Jest ich czworo. Stoją obok siebie wyprostowani, mocno przejęci. Za chwilę z głośnika popłynie Mazurek Dąbrowskiego. O tym nie wiedzą. To niespodzianka urzędników Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego z okazji nadania przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego obywatelstwa polskiego. Druga to biało-czerwone flagi w prezencie.
Po pierwszych tonach obywatelom Rosji, Białorusi i Konga trudno opanować emocje. W oczach urodzonej w Wilnie blisko sześćdziesięcioletniej Elżbiety Kędzierskiej z domu Staszyńskiej pojawiają się łzy, urodzony pod Grodnem trzydziestolatek Paweł Tarasewicz zaczyna śmiać się od ucha do ucha. 58-letnia Rosjanka Ewelina Czekan-Lesz nie odrywa wzroku od męża, a pięć lat młodszy od niej czarnoskóry Mabiki Mong z Konga wygląda jak wycięty z żurnala.
– Zwykle nadanie obywatelstwa polskiego nie odbywa się tak uroczyście, łodzianie przychodzą do urzędu po dokument i tyle. Ale pojutrze przypada Święto Niepodległości – tłumaczy Janina Tomaszewska, zastępca dyrektora wydziału spraw obywatelskich i migracji w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.
Lucyna Janicka, starszy inspektor, przed uroczystością zamieniła się w doradcę.
– Odpowiadałam przede wszystkim na pytanie, jaki strój włożyć. Każdy chciał wypaść jak najlepiej. Supermodny wygląd Kongijczyka to trochę moja zasługa – uśmiecha się Lucyna Janicka.
Z dyżuru po obywatelstwo
Mabiki Mong od 20 lat pracuje w szpitalu w Głownie. Do Polski przyjechał w roku 1970 jako stypendysta. W Łodzi ożenił się i doczekał dwójki dzieci. Studia doktoranckie ukończył w Berlinie Zachodnim. Na wręczenie obywatelstwa polskiego przybył prosto z dyżuru w szpitalu.
– Jeszcze nie zdążyłem ochłonąć po operacji. A tu nowe doświadczenie. Nie mogę zebrać myśli – tłumaczył „Dziennikowi” mocno podekscytowany.
Emocje powoli opadają, Elżbieta Kędzierska pośpiesznie, ale dobitnie wyrzuca z siebie słynny wers „Litwo! Ojczyzno moja”. Po śmierci matki, ojciec wyjechał do Polski, a ona pozostała w Wilnie u dziadków. Do Polski przyjechała na jego zaproszenie, kiedy skończyła szesnaście lat. Pracowała w łódzkich zakładach. Kropkę nad „i” postawił Jan Kędzierski. Elżbietę poznał, kiedy służył w wojsku.
– Była potańcówka w łódzkiej elektrowni, na której Ela wpadła mi w oko. Koledzy zazdrościli mi, że potrafiłem zdobyć dziewczynę cudzoziemkę – wspomina Jan Kędzierski.
Na pytanie, co w Polsce podoba się jej najbardziej, odpowiada tak samo od 37 lat: „Mój mąż”. Nie ukrywa zachwytu nad wnuczką, uczennicą łódzkiego liceum.
– Martusi przyznał stypendium naukowe sam pan premier Marek Belka – cieszy się babcia.
Dziadek postawił na swoim
Paweł Tarasewicz podkreśla, że urodził się w Wasiliszkach pod Grodnem, kilometr od Starych Wasiliszek, skąd pochodzi zmarły niedawno Czesław Niemen. Tarasewicz po ukończeniu szkoły średniej został zakwalifikowany na studia do Polski. Ukończył Międzynarodowe Stosunki Ekonomiczne i Polityczne na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym UŁ. Obecnie jest kierownikiem rozwoju eksportu w łódzkiej firmie tekstylnej. Uzyskanie polskiego obywatelstwa określa jako powrót do polskości.
– Mój dziadek Polak uparł się, aby mój tata miał w dokumentach narodowość polską, chociaż urzędnicy woleliby sowiecką. Trochę późno się to stało, ale dziadek postawił na swoim – opowiada.
Na Białorusi mieszka rodzina Pawła. Mama z tatą w Wasiliszkach, a sto kilometrów dalej siostra z dwójką dzieci.
– Chciałbym, aby przyjechały do Polski kontynuować naukę, a potem żeby zostały. Będę starał się przygotować im miejsce – zapowiada Tarasewicz. Na razie, sam zamierza założyć rodzinę, bo jak powtarza: „trzydziestka na karku, więc nie ma sensu zwlekać”.
W Łodzi czuję się u siebie
Ewelina Czekan-Lesz przyszła na świat w położonej na północy Rosji miejscowości Kotłas. Gdyby nie przystojny pabianiczanin o imieniu Tomasz, myśl o zmianie miejsca zamieszkania nie przyszłaby jej do głowy. Poznali się na studiach w Leningradzie. Ona uczyła się w Leningradzkim Pediatrycznym Instytucie Medycznym, on studiował elektronikę, a potem robił doktorat w Leningradzkim Instytucie Elektrotechnicznym. Akademiki były blisko siebie... Dziś Ewelina pracuje jako specjalistka pediatrii i medycyny rodzinnej w niepublicznej przychodni w Łodzi, Tomasz zaś pracuje na Wydziale Elektryczno-Elektronicznym Politechniki Łódzkiej.
– Po studiach rozstaliśmy się, ale związek wytrzymał próbę czasu i odległości. Pobraliśmy się kilka lat po studiach i zdecydowałam się przeprowadzić do Polski – mówi Ewelina Czekan–Lesz. – Zostawiłam rodzinę, mieszkanie, dobrą pracę. Do Łodzi szybko się przyzwyczaiłam. Poczułam się u siebie, a pacjenci mogą nawet nie wiedzieć, że jestem Rosjanką.
Tomasz Lesz w Leningradzie rozmawiał z Eweliną po rosyjsku. Pewnego dnia zauważył, że w rozmowie telefonicznej Ewelina zaczyna mówić po polsku. Dziś polszczyzna Eweliny Lesz jest bez zarzutu. Tylko czasem, gdy zaczyna dużo i szybko mówić, w tle przebija się charakterystyczny wschodni akcent.
Potężne ulewy i gradobicia. Strażacy walczyli żywiołem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?