Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O nietrzeźwych lekarzach na szpitalnych dyżurach nie wiedzą tylko ich przełożeni

Joanna Leszczyńska, jab
Chirurg Waldemar Z. wyprowadzany przez policję z dyżuru w szpitalu im. Korczaka w Łodzi  fot. paweł nowak
Chirurg Waldemar Z. wyprowadzany przez policję z dyżuru w szpitalu im. Korczaka w Łodzi fot. paweł nowak
Kiedy minęły pierwsze emocje po skandalu na ostrym dyżurze w "Korczaku", wielu z nas zaczęło zastanawiać się, co byłoby, gdyby Arkadiusz P. wraz z synem trafił do innego szpitala.

Kiedy minęły pierwsze emocje po skandalu na ostrym dyżurze w "Korczaku", wielu z nas zaczęło zastanawiać się, co byłoby, gdyby Arkadiusz P. wraz z synem trafił do innego szpitala. Czy mógłby się tam spotkać z podobną sytuacją? Czy może jednak picie alkoholu na dyżurze w szpitalu jest rzeczą zupełnie wyjątkową w łódzkiej służbie zdrowia?

W sobotni grudniowy wieczór podczas zabawy półtoraroczny syn pana Arkadiusza rozciął sobie policzek. Ojciec natychmiast zawiózł go do szpitala. Niestety, żaden z dwóch dyżurnych chirurgów nie przyszedł chłopcu z pomocą.

Pierwszy był nietrzeźwy. Wezwani przez ojca policjanci stwierdzili u lekarza 2 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Drugi chirurg, kierownik dyżuru, u którego matka dziecka wyczuła alkohol, nagle opuścił gabinet. Policji wprawdzie udało się go zatrzymać na terenie szpitala, ale nie zgodził się na badanie alkomatem ani na pobranie krwi.

- Dla wszystkich lekarzy to szok - mówi dr Grzegorz Krzyżanowski, przewodniczący Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi. - Tym większy, że dotyczy to chirurgów dziecięcych.

To, co się stało w "Korczaku" nie zaskoczyło jednak wszystkich lekarzy. Prof. Marek Pawlikowski, dyrektor Instytutu Endokrynologii w Łodzi: - Nie byłem tym zbyt zdziwiony. Słyszałem o takich przypadkach, zwłaszcza wśród chirurgów.

Co jest godne lekarza

Zdzisław Nowicki, ordynator chirurgii w "Korczaku", w sobotni wieczór, kiedy odpoczywał po dyżurze, został wezwany na oddział, by zastąpić podwładnych, których zabrał policyjny radiowóz:
- Nigdy wcześniej nie było przypadku, by moi podwładni byli nietrzeźwi w pracy - zapewnia.
Innego zdania jest lekarka tego szpitala.
- Bywało, że Lucjan M. był na dyżurze wstawiony. Ciekawe, że nikt tego widział, że nie reagował ordynator oddziału.
Czy Waldemar Z. też wcześniej pił, lekarka nie chce się wypowiadać. - Ale co do tego, że się napił tego dnia nikt nie ma wątpliwości. Przecież nie poddał się badaniu.

Ordynator Nowicki przyznaje, że dziwi się, dlaczego chirurg nie zgodził się na badania alkomatem czy pobranie krwi. - Jeśli był niewinny, przecięłoby to wszelkie domysły.

Jednak dr Joanna Kozłowska, szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego w "Korczaku" nie widzi nic podejrzanego w tym, że lekarz nie zgodził się na badania: - Nasz szpital ma opinię lekarza z pogotowia, który badał doktora Z. i brzmi ona jednoznacznie: był trzeźwy.
Czy jednak oględziny pacjenta są równoznaczne z wynikiem badań pobranej krwi?
Doktor Z. nie zgodził się na badanie, gdyż powiedział, że to uwłacza godności lekarza.

Zdaniem profesora Marka Pawlikowskiego, bardziej od badania uwłacza lekarskiej godności posądzenie, że lekarz był nietrzeźwy.
- Moim zdaniem prawo w tej kwestii powinno być zmienione. Jeśli ktoś odmawia badania, to znaczy, że jest winny.

Według Arkadiusza P,. ojca dziecka, pierwszy z zatrzymanych lekarzy Lucjan M. powiedział policjantom, że pił na dyżurze z doktorem Z.

Incydent?

Dyrekcja szpitala odmawia rozmowy z "Dziennikiem", twierdząc, że wszystko, co można było powiedzieć o tej sprawie dziennikarzom, już zostało powiedziane. Ta sprawa to incydent. Czy rzeczywiście?

W minionym roku z opieki pracowników łódzkiej Izby Wytrzeźwień skorzystało kilku lekarzy. Dyrektorzy największych łódzkich szpitali: im. Kopernika, Pirogowa, Biegańskiego i w Łagiewnikach mówią jednak, że o lekarzach z problemem alkoholowym dowiadują się... z mediów. Żaden z nich nie wyrzucił za picie wódki ani jednego lekarza w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Do łódzkiej Okręgowej Izby Lekarskiej trafiły tylko dwie sprawy: Lucjana M. i Waldemara Z.
- Jak obliczyłem w sumie dwa lata spędziłem w pracy na dyżurach i nie spotkałem nietrzeźwego lekarza. Może miałem dużo szczęścia - mówi dr Marek Podlaszczuk, ordynator terapii uzależnień w szpitalu im. Babińskiego.

Dr Grzegorz Krzyżanowski: - Przed kilkunastu laty jeszcze słyszało się opowieści o chirurgach, którzy po operacji wychylali kieliszek, ale teraz to już się skończyło. Owszem, pacjenci przynoszą lekarzom czasem jakieś brandy, ale już się nie otwiera butelki na oddziale.

Jeden z lekarzy szpitala im. Kopernika przyznaje, że takich libacji jak w latach 80. już się raczej nie urządza. Z prostej przyczyny - lekarze boją się utracić posadę, bo na rynku jest ich nadmiar.
- Nie pije się regularnie, ale pije się. Owszem, interniści na ostrym dyżurze pilnują się, bo wiedzą, że podczas badania chorego muszą się nad nim często nachylać i wtedy pacjent poczułby alkohol. Chirurdzy czują się bardziej pewni. Mają często dużo wiary w swoje umiejętności i są przekonani, że kieliszek im nie zaszkodzi. Zaprzyjaźnieni ze sobą lekarze nierzadko biorą dyżury zawsze tego samego dnia na przykład we wtorki albo czwartki. Wtedy można się zrelaksować. W awaryjnych sytuacjach, gdy chorego trzeba reanimować, podać leki dożylnie, pomagają koledzy z innych oddziałów - mówi.

Litościwi koledzy

Opowiada jeden z lekarzy z "Korczaka": - Znajomy ambitny, zdolny lekarz cały tydzień ciężko pracuje. Wieczorami na dyżurach uczy się do kolejnej specjalizacji. Pęka w weekendy wolne od pracy. Pije na przemian wódkę i piwo. W poniedziałek wygląda jak zdjęty z krzyża. Czasami litują się nad nim koledzy i dają mu kroplówkę z potasem, insuliną i glukozą. Ordynator wie, że podwładny pije.

Łódzki lekarz o dużym stażu: - Gdy dyrektorzy nie mogą sobie poradzić z pijącym lekarzem, proponują mu rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron.

W publicznych placówkach odwykowych pojawiają się rzadko, bo wstyd. Wolą gabinety prywatne.
- Robię wszystko, by ich wyciszyć, uspokoić - mówi Andrzej F., lekarz, prowadzący prywatną praktykę w leczeniu uzależnień. - Mówię im, że moja jednorazowa interwencja nie załatwi problemu, że powinni się leczyć. Lekarze mają na to jedną odpowiedź: Stary nie żartuj, to przypadek. A potem dzwonią do mnie wiele razy. Wielu lekarzy leczy siebie samych. Żyją w iluzji, że jako lekarze potrafią zdiagnozować, na ile ich picie jest niebezpieczne. Każdy ma plik recept, a to ułatwia sprawę. Sami przepisują sobie leki uspokajające, wiedzą, że muszą zjeść tabletki z magnezem i potasem, połknąć wapno. Czasem aplikują sobie leki, które łagodzą głód alkoholowy. Taka kuracja kosztuje miesięcznie 300 - 400 złotych.
- Znam przypadki kilku lekarzy, którzy nie chcieli się leczyć i zmarli wskutek choroby alkoholowej - mówi dr Podlaszczuk.

Nie bronimy za wszelką cenę

Skandalicznym dyżurem w "Korczaku" zajęła się widzewska prokuratura. Jeżeli uzna, że dwaj chirurdzy narazili na niebezpieczeństwo zdrowie lub życie pacjentów, grozi im za to do pięciu lat więzienia.

Dyrekcja "Korczaka", nie czekając na wynik prokuratorskiego postępowania, zwolniła z pracy Lucjana M., który był tam zatrudniony na umowę-zlecenie. To samo chciała zrobić z Waldemarem Z. Powodem zwolnienia nie miało być picie w pracy, gdyż wszyscy pracownicy szpitala, którzy pechowego dnia byli na dyżurze, zgodnie stwierdzili, że chirurg był trzeźwy. Doktor Z. miał stracić pracę za niedopełnienie obowiązku przełożonego dyżuru i niedopilnowanie podwładnego lekarza dyżurnego.

Sprzeciwił się tym zamiarom zakładowy związek zawodowy.
- Bolejemy nad tym, co się stało na dyżurze, ale poprosiliśmy o łagodniejsze potraktowanie kolegi - mówi dr Joanna Kozłowska, szefowa związku zawodowego w "Korczaku". - Zwolnić kogoś po dwudziestu latach nienagannej pracy tylko za to, że nie dopilnował kolegi, to za duża kara. Nie będziemy jednak doktora Z. bronić za wszelką cenę. Jeśli prokurator stwierdzi, że lekarz był nietrzeźwy, nasza decyzja będzie inna. Dr Grzegorz Krzyżanowski: - Być może był to wypadek przy pracy, ale w niczym go to nie usprawiedliwia.

Niektórym pracownikom "Korczaka" żal doktora Z.

- To jeden z najbardziej lubianych lekarzy w szpitalu - mówi lekarka. - Koleżeński, nie wchodził w konflikty. Innym się coś podobnego też zdarza, ale akurat on wpadł.
Nawet podczas tego nieszczęsnego dyżuru chciał wszystko załagodzić. W przeciwieństwie do agresywnego doktora M., był spokojny. Przepraszał za zachowanie kolegi, tłumacząc go jego kłopotami osobistymi. Inna lekarka: - Był sprytny, bo nie dał sobie pobrać krwi, ale złej sławy nikt nie wymaże. Zmarnował lata pracy. Miał pomysł na wdrożenie zabiegów krioterapii w szpitalu, współpracował z naukowcami z politechniki. Miał szansę zostać ordynatorem.

Doktor Z. ma zwolnienie lekarskie. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że zapadła już decyzja, że nie wróci na chirurgię. Czy dowiemy się kiedyś co zwichnęło mu karierę: picie na dyżurze, czy to, że postanowił bronić godności lekarza i nie poddał się badaniom?

* * * * *

Do lekarzy
Szkoda, że dyrektorzy szpitali z mediów dowiadują się o tym, że ich podwładni mają problemy z alkoholem. Szkoda, że lekarze przypadki, podobne do tego w "Korczaku", traktują jako incydent. Szkoda, że nie zgadzając się na pobranie krwi w pogotowiu, dostaje się zaświadczenie o trzeźwości. Szkoda wreszcie, że niektórych lekarzy "incydent" w "Korczaku" szokuje, bo upił się chirurg dziecięcy. Czy sytuacja byłyby inna, gdyby w izbie przyjęć był pijany kardiolog lub neurochirurg? (bej)

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto