Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie chciał zwolnić lekarzy, sam został zwolniony...

Agnieszka Grzelak
Dyrektor z etatowej pozycji "wroga ludu"... ...awansował nagle na symbol przywódcy rebelii
Dyrektor z etatowej pozycji "wroga ludu"... ...awansował nagle na symbol przywódcy rebelii
Wojciecha Szrajbera, byłego już dyrektora szpitala Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w Łodzi, ktoś nazwał "łódzką Anną Walentynowicz". On sam twierdzi, że po prostu pokazał ludzką twarz menedżera, ...

Wojciecha Szrajbera, byłego już dyrektora szpitala Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w Łodzi, ktoś nazwał "łódzką Anną Walentynowicz". On sam twierdzi, że po prostu pokazał ludzką twarz menedżera, odmawiając natychmiastowego zwolnienia 80 strajkujących lekarzy. Za tę decyzję sam został zwolniony dyscyplinarnie.

Człowiek honoru, bohater, prawdziwy dżentelmen...

Wojciech Szrajber, były dyrektor szpitala Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w Łodzi, nasłuchał się ostatnio pod swoim adresem mnóstwa pochlebnych opinii. Ktoś nawet nazwał go "łódzką Anną Walentynowicz". On sam twierdzi, że po prostu pokazał ludzką twarz menedżera. I nie zrobił tego dla poklasku.

- Dla większości ludzi dyrektor to facet, który popija kawę w gabinecie, jeździ służbowym samochodem i zarabia kupę kasy za nic - mówi Wojciech Szrajber. - Mój przypadek pokazuje, że z tym stanowiskiem wiąże się ogromna odpowiedzialność i cieszę się, że taką ludzką twarz menedżera mogłem pokazać. Jest to również ważne dla innych dyrektorów: zobaczcie, czym wasza kariera może się skończyć. Chociaż każdemu życzę takiego wspaniałego pożegnania z pracownikami. Dla takich chwil warto było podejmować trudne decyzje...

Historia strajku lekarzy w szpitalu MSWiA pełna jest zaskakujących i niespodziewanych zwrotów akcji. Najważniejszy zaś jest ten, że dyrektor szpitala z etatowej pozycji "wroga ludu" awansował nagle na symbol przywódcy rebelii. Stąd porównania do Anny Walentynowicz, oklaski, a na koniec wiece poparcia, na które solidarnie przyjeżdżali lekarze z innych szpitali. I jakbyśmy tego romantyzmu strajkowego nie próbowali podważyć, a sylwetki dyrektora nie odbrązowić, trzeba przyznać, że emocje, jakie towarzyszyły tym wydarzeniom, były prawdziwe, a łzy w oczach pracowników szpitala autentyczne.

- Cieszymy się, że na drodze zawodowej spotkaliśmy takiego człowieka jak pan - napisali mu na pożegnanie.

Telefon z resortu

Przełomowym momentem strajku lekarzy, który rozpoczął się w szpitalu MSWiA 9 maja, był telefon z resortu, w którym podsekretarz stanu Jarosław Brysiewicz wezwał Wojciecha Szrajbera do natychmiastowego rozwiązania konfliktu w kierowanej przez niego placówce. Jedynym wyjściem z sytuacji, wskazanym przez Brysiewicza, miało być dyscyplinarne zwolnienie wszystkich stajkujących lekarzy. Rozmowa odbyła się po południu 31 maja. Sugerowano, by Szrajber "załatwił sprawę" do 3 czerwca, gdy w Łodzi miał rozpocząć się kongres Prawa i Sprawiedliwości.

W późniejszych wypowiedziach podsekretarz stanu utrzymywał, że nie było to polecenie służbowe. Jednak dyrektor szpitala przy ul. Północnej zdecydowanie podtrzymuje swoją wersję: polecono mu zwolnić wszystkich 80 strajkujących lekarzy. Poprosił wtedy o przesłanie polecenia na piśmie. Prośba nie została spełniona.

Tymczasem informacja przedostała się do mediów i do najbardziej zainteresowanych - protestujących medyków z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Późnym wieczorem wszyscy spotkali się w szpitalu. Dyrektor zapowiedział, że nie zwolni nikogo i następnego dnia poda się do dymisji. W szpitalu przebywało wówczas 101 pacjentów. Zwolnienie prawie wszystkich lekarzy (nie strajkowali tylko lekarze pierwszego kontaktu i ordynatorzy) byłoby równoznaczne z pozbawieniem chorych opieki. Poprzedniego dnia kardiologia pełniła ostry dyżur, przyjęła sześć osób z zawałem. Na rano zaplanowana była operacja pacjenta z nowotworem. Mimo strajku szpital przyjmował bowiem pacjentów w stanach zagrożenia życia.

- Całe szczęście, że dyrektor nie zwolnił wtedy lekarzy - mówi dr Barbara Zajączkowska ze szpitala MSWiA. - Czy ministerstwo wzięłoby odpowiedzialność za tych chorych?

Tym gestem Wojciech Szrajber zapewnił sobie wielką sympatię środowiska lekarskiego, które już wcześniej było straszone przez wicepremiera Ludwika Dorna perspektywą "wzięcia w kamasze". Na prośbę załogi dyrektor zrezygnował z planów złożenia dymisji. Zachodziło bowiem niebezpieczeństwo, że następnym ruchem resortu byłoby przysłanie nowego szefa placówki, który nie miałby ani skrupułów, ani sentymentów, i całe grono strajkujących medyków usunąłby dyscyplinarnie, z wilczym biletem. Byłby to przykład dla dyrektorów innych strajkujących szpitali w kraju, jak szybko i skutecznie rozwiązywać konflikty pracownicze.

Prosty mgr ekonomii

- Jako menedżer z wieloletnim stażem pracy w placówkach medycznych pewnie nieraz zwalniał pan ludzi? - pytamy Wojciecha Szrajbera, który po wydarzeniach ostatnich tygodni stara się zrelaksować w swoim mieszkaniu na Chojnach (w czym przeszkadzają mu dziennikarze oraz setki SMS-ów i telefonów z wyrazami poparcia i sympatii).

- Oczywiście, ale zawsze starałem się robić to po ludzku - mówi były dyrektor. - W szpitalu MSWiA zwolniłem 15 procent załogi, bo tak dyktowały względy ekonomiczne. Zawsze jednak porozumiewałem się wcześniej z kierownikiem jednostki, w której przeprowadzałem redukcje. Gdybym pozostał na dotychczasowym stanowisku, musiałbym zwolnić jeszcze część załogi...

Wojciech Szrajber jest z wykształcenia - jak sam mówi - prostym magistrem ekonomii. Ukończył też studia podyplomowe na trzech kierunkach związanych z zarządzaniem w ochronie zdrowia i ubezpieczeniami zdrowotnymi. Zanim został dyrektorem w szpitalu przy ul. Północnej, był wicedyrektorem ds. zarządzania w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki.

Praca w szpitalu MSWiA była dla niego dużym wyzwaniem. Poprzedni dyrektor w ciągu 2,5-rocznego kierowania placówką powiększył dług szpitala z 13 do 47 mln zł. Szrajber w ciągu 2 lat zmniejszył zadłużenie o 5 milionów.

Wszystkie kontrole odbywające się w szpitalu przy ul. Północnej kończyły się zawsze tym samym wnioskiem: placówka nie ma szans wyjścia na prostą bez wsparcia organu założycielskiego, czyli MSWiA. Niestety, mimo starań wszystkich związków zawodowych i łódzkich parlamentarzystów, takie wsparcie nigdy nie nadeszło. Jak twierdzą związkowcy, w tym samym czasie pomoc finansową z budżetu państwa wielokrotnie otrzymywał szpital resortowy w Warszawie. Do Łodzi natomiast regularnie dochodzą pogłoski o planach likwidacji albo administracyjnego połączenia jej ze szpitalem MSWiA w Warszawie.

Murem za dyrektorem

Pracownicy szpitala MSWiA zdają sobie sprawę zarówno z fatalnej kondycji finansowej, jak i z braku zainteresowania ich miejscem pracy ze strony resortu. Dlatego też pismo z ministerstwa, skierowane do związków zawodowych z prośbą o zaopiniowanie projektu dyscyplinarnego zwolnienia z pracy dyrektora Szrajbera, przyjęli z oburzeniem.

- Staniemy murem za dyrektorem i będziemy go bronić do końca - mówi dr Piotr Kowalski.

Pojawiły się zapowiedzi złożenia wymówień przez wszystkich pracowników. Ale tym razem to dyrektor zaapelował do załogi, by nie pogarszała sytuacji swojego zakładu pracy. Lekarze z OZZL urządzili więc manifestację pod oknami sali, w której obradowała rada społeczna szpitala.

- Jesteśmy z tobą! - wołali do Szrajbera, który na chwilę wyjrzał przez okno. A pod adresem wicepremiera Dorna: - Ludwiku, zmiłuj się!

Członkowie rady społecznej szpitala, w której zasiadają głównie przedstawiciele służb mundurowych, wydali pozytywną opinię dotychczasowemu dyrektorowi. Za dyscyplinarnym zwolnieniem był jedynie poseł PiS Piotr Krzywicki. Nie chciał podać przyczyn swojej decyzji i nie przejmując się dziennikarzami, którzy próbowali zadać mu pytania, błyskawicznie opuścił szpital. Równie szybko wybiegli z niego dwaj urzędnicy ministerstwa: Adrian Bong, zastępca dyrektora departamentu zdrowia, i Marek Pasiorowski, naczelnik wydziału ekonomiczno-finansowego. Obaj w milczeniu uczestniczyli w obradach rady społecznej, a potem gdzieś na boku chcieli wręczyć Szrajberowi dyscyplinarne zwolnienie, które przywieźli w teczce (to się nie udało, dyrektor poprosił o przekazanie dokumentu w obecności rady i związków zawodowych).

Jarosław Brysiewicz tłumaczył potem dziennikarzom, że dyrektor nie został zdymisjonowany z powodu odmowy zwolnienia strajkujących lekarzy, lecz z powodu "braku energicznych działań w celu zakończenia strajku i złej kondycji finansowej placówki".

Dymisja była szeroko komentowana. Na internetowym forum policjantów, którzy należą do służb mundurowych najczęściej korzystających z usług szpitala MSWIA, znaleźliśmy taką oto wymianę zdań:

Kotsumi: - Dla mnie facet to bohater! Widziałem go w telewizji, z jakim honorem żegnał się CZŁOWIEK ze stołkiem. Brawo, Panie Dyrektorze! Szacunek od zwykłego i na razie zdrowego gliny!

Kpór: - Również widziałem kulturę, godność i honor, jaką zaprezentował Pan Dyrektor oraz arogancję i tchórzliwą ucieczkę przed dziennikarzami tych, którzy tą decyzję przywieźli. Jeżeli wygra przed sądem (na co liczę i czego mu życzę) udowodni do końca swoją rację. Jeśli przegra, pozostanie moralnym zwycięzcą, a to też ma swoją wartość. Wierzę, że dla TAKICH ludzi jak On przyjdą jeszcze dobre czasy. A wszystkich dzisiejszych głupoli historia zmiecie raz na zawsze i odstawi ich do lamusa.

Do widzenia?

Na ostatnim spotkaniu z załogą Wojciech Szrajber powiedział "do widzenia", a nie "żegnajcie", bo nie ukrywa, że chciałby wrócić do szpitala przy ul. Północnej i kontynuować pracę. O swoje dobre imię będzie walczył przed sądem pracy. Zapowiada, że w środę złoży pozew. Uważa, że straty, jakie szpital poniósł w czasie strajku lekarzy, da się nadrobić. Wie to, bo przeanalizował tzw. nadwykonania szpitala za pierwsze półrocze (czyli usługi medyczne wykonane ponad liczby ujęte w kontrakcie z NFZ).

Dostał już kilka propozycji pracy w publicznych i niepublicznych placówkach medycznych (pracę w Łodzi obiecuje mu również wicemarszałek województwa Krzysztof Makowski), ale chce poczekać na wyrok sądu. Szum medialny wokół jego osoby najbardziej dał się we znaki rodzinie.

- Najbardziej przeżyła wszystko moja 84-letnia mama, która prawie już nie widzi i cały czas spędza przy radioodbiorniku - mówi Szrajber.

W minioną środę Szrajber był w Warszawie na pogrzebie męża swojej dotychczasowej szefowej - Haliny Rajskiej, dyrektora departamentu zdrowia w MSWiA. Znów usłyszał wiele słów poparcia, od kolegów i od prawie nieznanych sobie osób. Spotkał też podsekretarza Brysiewicza, który podpisał się pod jego dyscyplinarnym zwolnieniem. Brysiewicz uścisnął mu dłoń i podziękował za dotychczasową pracę.

* * * * *

B. Lekarz wojskowy Jan Libera: - Byłem w wojsku, był rozkaz i się wykonywało. Jednak sytuację w szpitalu MSWiA widzę inaczej. Dla mnie to wręcz niepojęte, merytorycznie nieuzasadnione, moralnie bardzo wątpliwe.

Posłanka PO Elżbieta Radziszewska:- Sytuacja w tym szpitalu przez wiele miesięcy była trudna, ale ministerstwo się tym nie interesowało. Kiedy dyrektor ją uspokoił, zamiast podziękowań dostał zwolnienie.

Policjant Zbigniew Jagiełło: - Jako policyjni związkowcy jesteśmy oburzeni sposobem ingerowania ministerstwa w sprawy łódzkiego szpitala MSWiA. Złożymy na ręce wojewody nasze oświadczenie w tej sprawie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto