło do głowy. Niezabezpieczona była oczyszczalnia ścieków oraz otwarte studzienki kanalizacyjne, do których mogły wpaść bawiące się dzieci.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto