Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie jestem już tamtą Moniką - Kernówna została urzędniczką

(kow)
Monika Anna Kern jest dziś pilnym urzędnikiem w łódzkim magistracie. Pracuje od 8 do 16 i w klapie ciemnej garsonki nosi plakietkę podinspektora wydziału organizacji i kadr.

Monika Anna Kern jest dziś pilnym urzędnikiem w łódzkim magistracie. Pracuje od 8 do 16 i w klapie ciemnej garsonki nosi plakietkę podinspektora wydziału organizacji i kadr.

Równo przed 11 laty ona i Maciej Malisiewicz wrócili do Łodzi po wspólnej, trzymiesięcznej ucieczce z domów. 17-letnia córka ówczesnego wicemarszałka Sejmu i 21-latek, syn drobnych przedsiębiorców, stali się bohaterami wydarzeń przez jednych określanych mianem skandalu, przez innych - romansem stulecia. Dzieje ich burzliwej miłości a potem małżeństwa i rozstania opisywały gazety w całej Polsce, na gorąco relacjonowały radiowe i telewizyjne stacje.

Na ekranie i w sądzie

Ich ucieczka i wielka polityczna afera, jaka się potem rozpętała stały się nawet kanwą dla filmu "Uprowadzenie Agaty" Marka Piwowskiego. Na łamy gazet Kernówna wracała jeszcze wiele razy, głównie za sprawą licznych procesów, jakie jej ojciec wytoczył mediom, cytującym głosy krytykujących go osób. Jeszcze raz jej nazwisko publicznie pojawiło się po tym, gdy prokuratura zarzuciła jej i Maciejowi, działanie na szkodę interesów majątkowych Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (ostatecznie została uniewinniona w drugiej instancji). Na sali sądowej oboje wzajemnie się oskarżali, widać było, że ich "love story" dawno się skończyło.

- Nie chcę wracać do tamtych lat - mówi teraz Monika Kern. - Mam już normalne, uporządkowane życie. Skończyłam studia, znam języki, jestem kompetentnym pracownikiem. Nie ma żadnego powodu, by o mnie pisać. A jednak. Opisany przez "Express" angaż córki mecenasa Kerna wzbudził wiele kontrowersji. Prezydentowi Jerzemu Kropiwnickiemu zarzucano, że dobiera samorządowych urzędników głównie wśród swego politycznego zaplecza. Prócz politycznych sympatii łączących Kerna i Kropiwnickiego, Monika w ostatnich wyborach samorządowych bezskutecznie kandydowała do Rady Miejskiej z list prezydenckiego ugrupowania ŁPO.

- Nie ma tu żadnej sensacji. Zatrudnił mnie sekretarz miasta Jan Witkowski, a nie prezydent Kropiwnicki - mówi Monika Kern.

- To, że ta pani nazywa się Kern, nie oznacza, że nie może pracować w urzędzie - broni jej Władysław Skwarka, szef klubu radnych SLD. - Liczą się umiejętności, nie nazwisko. A z tego, że była swego czasu bohaterką mediów nie wynika, że musi to na niej ciążyć przez całe życie.

Miłość a sprawa polityczna

Rzeczywiście. Takiego rozgłosu jak ów romans, nie miały chyba przygody żadnej polskiej nastolatki. O związku Moniki i Maćka cała Polska dowiedziała się w czerwcu 1992 roku. Już od kilku miesięcy jej rodzice nie godzili się na znajomość z chłopakiem. Monika przeprowadziła się więc do jego rodziców. Pewnego dnia została zabrana z lekcji i odwieziona do szpitala na obserwację. Odebrana przez ojca, kilka dni spędziła z nim w Warszawie. Potem została wysłana do babci, na podwarszawskie letnisko. Stamtąd, wieczorem 10 czerwca, zniknęła i z Maćkiem zaszyła się gdzieś na dobre. Szukała ich cała policja, nawet z pomocą różdżkarza. Matkę Maćka zatrzymano, nie bacząc na to, że miała pięcioletnią córkę. Młodzi z ukrycia słali listy. Monika napisała także do ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy. "Sympatyzowałem z Waszą miłością i byłem gotów Ci pomóc" - odpisał jej Wałęsa. - Ale zastanów się, co robisz i zmień swoje postępowanie".

W sprawie Moniki i Maćka mediacji podejmowali się różni politycy.

- Opisywana przez prasę historia miłości niczym w "Romeo i Julii" to bzdury dla naiwnych - mówił Andrzej Kern. - Sprawa ma wyraźnie charakter polityczny. Ostatnio zainteresował się nią poseł Miller, a to wskazuje na pewien ślad...

- Dzięki Bogu, moje dziecko jest całe i zdrowe - powiedział, gdy para z własnej woli zjawiła się wreszcie w poznańskiej prokuraturze. Potem był huczny ślub w łódzkiej katedrze. Ale związek rychło się rozpadł. Monika wróciła do rodziców i wspierała ojca w jego prawnych bataliach.

- Urban tańczył na weselu mojej córki. Teraz ja z nim zatańczę - miał powiedzieć Andrzej Kern, gdy wytaczał Jerzemu Urbanowi proces za to, że tygodnik "Nie" zarzucił mu nadużycie władzy przy poszukiwaniach córki przez wywieranie nacisków na policję i prokuraturę.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto