Naiwny minister sportu

Tomasz Lipiec, minister sportu, triumfalnie ogłosił, że liczy na to, iż najdalej za trzy miesiące odbędzie się zjazd, podczas którego zostaną wybrane nowe władze Polskiego Związku Piłki Nożnej.

O naiwności ludzka! Czyżby do ministra nie dotarło jeszcze, że Michał Listkiewicz zagrał mu na nosie. Przecież prezes PZPN nadal dzierży władzę i co najważniejsze zapowiada, że w najbliższym czasie jej nie odda.

Wprawdzie wpuścił do piłkarskiej centrali różne komisje i kontrole, ale widać, że był to wyłącznie wybieg taktyczny. Przecież prezes jest byłym sędzią, a więc na kiwkach zna się jak mało kto. Przeczekał medialną wrzawę wokół jego osoby i teraz w zaciszu gabinetu drwi z naiwnego ministra.

Dumny ze swego sukcesu zadeklarował już, że zamierza w prezesowskim fotelu przeżyć jeszcze dwie miłe chwile. Cieszyć się z przyznania Polsce organizacji finałów mistrzostw Europy w 2012 roku oraz być świadkiem awansu Polski do finałów mistrzostw Europy w 2008 roku.

Niestety, ale już na początku konfliktu Lipiec był na straconej pozycji. Zapomniał, że jako były chodziarz potrzebuje sporo czasu na dotarcie do mety. Futbolowy prezes rozegrał szybką piłkę, zdobył gola i już w niedzielę mógł unieść ręce w geście triumfu.

I wszystko wskazuje na to, że jeszcze długo będzie cieszyć się z sukcesu w starciu z ministerialnym urzędnikiem.