Parking strzeżony, auto skradzione

Artur Stasikowski, właściciel mitsubishi carisma, twierdzi, że na osiedlowym strzeżonym parkingu przy ul. Bartoka skradziono z jego auta elektryczne lusterka. Właściciel parkingu zaprzecza. Artur Stasikowski chce pozwać go do sądu.

Rozmowa pana Artura z szefem parkingu zakończyła się awanturą. Właściciel mitsubishi dowiedział się, że... lusterka odkręcił sobie sam i że to nie prowadzący parking jest odpowiedzialny za samochody tam pozostawione.

– Pracująca u mnie firma ochroniarska jest ubezpieczona i jak się coś stanie, ona odpowiada – wytłumaczył nam szef parkingu, nie godząc się jednak na podanie swego nazwiska w prasie.

Ze strzeżonych parkingów giną nie tylko lusterka i inne drobne części, ale całe auta. Tylko na Widzewie skradziono w tym roku dwa pojazdy.

– Strażnik tłumaczy często, że na chwilę wyszedł do toalety – mówią policjanci pracujący w tamtym rejonie. – Cóż, nikt nie będzie narażał życia dla cudzego samochodu...

A kto ma za ten samochód (albo lusterka) skradziony ze strzeżonego parkingu zapłacić?

Artur Stasikowski ma dostać odszkodowanie ze swojego autocasco i jest zły, bo straci część zniżek.

– Parking strzeżony jest w świetle prawa firmą przechowawczą i to jego właściciel odpowiada za utratę pozostawionego na przechowanie samochodu i jego wyposażenia – mówi prawnik Zbigniew Właziński. – Może uwolnić się od odpowiedzialności finansowej poprzez ubezpieczenie, ale nie ma takiego obowiązku.

Czy mamy prawo żądać odszkodowania za skradziony samochód także tam, gdzie nie podpisujemy umowy, tylko dostajemy kwitek zostawiając auto np. na dwie godziny?

– Jeśli nad parkingiem widnieje napis „strzeżony”, to tak – mówi Zbigniew Właziński. – Podobne sprawy dotarły nawet do Sądu Najwyższego RP. Ten wychodził z założenia, że parking jest strzeżony, jeśli klient może to domniemywać z samego zachowania się jego właściciela. Widzi np. ogrodzenie, budkę wartowniczą, teren jest monitorowany. Parkingiem strzeżonym jest np. ten przy Galerii Łódzkiej.