Kłęby gęstego dymu, ciemno, nic nie widać. Temperatura sięgająca miejscami 140 stopni Celsjusza, a w tle przerażające odgłosy: trzaski, tłumione krzyki i piski. To nie jest scenariusz najnowszego filmu grozy, tylko strażackie ćwiczenia w komorze dymowej. Dla nowicjuszy w fachu - prawdziwy chrzest bojowy.
- Komora to aranżowana akcja ratownicza, a dokładniej trudności, na jakie może natknąć się strażak - tłumaczy st. kpt. Zbigniew Wójcik, zastępca komendanta Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 2 przy ul. Legionów. - To świetne ćwiczenie, pozwalające wyeliminować podstawowe błędy, jak choćby założenie maski czy hełmu.
Do komory strażacy wchodzą w pełnym umundurowaniu bojowym, w hełmach, z butlą tlenową na plecach i w maskach. Przed "główną atrakcją" mają jeszcze rozgrzewkę, czyli bieg po bieżni, wspinaczkę po drabinie i wyciąganie młota. Także do ciemnego pomieszczenia, pełnego ukrytych włazów, tuneli, podstępnych zwężeń i skosów, strażak wchodzi porządnie zmęczony.
- O to chodzi. Przecież ratujemy ludzi w różnych warunkach, rzadko wchodząc przez szeroko otwarte drzwi - wyjaśnia Zbigniew Wójcik. - Znacznie częściej musimy dosłownie czołgać się na kolanach, by przedostać się do ofiary.
Komora dymowa to labirynt, składający się z klatek, gdzie ukryty jest tunel, klapy do włazów na różnych poziomach oraz ukośne przeszkody. Wszystko tonie w kłębach dymu i ciemnościach, na dodatek temperatura wzrasta do 140 stopni powyżej zera. Tylko ognia brakuje.
Przez komorę przechodzą strażacy podczas wstępnego szkolenia. Taki chrzest bojowy, który zapamiętują na długo. Dla Piotra Cholajdy debiut w komorze był nieustannym miotaniem się.
- Nic nie widać, człowiek czołga się na kolanach i próbuje znaleźć właz - wspomina Cholajda. - Jeszcze czuję dreszcze na plecach, na samo wspomnienie.
Swój pierwszy raz doskonale pamięta również Tomasz Wojtczak, starszy sekcyjny z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej 2. Strażakiem jest od pięciu lat, zalicza komorę co roku, jak każdy strażak w ramach obowiązkowych ćwiczeń. Przyznaje jednak, że to zawsze stres.
- Na początku najgorsze było oswojenie się ze sprzętem, bo wszystko nowe, a jak nowe, to straszne - mówi Tomasz Wojtczak, starszy sekcyjny z JRG 2. - Do tego stres, choć ten jest zawsze. Jak podczas prawdziwej akcji. O strachu nikt nie myśli, bo trzeba działać. Ale on jest, gdzieś w tyle głowy.
Komory nie pokonuje się na czas, choć jest go tyle, ile tlenu w butli. A tego wystarcza średnio na 25 minut. Doświadczeni przechodzą w 18 minut, ale ważna jest precyzja każdego ruchu, nie czas. Ćwiczeniom zawsze towarzyszy lekarz, bo nie można w nich brać udziału zaraz po przebytych infekcjach dróg oddechowych z katarem. Organizm jest wtedy zbyt osłabiony i mogą być kłopoty.
* * * * *
Ćwiczą wszyscy
Z komory dymowej przy ul. Legionów korzystają strażacy z Łodzi i województwa. Początkujący uczą się oswajać stres, doświadczeni - doskonalą umiejętności. Wkrótce nowa komora pojawi się w strażackim ośrodku szkoleniowym w Sieradzu, pieniądze na ten cel podarował samorząd województwa. Ta przy ul. Legionów nadal będzie służyć łódzkim strażakom.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?