Niewiele brakowało, by ogrodzony przez mieszkańców bloku przy ul. Armii Krajowej ogródek przeszkodził strażakom w akcji ratowania mężczyzny z płonącego mieszkania. Maksymalnie wyciągnięta drabina ledwie sięgała balkonu na 2 piętrze. Gdyby pożar wybuchł na czwartym, mogło dojść do tragedii.
– Takie sytuacje, jak ta z pożaru na Retkini zdarzają się często – mówi st. kpt. Piotr Jóźwiak, rzecznik łódzkiej straży pożarnej. – Wszystkie solidne ogrodzenia ogródków i drzewa rosnące nawet kilka metrów od bloków i wieżowców, uniemożliwiają normalne interwencje. Mamy piły, którymi moglibyśmy wszystko ściąć, ale przecież na to nie ma czasu. Podczas akcji ratowania życia liczą się sekundy.
Na wielu łódzkich osiedlach, m.in. Widzewie, Teofilowie, Radogoszczu, Retkini są budynki, do których strażacy nie mogą normalnie dojechać.
– Mało tego. Są miejsca, gdzie w razie pożaru nie możemy nawet rozłożyć poduszek do skakania – dodaje Piotr Jóźwiak. Na szczęście w Łodzi nie było jeszcze takiej sytuacji. Ale wszyscy pamiętają zapewne tragiczny w skutkach wypadek, do którego doszło na jednym z warszawskich osiedli. Tam drzewa uniemożliwiły ratunek.
W spółdzielniach mieszkaniowych, na terenach których funkcjonują przyblokowe ogródki, rozkładają ręce.
– Ogródki pamiętają początki lat 80. Wtedy powstawały – mówi Jan Marek, z-ca prezesa ds. technicznych w spółdzielni Retkinia Północ. – Mieszkańcy sadzili kwiaty, warzywa, krzewy, a nawet drzewa. Dziś drzewa sięgają już kilku pięter. By je ewentualnie wyciąć potrzeba stosownych zezwoleń i ogromnych pieniędzy.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?