Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nasz pitaval. Ta zbrodnia wstrząsnęła Łodzią

Wiesław Pierzchała
6 lipca 2006 roku, prawie dokładnie w rok po zaginięciu Joanny J., policjanci dotarli do piwnicy, gdzie ukryto zwłoki. Na zdjęciu technicy kryminalistyczni zabezpieczają ślady zbrodni
6 lipca 2006 roku, prawie dokładnie w rok po zaginięciu Joanny J., policjanci dotarli do piwnicy, gdzie ukryto zwłoki. Na zdjęciu technicy kryminalistyczni zabezpieczają ślady zbrodni
To zabójstwo wstrząsnęło Łodzią. Sprawcy zakopali swoją ofiarę, zwłoki przysypali wapnem i cementem. Kilka osób wiedziało o zbrodni, ale panowała wokół niej zmowa milczenia. Joanna J., mieszkanka kamienicy przy ul.

To zabójstwo wstrząsnęło Łodzią. Sprawcy zakopali swoją ofiarę, zwłoki przysypali wapnem i cementem. Kilka osób wiedziało o zbrodni, ale panowała wokół niej zmowa milczenia.

Joanna J., mieszkanka kamienicy przy ul. Wojska Polskiego na Bałutach w Łodzi, zniknęła w lipcu 2005 roku. 27-letnia kobieta żyła samotnie. Pracowała dorywczo, nie miała stałego zajęcia. Blondynka, podobała się mężczyznom. Miała też wadę: lubiła zaglądać do kieliszka.

Najbliższym nie wspominała, że ma zamiar gdziekolwiek wyjechać. Nie pozostawiła żadnego listu. Słowem, przepadła jak kamień w wodę. W mieszkaniu zostawiła na stoliku m.in. zegarek i dwa srebrne pierścionki. Wyglądało to tak, jakby za chwilę miała wrócić.

Jej ciotka Jolanta B. na własną rękę zaczęła poszukiwać krewnej. Pytała sąsiadów i znajomych. Każdy wzruszał tylko ramionami. Nikt niczego nie widział, nikt niczego nie słyszał. W końcu Jolanta B. poszła na policję i zgłosiła zaginięcie Joasi. Nie ukrywała, że obawia się, iż dziewczyna została uprowadzona.

- Ciotka była przekonana, że Joannie J. stało się coś złego - wspomina Stanisław Miśkiewicz, komendant V komisariatu policji przy ul. Organizacji WiN na Bałutach.- Przystąpiliśmy do zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań. O Joannę pytaliśmy jej bliskich, zbieraliśmy wszelkie poszlaki. Zdjęcia zaginionej pojawiły się w całym mieście. Co rusz odbieraliśmy sygnały, że ktoś ją widział, jednak były to fałszywe tropy.

Fałszywa wizja
Poszukiwania przejęła Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi, która powołała specjalną grupę dochodzeniową. Policjanci pomogli też rodzinie zaginionej skontaktować się ze słynnym jasnowidzem Krzysztofem Jackowskim z Człuchowa na Pomorzu, który wcześniej z powodzeniem pomagał w tego typu sprawach.

- Razem z bliskimi zaginionej pojechaliśmy naszym samochodem do domu jasnowidza - opowiada oficer operacyjny policji. - Rodzina Joanny J. weszła do środka, my zostaliśmy na zewnątrz. Jasnowidzowi okazano kurtkę zaginionej, żeby mógł wywołać w sobie wizję jej losów. Stwierdził, Joanna J. żyje. Jest zdrowa i po prostu przeprowadziła się, mieszka w innej dzielnicy Łodzi- na Górnej. Niestety, Krzysztof Jackowski nie potrafił podać nawet przybliżonego adresu. Wskazał jedynie dość duży teren w rejonie ul. Tuszyńskiej.

Policjanci spenetrowali całą okolicę. Chodzili po domach, pytali mieszkańców, pokazywali zdjęcia. Daremnie. Nikt nie widział ani nie słyszał o zaginionej mieszkance Bałut. Funkcjonariusze doszli więc do przekonania, że tym razem jasnowidz się pomylił, zaś Joanna J. została zamordowana.

Aśka nie żyje!
Świadczyła o tym nowa poszlaka, zgłoszona przez ciotkę zaginionej. Na początku września 2005 roku, w dwa miesiące po zaginięciu siostrzenicy, zadzwoniła do niej Jolanta K., koleżanka Joasi, i oznajmiła, że Joanna J. została pobita, zgwałcona i zamordowana. Śledczy postanowili sprawdzić te rewelacje i dowiedzieć się, skąd Jolanta K. wie o śmierci swojej dobrej znajomej.

- Podczas przesłuchania Jolanta K. zeznała, że do jej mieszkania przyjechał znajomy Mariusz M. i oznajmił, że "Aśka nie żyje" - czytamy w akcie oskarżenia sporządzonym przez Prokuraturę Rejonową Łódź-Bałuty. Zabójstwa miała dokonać kobieta o imieniu Anna wraz z dwoma mężczyznami.

Krąg podejrzanych coraz bardziej się zacieśniał. I wtedy zabójcy nerwowo nie wytrzymali. Wydobyli z piwnicy szczątki zwłok i porzucili je w zaroślach. Niemal jednocześnie policjanci dotarli do piwnicy i odkryli jej makabryczną tajemnicę. Wkrótce zostali zatrzymani główni podejrzani: Tadeusz F., z zawodu blacharz-dekarz oraz jego sąsiadka, 28-letnia Anna R., z zawodu dziewiarz. Okazało się, że nazwisko 46-latka, który był już notowany przez policję, przewijało się wcześniej w śledztwie, ale nic nie można było mu udowodnić. Niemniej policjanci cały czas nie spuszczali go z oka.

On dusił, ona trzymała
W trakcie przesłuchania Tadeusz F. przyznał się do zabójstwa. Wyjaśnił, że doszło do niego wieczorem 13 lipca 2005 roku w jego mieszkaniu przy ul. Wojska Polskiego. Z relacji wynikało, że najpierw razem z Anną R. ciężko pobił Joannę J. przewodem elektrycznym. Potem Anna R. wykręciła jej z tyłu ręce, a Tadeusz F. zacisnął na szyi pętlę z kabla.

Prokuratura ustaliła, że ciało zamordowanej kobiety zostało przeniesione do pustego mieszkania na parterze tej samej kamienicy przez trzy osoby: Tadeusza F., brata zabójczyni Marcina R. i Anetę Ł. W mieszkaniu była wykopana w ziemi piwnica. Tam umieszczono zwłoki, po czym przysypano je wapnem i cementem.

W prokuraturze Anna R. nie przyznała się do morderstwa. Usiłowała przekonać śledczych, że jest niewinna. Wyjaśniła, że w mieszkaniu Tadeusza F. razem z gospodarzem i Joanną J. uczestniczyła w biesiadzie suto zakrapianej alkoholem. Stwierdziła, że ona sama cały czas była bierna, zaś Tadeusz F. chciał zgwałcić Joannę J. i żeby zmusić ją do uległości, bił kobietę po twarzy i plecach. Powtarzała, że nagle "urwał jej się film", a gdy się ocknęła, Joanna już nie żyła.

Kruszyli kościmłotkiem
Prokuratorzy nie dali wiary tym zeznaniom i oskarżyli Annę R. owspółudział w zabójstwie. Powołali się zarówno na relację Tadeusza F., jak i brata podejrzanej, wspomnianego Marcina R. Zeznał on, że następnego dnia po zabójstwie siostra przyszła do jego mieszkania i oznajmiła, że "razem z Tadkiem zabiła Aśkę". Nie udało się wyjaśnić motywów, jakimi kierowali się mordercy.

Śledczy ustalili też, że po roku od zabójstwa, na początku lipca 2006 roku, oboje główni podejrzani oraz Aneta Ł. i Marcin R. zeszli do piwnicy, wydobyli kości i czaszkę zamordowanej kobiety, pokruszyli je młotkiem, włożyli do reklamówki i wyrzucili w przydrożnych zaroślach. W ten sposób usiłowali pozbyć się resztek ciała, aby oddalić od siebie podejrzenia.

Wszystko na nic. Gdy policja ujęła sprawców zabójstwa, ich znajomi przerwali zmowę milczenia i zaczęli sypać.

Bardzo rozmowny okazał się też główny sprawca, Tadeusz F., który nieoczekiwanie przyznał się również do... innego zabójstwa. Oznajmił, że 5 maja 2005 roku w altanie na terenie ogródków działkowych przy ul. Wojska Polskiego udusił kablem swojego znajomego Henryka P., którego podejrzewał, iż go regularnie okradał. Jego zwłoki znaleziono tydzień później. Policji nie udało się odnaleźć zabójcy. Dopiero zeznania skruszonego Tadeusza F. pozwoliły wyjaśnić tę zagadkę.

Dożywocie i 25 lat
W sprawie zabójstwa Joanny J. przed Sądem Okręgowym w Łodzi stanęło dziewięć osób: główni sprawcy Tadeusz F. i Anna R. oraz ich krewni i znajomi: 53-letnia Irena Ś., 24-letni Marcin K., 23-letnia Aneta Ł., 46-letnia Jolanta M.,44-letni Mariusz M., 32-letnia Katarzyna H. i 29-letni Dariusz R. Odpowiadali oni za to, iż nie poinformowali policji o morderstwie, zacierali ślady i sprofanowali zwłoki.

Tadeusz F. odpowiadał też za jeszcze jedno zabójstwo, dlatego sąd skazał go na najwyższy wymiar kary: dożywocie. Jego wspólniczka Anna R. spędzi za kratami 25 lat. Pozostali oskarżeni zostali skazani na kary od 10 miesięcy do trzech lat więzienia. Wyrok jest nieprawomocny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto