Takiego szaleństwa w łódzkich salonach fryzjerskich jeszcze nie było! Chętnych do strzyżenia jest tylu, że jeden z zakładów jest ostatnio zamykany później niż puby w naszym mieście!
- Choć pracujemy na zmiany, każdy z nas strzyże po kilkanaście godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu. Klientki są tak zdesperowane, że przychodzą o 2 w nocy na farbowanie - mówi Krystian Wojewoda z salonu urody przy ul. Piotrkowskiej, pokazując kalendarz z zapisami.
Na wizytę u fryzjerów w centrum miasta, którzy nie wydłużyli czasu pracy, nie ma praktycznie co liczyć.
- Żeby zostać przyjętym przed świętami, trzeba było zapisać się do nas dwa tygodnie temu - mówi Elżbieta Gorzkiewicz, właścicielka salonu przy ul. Nawrot. - Niektóre panie robiły to znacznie wcześniej. Rekordzistką jest dziewczyna pracująca w Szwecji, która pół roku temu wyznaczyła sobie termin na 23 grudnia.
Próbowaliśmy porozmawiać telefonicznie z popularnym Hirkiem, czyli Hieronimem Workertem, mistrzem fryzjerskim z salonu przy ul. Piotrkowskiej.
- Przepraszam bardzo, ale nie mam nawet chwili czasu. Mamy bardzo dużo klientek - mówi łódzki fryzjer.
Łodzianki, które nie pomyślały o wcześniejszych zapisach, przychodzą do salonów z nadzieją, że ktoś nie stawi się o umówionej porze. Czasem czekają nawet trzy godziny.
Brak "mocy przerobowych" damskich fryzjerów wynika stąd, że klientce trzeba zazwyczaj poświęcić dwie godziny. Tyle czasu wymaga wykonanie trwałej albo farbowanie włosów. Mężczyznom łatwiej się wcisnąć w kolejkę, bo fachowcowi strzyżenie zabiera ok. 15 minut, a taką właśnie usługę zamawiają najczęściej panowie.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?