Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ostatnia droga żołnierza

Piotr Polowy
Msza odbyła się w zabytkowym drewnianym kościele parafialnym w Nowem.
Msza odbyła się w zabytkowym drewnianym kościele parafialnym w Nowem.
– Kiedy przed naszym domem stanęło trzech żołnierzy z jednostki w Szczecinie jeszcze nie spodziewałam się najgorszego. Mąż tak. On się domyślił, że za chwilę przekażą nam tragiczną wiadomość – mówi Teresa ...

– Kiedy przed naszym domem stanęło trzech żołnierzy z jednostki w Szczecinie jeszcze nie spodziewałam się najgorszego. Mąż tak. On się domyślił, że za chwilę przekażą nam tragiczną wiadomość – mówi Teresa Krygiel z Zieleniewa pod Krośniewicami, matka sapera, który 8 czerwca zginął podczas ataku moździerzowego na skład amunicji w irackiej miejscowości Suwajra.

Pogrzeb 27-letniego Tomasza Krygiela odbył się we wtorek w Nowem, kilka kilometrów od jego rodzinnej miejscowości. Uczestniczyło w nim blisko tysiąc osób. Nawet ci, którzy nie znali osobiście zmarłego chcieli go pożegnać. Przyjechali z sąsiednich wiosek i w milczeniu stali przed zabytkowym drewnianym kościołem z XVIII wieku, który okazał się zbyt mały, by pomieścić wszystkich żałobników.

Łuski z salwy na pamiątkę

– Tu na ziemi nie mamy wiecznego mieszkania. Tomasz wypełnił święty obowiązek wobec ojczyzny i pokoju na świecie – mówił ksiądz.

W mszy uczestniczyli m.in. minister obrony narodowej Jerzy Szmajdziński i szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego generał Czesław Piątas. Oni oraz wysłannicy prezydenta RP poinformowali, że starszy kapral Tomasz Krygiel został pośmiertnie awansowany do stopnia plutonowego. Przyznano mu także Krzyż Zasługi Za Dzielność.

Uroczystości pogrzebowe trwały dwie i pół godziny. Zakończyły się na małym, położonym wśród drzew cmentarzu. Gdy rozległy się salwy honorowe i złożono wieńce na grobie, zerwał się potężny wiatr.

– Wieje jak na pustyni... – komentowali zebrani. Kilku starszych mężczyzn zbierało łuski. Każdy z nich chował do kieszeni po jednej.

– Po co nam to? Na pamiątkę. Będą nam przypominały o tej smutnej uroczystości – twierdzili.

– To był piękny pogrzeb. Proboszcz i wojskowi spisali się na medal. Tyle że nikt chłopakowi życia nie zwróci. Prawda jest taka, że politycy nasze dzieci na śmierć wysyłają – komentuje starsza kobieta.

Chciał poznawać świat

Tomasz Krygiel był saperem. Wraz z nim podczas wybuchu w składzie amunicji zginęli trzej Słowacy, Łotysz oraz kapral Andrzej Zielke spod Elbląga.

– Przez cały pogrzeb myślałam o tym, żeby wytrzymać. Żeby się nie rozkleić. Bo wiem, że Tomek by sobie tego nie życzył. Wytrzymałam, ale teraz jest mi bardzo ciężko. To straszne, jeśli rodzice chowają swoje dzieci – mówi cichym głosem Teresa Krygiel.

– Od dziecka marzył, by zostać żołnierzem. Krótko żył, ale chociaż zobaczył trochę świata. Jemu nie tyle chodziło o zarobek, co o to żeby poznawać świat. Poprzednio przez rok był na misji pokojowej w Libanie. Teraz ten Irak... Decyzję o wyjeździe podjął sam. My z mężem nie chcieliśmy w to wkraczać – opowiada.

Pani Teresa przez ostatnie tygodnie brała leki uspokajające. Ma problemy z sercem, a doniesienia o kolejnych ofiarach wojny w Iraku dodatkowo nadszarpnęły jej zdrowie.

– Te leki spowodowały, że w miarę spokojnie przyjęłam informację o śmierci syna. Przynieśli ją wojskowi. Początkowo jak ich zobaczyłam nie spodziewałam się jeszcze najgorszego. Gdy usiedliśmy w pokoju powiedzieli co się stało. Byli bardzo taktowni. Mieliśmy w nich oparcie. Podobnie jak w proboszczu i sąsiadach.

Chrzciny i ślub bez Tomka...

Gdy wojskowi powiedzieli rodzicom o śmierci syna już zmierzchało. Pani Teresa wraz z mężem Józefem ustaliła, że tej informacji nie mogą przekazać na noc 88-letniemu dziadkowi Tomasza Romanowi Krygielowi.

– Nie spałby całą noc. Tomek był jego ukochanym wnuczkiem. Dziadek jest załamany, choć niejedno już w życiu przeszedł. W 1939 roku brał udział w kampanii wrześniowej. Walczył pod Łęczycą. Teraz do opieki nad nim przydzielono nam pielęgniarkę – mówi Teresa Krygiel.

– Ostatni raz widziałam syna w styczniu, gdy nas odwiedził. Powiedział, że zdecydował się na wyjazd do Iraku, ale jeszcze nie wiedział czy poleci. Pod koniec stycznia był już w Afryce. Dzwonił do nas kilkakrotnie. Mówił, że wszystko u niego w porządku i pytał nas o zdrowie. Ostatni raz zadzwonił w piątek, gdy żenił się nasz najstarszy syn 29-letni Robert. Żałował, że nie może przyjechać, ale zapewniał, iż weselną wódkę jeszcze z nami wypije... Cztery dni później już nie żył...

Państwo Krygielowie żałują, że Tomasz nie mógł przyjechać także kilka miesięcy wcześniej. Na chrzciny Kacpra, wnuka ich 25-letniego syna Marcina.

– Tomek dzwonił, mówił, że spotkamy się później. Miał tu dziewczynę Kasię, do której tęsknił. Wierzył, że wszystko będzie dobrze. Chociaż... Może coś przeczuwał, bo powiedział bratu, że gdyby nie wrócił, to mamy napić się za niego piwa, które szczególnie lubił – dodaje Teresa Krygiel.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto