Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pamotex umiera

Anna Gronczewska, Paweł Spodenkiewicz
Pod koniec lat 90. zarząd Pamoteksu zakupił warte 5 milionów dolarów urządzenia, które miały zagwarantować firmie sukces finansowy
Pod koniec lat 90. zarząd Pamoteksu zakupił warte 5 milionów dolarów urządzenia, które miały zagwarantować firmie sukces finansowy
Pamotex umiera. Ludzie w Pabianicach nie mogą się z tym pogodzić. Jeszcze niedawno nie było w mieście rodziny, w której ktoś nie pracowałby w tych zakładach.

Pamotex umiera. Ludzie w Pabianicach nie mogą się z tym pogodzić. Jeszcze niedawno nie było w mieście rodziny, w której ktoś nie pracowałby w tych zakładach.

– W Pamoteksie różnie bywało, ale pieniądze dostawałem, nieraz z małym opóźnieniem. A teraz? Żona nie pracuje, dwoje dzieci chodzi do szkoły. Jak dam im jeść? – mówi mężczyzna. Nie chce podawać nazwiska. Boi się, jak inni.
Stojący przed bramą zakładów pracownicy są wzburzeni.

– Kolejni prezesi nas do upadłości doprowadzali! – krzyczy ktoś.

– Sprzedać nas chcieli! A scenariusz tego wszystkiego został napisany już cztery lata temu!

W Sądzie Gospodarczym leżą już wnioski o upadłość Pamoteksu SA oraz jej spółki zależnej Fabryka Przędzy, w których łącznie pracuje 600 osób. Długi zakładu sięgają kilkudziesięciu milionów złotych. Jak to się stało, że firma, która jeszcze kilka lat temu należała do najlepszych w przemyśle włókienniczym i miała 100 milionów złotych rocznego przychodu ze sprzedaży, tak szybko znalazła się na dnie?

Fatalne maszyny

Pod koniec lat 90. zarząd Pamoteksu zakupił warte 5 milionów dolarów urządzenia, które miały zagwarantować firmie sukces finansowy. Jak się później okazało, przyczyniły się do jego upadku. Były to pierwsze w Polsce maszyny wykończalnicze do produkcji tkanin o szerokości 2,40 metra. Zakład w 25 procentach sfinansował je z własnych środków, w 10 procentach ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, resztę spłacał w ratach leasingowych. Przy zakupie Pamotex oparł się na analizie przygotowanej przez znaną firmę konsultingową Ernst and Young, prognozującej wzrost popytu na szerokie tkaniny.

Polskie małżeństwa nie chciały jednak spać pod szerokimi kołdrami i podobnie było w innych krajach Europy Środkowej. Spalił też na panewce ambitny plan podbicia rynku amerykańskiego i brytyjskiego. Wobec kłopotów ze zbytem, produkt… przecinano wzdłuż na pół, albo drukowano węższą tkaninę na szerokich maszynach, co znacznie zwiększało koszt produkcji.

– Cały czas narzekano, że nowe maszyny są za dobre, bo produkujemy przędzę niskiej jakości – wspomina Krzysztof Górny, wiceprzewodniczący zakładowej „Solidarności”.

W kryzys gospodarczy, który zaczął się pod koniec lat 90., zakład wszedł z dużymi zobowiązaniami finansowymi, nadmiernym zatrudnieniem i supernowoczesnym, ale wykorzystywanym w niewielkim procencie, ciągiem produkcyjnym.

Pamotex zaskarżył firmę Ernst and Young do sądu, ale ma niewielkie szanse na wygranie sprawy. Autorzy opracowania zastrzegli sobie, że nie ponoszą odpowiedzialności za decyzje podejmowane na podstawie ich szacunków.

– Bezgraniczne zaufanie do takich opracowań to duży błąd inwestora. W firmach konsultingowych pracują często młodzi ludzie, którzy nie mają doświadczenia. Właściciel fabryki raczej nie byłby tak nieostrożny, ale tu odpowiedzialność właścicielska rozmyła się – powiedział nam anonimowo łódzki działacz gospodarczy.

Ewa Frączkowska, była prezes zarządu Pamoteksu, nadal uważa, że sprowadzenie maszyn „szerokiego ciągu” było korzystne dla zakładu.

– Gdyby nie one, to upadłość ogłosiłoby się cztery – pięć lat temu – mówi Ewa Frączkowska. – Park maszyn był kompletnie zdekapitalizowany. Były tam urządzenia mające ponad dwadzieścia lat. Nowe były kupione w leasingu, więc nie można mówić o przeinwestowaniu.

Niedługo po zakupie maszyn Pamotex rozpoczął kosztowną kampanię marketingową we współpracy z Korą Jackowską i jej partnerem Kamilem Sipowiczem. Pomysł wydawał się świetny – popularna para reklamowała na billboardach pościel z bawełnianej „kory”. Tyle że oryginalne kołdry z rysunkami Kamila Sipowicza, Andrzeja Mleczki i malowankami wykonanymi przez dzieci zalegały w magazynach.

– Akcja reklamowa kosztowała wiele, a z daleka billboardy wyglądały tak, jakby reklamowały kolejny koncert Kory – mówi były pracownik Pamoteksu.

Nie pomogło zakładowi uzyskanie w roku 2000 godła „Teraz Polska”, odbieranego wspólnie przez Korę Jackowską i Przemysława Wróbla.

– Zarząd szedł w populizm – twierdzi Ryszard Jermakowski, przewodniczący „Solidarności” w Pamoteksie. – A za załatwienie takiego godła trzeba było zapłacić kupę pieniędzy!

Piętno Grzegorza Wieczerzaka

Wielu pracowników Pamoteksu uważa, że na losie firmy fatalnie zaciążyło przystąpienie do Narodowych Funduszy Inwestycyjnych.

– Od tego zaczęło się całe zło – twierdzi Krzysztof Górny.
Fundusze w zamierzeniu miały poprawiać rentowność zakładów, ale dochody zarządów nie zostały powiązane z zyskami podległych im firm. Według raportu Najwyższej Izby Kontroli z 2002 roku koszty zarządów przekroczyły 15 procent majątku funduszy! Były korzystne wyjątki, ale na ogół bez skrupułów wysysano zyski z przedsiębiorstw lub sprzedawano je za bezcen. Pamotex trafił pechowo, bo do Drugiego NFI, w którym upadło aż pięć zakładów. Największym udziałowcem funduszu była Grupa PZU, skompromitowana później przez afery, w których uczestniczyli były prezes PZU Władysław Jamroży i były prezes PZU Życie Grzegorz Wieczerzak. Obecnie prokuratura podejrzewa ich o wyprowadzenie z Grupy PZU milionowych sum.

Od połowy roku 1999 Drugim NFI zarządzała firma PZU NFI Management, w której przewodniczącym rady nadzorczej był Grzegorz Wieczerzak.

– Moim zdaniem od tego czasu znacznie pogorszyła się jakość zarządu w Pamoteksie. Tymczasem powinien on być szczególnie sprawny, gdyż właśnie nadciągał kryzys – mówi Mieczysław Michalski, prezes zarządu spółki Poltex W, która jest od grudnia 2001 roku właścicielem pakietu większościowego pabianickich zakładów.

W 1999 roku pojawił się w Pamoteksie Przemysław Wróbel, który został członkiem rady nadzorczej, a potem jej prezesem. Wcześniej był członkiem zarządu i dyrektorem inwestycyjnym Drugiego NFI. Jego osoba do dziś budzi w Pabianicach wiele emocji. W 2000 roku Przemysława Wróbla mianowano prezesem zarządu spółki. Był nim kilka miesięcy. W zakładzie wspominają, że przedstawiał do rozliczeń nawet rachunki za pastę do zębów i worki na śmieci.

– Jak wracał z Warszawy, to przedstawiał rachunki za parking. Jeden był na 60 groszy – wspomina były pracownik Pamoteksu.

Przedśmiertne konwulsje

Oprócz załogi, na upadku Pamoteksu straci Cyprian Kosiński, który zainwestował w pabianickim zakładzie 10 milionów złotych. Pan Kosiński to emigrant z Polski, obywatel Francji i Konga. Pojawił się on w Łodzi jako wysłannik francuskiej firmy International Ducatel Development, a potem wykupił udziały w Polteksie W.

W roku 1998 Poltex kupił za 9 milionów złotych jedną trzecią udziałów w Pamoteksie i przekazał aportem maszyny wykończalnicze. Cyprian Kosiński mógł być inwestorem branżowym w Pamoteksie, ale PZU NFI Management przez kilka lat nie chciał sprzedać mu akcji zapewniających kontrolę w firmie.

– Naprawdę chcieliśmy ratować ten zakład. NFI zwlekał ze sprzedażą akcji aż do grudnia 2001 roku, a większość w radzie nadzorczej uzyskaliśmy dopiero w marcu 2002 roku. Wtedy było już za późno. Wiem, że pieniędzy zainwestowanych w Pamotex już nie odzyskamy – mówi Mieczysław Michalski, prezes zarządu Polteksu W.

Ostatnie kilkanaście miesięcy to okres gorączkowych zabiegów zarządu Pamoteksu, próbującego ratować upadające przedsiębiorstwo.

– Pamotex miał konta zajęte przez wierzycieli. By kontynuować produkcję, powołaliśmy spółkę Alterna – wspomina Mieczysław Michalski.

Długi miały zostać w Pamoteksie, a do Alterny przerzucono wykończalnię i wypożyczono jej ludzi. Spółka musiała jednak szukać inwestora, który sfinansowałby początkową działalność. Zarząd postanowił związać się z obywatelem Austrii Nirem Alonem, właścicielem firmy Altro z Wiednia, handlującej bawełną i mającej fabryki surówki w Rosji, co miało być dodatkowym atutem.

– Niestety firma Altro nie wywiązała się ze swych zobowiązań i nie przekazała pieniędzy. To spowodowało upadek Alterny – twierdzi Mieczysław Michalski.

Dziś Alterna ma już prawie 9 milionów złotych długu, wniosek o jej upadłość leży w sądzie. Ponieważ spółka przestała płacić raty leasingowe za maszyny wykończalnicze, przejęła je firma Comex, należąca do Pawła Wajcherta. Jest on właścicielem Zwolteksu ze Zduńskiej Woli, Sigmateksu z Piotrkowa Trybunalskiego i przędzalni w Zelowie. Comex przejął też pracowników wykończalni Pamoteksu.

Nikt nie chciał pomóc

Krzysztof Górny zapewnia, że związki szukały ratunku dla zakładu, między innymi w Ministerstwie Skarbu. „Skarb państwa jest tak biedny, że może pomóc tylko przedsiębiorstwom, które są w upadłości” – mieli usłyszeć od dyrektor departamentu inwestycji.

Dwa lata temu związki zawodowe złożyły w pabianickiej Prokuraturze Rejonowej doniesienie, że zarząd spółki działa na jej niekorzyść.

– Postępowanie umorzono, bo nie znaleziono przesłanek – mówi Krzysztof Górny. – Pewnie chciano, byśmy pokazali dokumenty. A przecież my daliśmy sygnał. Prokuratura to powinna sprawdzić sama.

Według Ryszarda Jermakowskiego i Krzysztofa Górnego najmniej można winić ostatni zarząd. Robił, co mógł, ale w sytuacji, w jakiej znalazł się zakład, niewiele mógł zrobić.
Przez niemal cały grudzień produkcja w wykończalni stała. Na początku stycznia 110 pracowników otrzymało ofertę zatrudnienia w Comeksie, na razie na półtora miesiąca. Oznacza to, że 80 pozostałych znajdzie się na bruku.

– Jeżeli jest propozycja, to jest praca – mówi Ryszard Jermakowski, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Pamoteksie.

– A to w tej chwili najważniejsze.

Pracownik Pamoteksu, który wiele lat przepracował w zakładzie jako mistrz, już wie, że propozycji pracy w Comeksie nie przyjmie.

– Jako mistrz zarabiałem 2.100 złotych brutto – tłumaczy. – A teraz proponuje mi się 1050 złotych, czyli połowę tej sumy. I jeszcze słyszałem, że mamy pracować po 12 godzin!
Losy Pamoteksu wydają się przesądzone. W Pabianicach ludzie nie mogą uwierzyć, że nie będzie już zakładu, który zajmował kiedyś pół miasta. Podobno na części terenu fabryki ma powstać hipermarket…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto