Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Podstawione osoby bez problemu mogą zdawać egzaminy na UŁ

Maciej Kałach
Reporterowi "Dziennika Łódzkiego" (pierwszy od prawej) nie udało się wejść tylko na egzamin ze studiów międzynarodowych. Rozpoznał go znajomy z roku...
Reporterowi "Dziennika Łódzkiego" (pierwszy od prawej) nie udało się wejść tylko na egzamin ze studiów międzynarodowych. Rozpoznał go znajomy z roku...
Ubrany w ciemny garnitur nie wyróżniam się z tłumu studentów oczekujących na dr. Andrzeja Pilichowskiego. Wykładowca na godzinę 16 we wtorek przewidział egzamin pisemny z socjologii dla pierwszego roku prawa ...

Ubrany w ciemny garnitur nie wyróżniam się z tłumu studentów oczekujących na dr. Andrzeja Pilichowskiego. Wykładowca na godzinę 16 we wtorek przewidział egzamin pisemny z socjologii dla pierwszego roku prawa Uniwersytetu Łódzkiego.

Według późniejszego protokołu w auli gmachu przy ul. Narutowicza 59a zasiadły 133 osoby. Jedna z nich, czyli ja, wcieliła się w rolę oszusta, który pragnie napisać sprawdzian za niedouczonego kolegę...

Choć indeks był nieważny
Od początku idzie mi doskonale. Najpierw nawiązuję rozmowę ze stojącymi pod drzwiami do sali dziewczynami w minispódniczkach. Tłumaczę, że nie kojarzą mnie z widzenia, ponieważ zabrakło mi czasu, aby chodzić na wykłady. Nowe znajome same muszą zarabiać na studia wieczorowe, więc ze zrozumieniem przyjmują moje wyjaśnienia. Minispódniczki tracę z oczu dopiero, gdy przyznaję, że do socjologii uczyłem się zaledwie kwadrans i raczej nie da się ode mnie ściągać.

Zanim pojawia się doktor, salę otwiera jeden z trójki jego pomocników. Podczas większości egzaminów są nimi niżsi stopniem pracownicy naukowi albo doktoranci. Pilnują samodzielności zdających studentów, do ich zadań należy także wychwytywanie takich przypadków, jak ja. Jednak bez problemu zajmuję miejsce w ławce, do której dosiada się przyozdobiony czerwonym krawatem nieznajomy.

Po raz kolejny słyszę pytanie "czy umiesz?" i po raz kolejny odpowiadam negatywnie. Mój sąsiad wygląda na załamanego, ale dzielnie wyciąga z kieszeni indeks, który ma potwierdzić jego tożsamość. Ja też mam indeks - ale innego kierunku, w dodatku nieważny. W nadziei, że tym razem obejdzie się bez kontroli danych osobowych, kładę dokument przed sobą.

Testy w moim rzędzie rozdaje urocza, jak przypuszczam, pani magister. Przystępuję do symulowania rozwiązywania 28 zadań, a wokół słychać już pierwsze szepty domagające się podpowiedzi. Cichną, gdy podwładna dr. Pilichowskiego po kwadransie ponownie zapuszcza się między ławki. Jak pozostała dwójka pomocników, jednak zagląda w indeksy.

Przygotowuję się na godne przyjęcie kompromitacji, ale pani magister nie jest dziś zanadto spostrzegawcza.

Nie zauważa, że mój dokument wystawił Wydział Studiów Międzynarodowych i Politologicznych - i to przed sześcioma laty. Wprawdzie jestem proszony o wpisanie na tekście zgodnego z indeksem nazwiska, jednak nikt tego później nie skontrolował, przynajmniej w moim wypadku.

Po godzinie zgłaszam się z testem do dr. Pilichowskiego. Gdy odbiera arkusz, postanawiam się ujawnić. Naukowiec nie wydaje się zmieszany wtargnięciem nieproszonego gościa, jest raczej ciekawy, na ile dziennikarz poradził sobie z egzaminacyjnymi pytaniami.

Niski poziom wiedzy tłumaczę faktem, że na zajęcia z socjologii chodziłem przed trzema laty. Doktor po komentarz w sprawie dziennikarskiej prowokacji odsyła mnie do "kierownika sali", czyli jednego z pomocników. Ten, pragnąc zachować anonimowość, mówi o wyjątkowym zbiegu okoliczności. Zwykle na egzaminach Wydziału Prawa i Administracji już przy wejściu zdający powinien odszukać się na specjalnie sporządzonej liście. Tym razem listy zabrakło, a jego koleżanka popełniła gruby błąd.

Kierownik sali chwali się, że już kilkakrotnie zdarzało mu się przyłapać prawdziwych oszustów, przekazanych po wpadce komisji dyscyplinarnej Uniwersytetu Łódzkiego. Tymczasem Jadwiga Janik, rzecznik UŁ, powiedziała nam, że nie przypomina sobie takich incydentów.

Jeżeli i oszust, i zleceniodawca pochodzą z UŁ, zgodnie z regulaminem studiów, obojgu grozi m.in. zawieszenie w prawach studenta, a nawet wydalenie z uczelni. Jednak co zrobić z osobą, która przyszła prosto z ulicy? Regulamin o tym nie mówi.

Wystarczy nie patrzeć w oczy?
Uniwersytet odwiedzam ponownie w środę. Tym razem próbuję "wkręcać się" na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym. Dzień wcześniej, bez kontroli, wszedłem na drugą turę egzaminu dla III roku finansów w auli D-208.

Postanawiam dać wykładowcom "Ek-Socu" jeszcze jedną szansę i pojawiam się o 10 na sprawdzianie z metodologii badań społecznych. Aby utrudnić sobie zadanie, zrezygnowałem z marynarki i założyłem sweterek. Czekając aż dr Ilona Przybyłowska otworzy drzwi sali C-101, wypytuję przyszłych socjologów, jak oceniają moje szanse na sukces. Z ankiety wychodzi, że sprawdzanie tożsamości na "Ek-Socu" należy do przypadków incydentalnych.

Pani doktor do pilnowania setki zdających przyprowadza dwójkę pomocników. Dowiaduję się, że w minionym semestrze prowadzili oni przygotowujące do egzaminu z metodologii ćwiczenia. Demaskacja mojej osoby wydaje się więc nieuchronna już w trakcie rozdawania kartek z poleceniami. Jednak swój zestaw otrzymuję prosto z ręki pracowniczki naukowej odpowiedzialnej za pilnowanie sali. Nie patrzyłem jej wtedy w oczy...

Być może uznała, że jestem z innej, nieprowadzonej przez nią w czasie ćwiczeń, grupy. Zgodnie z tym, co przepowiedzieli studenci nie musiałem sięgać po przeterminowany indeks. Po kwadransie nieudanych prób odpowiadania na pytania w rodzaju "co to jest zmienna interweniująca?" postanawiam skończyć udział w egzaminie. Wstaję i podchodzę do dr Ilony Przybyłowskiej. W przeciwieństwie do naukowca sprawdzającego dzień wcześniej wiedzę prawników, widać po niej zdenerwowanie. Grzecznie wyjaśnia, że dotąd wierzyła w skuteczność pomocników, ale zastanowi się, czy nie wprowadzić dla zdających obowiązku "odhaczania się" na liście.

Zdemaskował mnie znajomy
Na wczesne popołudnie zaplanowałem spotkanie z pierwszym rokiem wieczorowych politologów. Ponieważ ich wydział nie ma wystarczająco pojemnej sali, egzamin z metodologii studiów międzynarodowych napiszą w auli prawników. Orientuję się w tematyce sprawdzianu, więc moi rozmówcy z 80-osobowej grupy biorą mnie ze swojego. Zdemaskował mnie dopiero spotkany na korytarzu pomocnik wykładowcy przedmiotu. Studiowaliśmy razem na roku. Mimo znajomości nie zezwolił mi na udział w egzaminie.Przyznał jednak, że nie wie, czy jego zwierzchnik zarządzi szczegółową kontrolę indeksów.

Pytam studentów politologii, czy możliwe jest, by oszuści zdawali za kogoś egzamin. Zdaniem Ani, dla której ta sesja jest już piątą, podstawieni koledzy mogliby napisać trzy czwarte jej egzaminów. Jako przykład podaje zaliczenie z prawa wspólnotowego i integracji europejskiej.

- 1 lutego, wykładowczyni nie przeprowadziła kontroli nawet wówczas, gdy okazało się, że liczba przygotowanych testów nie zgadzała się z liczbą obecnych na sali - relacjonuje studentka.

Ania nie chciałaby jednak sprawdzania tożsamości przed każdym testem. To wydłużyłoby egzaminacyjny stres o co najmniej pół godziny.

Idealnym rozwiązaniem byłoby ustne odpytywanie studentów. Jednak na każdego z nich wykładowca musi poświęcić średnio ok. 20 minut. To przy dużej liczbie studentów na największych wydziałach spowodowałoby, że sesja przeciągałaby się niemiłosiernie.

A tak trwa wprawdzie krócej, ale sprzyja takim oszustom, jak niżej podpisany.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto