MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Najważniejszy mecz w życiu - rozmowa z Leo Beenhakkerem

Marek Kondraciuk
Marek Kondraciuk: Po objęciu reprezentacji Polski zamierzał pan uczyć się naszego języka. Jak idzie nauka, zaliczyłby pan znany polski test dla obcokrajowców: chrząszcz brzmi w trzcinie? Leo Beenhakker: - O nie, ...

Marek Kondraciuk: Po objęciu reprezentacji Polski zamierzał pan uczyć się naszego języka. Jak idzie nauka, zaliczyłby pan znany polski test dla obcokrajowców: chrząszcz brzmi w trzcinie?

Leo Beenhakker: - O nie, nawet nie będę próbował. Niestety, kiepsko mi idzie nauka polskiego. Mówię w pięciu językach - niderlandzkim, angielskim, niemieckim, hiszpańskim i francuskim, ale przyznaję, że polski jest bardzo trudny. Najważniejsze, że rozumiem się z piłkarzami, to jest najważniejszy język.

Osiem miesięcy pracuje pan w Polsce. Co jest dla pana najprzyjemniejszym zaskoczeniem, a co największym rozczarowaniem, co pana najbardziej cieszy, a co irytuje?

- Kocham moją pracę, mam satysfakcję, że piłkarze zaakceptowali mój styl pracy. Spotkałem tu świetnych ludzi, zrobiliśmy razem dużo i chcemy zrobić jeszcze więcej. Piłka nożna to jest mój świat. To również moje życie. Nic mnie nie irytuje, jeśli mam problemy, to staram się znaleźć rozwiązanie. W piłce nożnej każdy problem da się rozwiązać. Wszystko jest w najlepszym porządku. Idziemy do przodu.

Na zgrupowaniach podobno chętnie pan żartuje, o pana poczuciu humoru krążą opowieści, ale podczas spotkań z dziennikarzami przybiera pan surowe oblicze i rzadko się uśmiecha. Czy to wciąż efekt silnej presji, jaką wywierały na pana media po pierwszych porażkach z Danią i Finlandią?

- Nie, pracuję w futbolu ponad 40 lat i jestem przyzwyczajony do presji. To nie ma dla mnie znaczenia. Futbol jest moją pasją i jestem szczęśliwy, kiedy wychodzę z piłkarzami na trening. To wspaniałe, że mogę być przy piłce, pracować, cieszyć się z efektów tej pracy. To, co mówią ludzie, mniej mnie interesuje. Futbol to moje życie, ale i moja praca. Należy do niej nie tylko prowadzenie zespołu, ale i kontaktowanie się z dziennikarzami. Szanuję tę sferę i dlatego tu się przecież spotykamy. Jeśli mnie pan zapyta, co wolę - udział w konferencji prasowej czy zajęcia z piłkarzami na murawie, to chyba oczywiste co odpowiem. Prasa jest przy futbolu, obok mojej pracy, ale spotkania z dziennikarzami to nie jest moje hobby i istota mojej pracy.

Pańskimi najbliższymi współpracownikami są znane postaci polskiego futbolu Bogusław Kaczmarek i Dariusz Dziekanowski. Jaki jest podział zadań i kompetencji między nimi? Czy któregoś z nich kreuje pan na swojego następcę - tak jak dzieje się to np. w reprezentacji Niemiec, gdzie trenerem drużyny narodowej zostaje zwykle asystent poprzedniego selekcjonera?

- Tworzymy jedność. Jest nas trzech, razem pracujemy, choć ostateczne decyzję podejmuję ja. Pracujemy jednak w tym samym celu, w tym samym kierunku. Każdy wykonuje takie zadania, jakie akurat trzeba wykonać. Nie wiem co będzie w przyszłości, Bobo i Darek są świetnymi współpracownikami i to wszystko. Obaj znakomicie znają piłkarzy. Darek jest młodszy, był w przeszłości znakomitym piłkarzem, na zajęciach jest bardzo dobrym demonstratorem. Bobo wytwarza fajny klimat w zespole, ma wspaniały kontakt z piłkarzami, jednym słowem obaj pasują do całości.

Przez część środowiska został pan przyjęty z wyraźną niechęcią, którą pogłębił nieudany początek eliminacji Euro 2008. Jakie dziś są pana relacje z polskimi trenerami, z autorytetami polskiego futbolu, byłymi znakomitymi piłkarzami i czy to ma dla pana w ogóle jakieś znaczenie?

- Oczywiście każdy wolałby być akceptowany. Ta pierwsza reakcja mnie jednak nie dziwi. Jestem obcokrajowcem, mam inny paszport i liczę się z tym, że już z tego powodu wokół będą nie tylko moi zwolennicy. Uważam jednak, że dobrze wykonuję swoją pracę i jeśli komuś się to nie podoba, to jest jego problem, a nie mój. Moje relacje z polskimi trenerami są chyba poprawne. A jeśli chodzi o wasze dawne gwiazdy - Lubańskiego, Latę, Bońka, Tomaszewskiego to właściwie nie mam z nimi kontaktu. Trudno mówić o jakichś głębszych relacjach. Spotykam czasem Lubańskiego, z Tomaszewskim się nie widziałem, z Bońkiem od czas do czasu zamienię parę zdań, trudno tu doszukiwać się czegoś szczególnego.

W jaki sposób afera korupcyjna oraz wydarzenia w Polskim Związku Piłki Nożnej wpływają na atmosferę w reprezentacji i na pańską pracę?

- Nie zajmuję się rozważaniami na ten temat. Moim żywiołem jest piłka a nie polityka. Oczywiście chciałbym, żeby w Polsce nie było afery korupcyjnej i życie piłkarskie toczyło się harmonijnie. Ta afera jednak jest. Zapewniam, że ani te sprawy, ani zawirowania w PZPN nie mają wpływu na moją pracę i na atmosferę w drużynie. Ciężko pracujemy, chcemy wygrywać, skupiamy się na meczach - jako zespół żyjemy tylko tym. Cieszę się, że w polskim futbolu znów wszystko idzie w dobrym kierunku.

Swoim podopiecznym wpaja pan nie tylko koncepcje taktyczne, ale i własną filozofię futbolu. Czy taką pracę nad mentalnością musiał pan wykonać również na przykład w Realu Madryt, reprezentacji Holandii albo w drużynie Trynidadu?

- Ależ oczywiście, zawsze gdzie pracowałem, w każdym klubie. Każdy naród ma inną kulturę, inna jest w Japonii, inna w Polsce i inna w Islandii. Futbol jest natomiast jeden i kultura piłkarska jedna. Bez względu na różnice w mentalności poszczególnych nacji każda dąży, żeby ją posiąść. Staram się moim piłkarzom wskazywać tę drogę bez względu na to, z kim pracuję. Nie ma znaczenia, czy to jest wielki Real czy reprezentacja małego Trynidadu.

Chętniej niż pana poprzednik Paweł Janas korzysta pan z piłkarzy grających w kraju. W naszej lidze przerwa zimowa jest jednak bardzo długa, a doświadczenie uczy, że wiosną wielu zawodników powoli dochodzi do formy. Nie obawia się pan, że do meczów z Armenią i Azerbejdżanem nie będą jeszcze optymalnie przygotowani?

- Nie mam obaw. Oczywiście, jeśli trzy miesiące się nie grało, to nie jest to bez znaczenia, ale jestem przekonany, że będę miał zawodników przygotowanych optymalnie. Oni wiedzą o co grają, jaka jest stawka i na pewno nic nie zaniedbają.

Nasz legendarny trener Kazimierz Górski, zmarły w ubiegłym roku, zwykł mawiać, że rolą selekcjonera jest ciągle szukać lepszych od tych, których ma. Pan też nadal szuka, czy może już pan znalazł?

- To także kanon mojej pracy. Nigdy nie powiem, że już znalazłem i zawsze będę dążył, żeby jeszcze coś poprawić. Szukać trzeba zawsze i nie ustawać w tych poszukiwaniach. Po mistrzostwach Europy będą mistrzostwa świata, futbol się przecież nie kończy.

Najbliższe cztery mecze musicie wygrać. Taka presja stwarza dyskomfort, nawet jeśli gra się ze słabszymi przeciwnikami. Czy pana reprezentacja to zespół mocny psychicznie?

- No chyba już dowiedliśmy tego! Duch zespołu, ów team spirit - jak mówią Anglicy, jest bardzo dobry w mojej drużynie i to mnie najbardziej cieszy. Presja towarzyszy piłkarzom zawsze, a im wyżej chce się zajść, im wyższa jest stawka, tym jest silniejsza. Na poziomie eliminacji mistrzostw Europy nikt nie oczekuje, że przyjdzie mu grać mecze bez takiego ciśnienia.

Którego meczu z pozostałych do rozegrania obawia się pan najbardziej?

- Zawsze najbliższego. To będzie najważniejszy mecz w mojej karierze i każdy następny także. Staram się wpoić moim zawodnikom, aby myśleli tak samo: nadchodzący mecz jest najważniejszy w twoim życiu i dlatego musimy go wygrać. Nie mogę kalkulować, że najważniejszy będzie na przykład rewanż z Portugalią, bo jeśli myślami będziemy we wrześniu, to po drodze, już w marcu, możemy przegrać te pozornie mniej ważne mecze. Widzi pan, jaki teraz jest futbol. Irlandia Północna wygrywa z Anglią, Malta pokonuje Węgry. Nie można dzielić rywali na łatwych i trudnych, każdego trzeba starać się pokonać, a żeby to osiągnąć, trzeba się maksymalnie skupić na najbliższym.

Jeden z najbardziej obiecujących polskich piłkarzy Radosław Matusiak przeszedł do Palermo. Jaką widzi pan przed nim przyszłość w Serie A?

- Chciałbym, żeby mu się powiodło, mam nadzieję, że mu się uda, ale nic więcej nie potrafię powiedzieć. Wiem, że to chłopak mądry, mocny pod względem mentalnym, dobry w sytuacjach jeden na jednego. Nie jestem jednak wewnątrz drużyny Palermo i dlatego powstrzymuję się od bardziej stanowczych prognoz. Dla dobra reprezentacji byłoby wspaniale, gdyby Radek miał stałe miejsce w składzie.

Kto jest najważniejszą postacią na boisku w pańskiej drużynie: kapitan, lider drugiej linii, najlepszy strzelec, gwiazda?

- Nie, nie ma takiego. W meczu z Portugalią Ebi Smolarek strzelił dwa gole, w Belgii rozstrzygnął Radek Matusiak, więc ktoś może powiedzieć, że w tych spotkaniach oni byli najważniejsi. W następnym może to być Bronowicki albo Golański, może jeszcze ktoś inny. W mojej filozofii najważniejsze jest to, żeby każdy czuł się równie ważny i potrzebny drużynie. Zespół to całość, bronię się przed nazywaniem kogoś gwiazdą. Każdy musi dobrze wykonać swoją pracę bez względu na to, jakie ma zadania. Dopiero wtedy można osiągnąć sukces. Każdy piłkarz musi mieć świadomość, że jest częścią całości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Mbappe nie zagra z Polską?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto