Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miał zaledwie cztery latka - Oskar został zakatowany na śmierć pod bokiem sąsiadów, opieki społecznej i lekarzy...

Aleksandra Tyczyńska
- Oskar z Piotrkowa w swoim cierpieniu bardzo długo był sam. Nie spodziewał się, że będzie miał tylu ludzi przy sobie; niestety, dopiero po śmierci - mówił ksiądz podczas pogrzebu
- Oskar z Piotrkowa w swoim cierpieniu bardzo długo był sam. Nie spodziewał się, że będzie miał tylu ludzi przy sobie; niestety, dopiero po śmierci - mówił ksiądz podczas pogrzebu
Oskar bardzo dobrze się rozwijał, jeździł na rowerku, biegał po podwórku, wołał "ciocia" - wspomina jego matka chrzestna. - Wciąż siedział przed telewizorem, sprawiał problemy wychowawcze - tyle zauważyła pracownica ...

Oskar bardzo dobrze się rozwijał, jeździł na rowerku, biegał po podwórku, wołał "ciocia" - wspomina jego matka chrzestna.

- Wciąż siedział przed telewizorem, sprawiał problemy wychowawcze - tyle zauważyła pracownica socjalna.

Miał zaledwie cztery latka, kiedy zakatował go konkubent matki...

Nie zginął na pustyni

Odrapana kamienica w centrum Piotrkowa. Tam mieszkał chłopiec. 150 metrów dalej Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. Kawałek dalej przychodnia, w której lekarka badała emocje Oskara.

Chłopiec nie zginął na pustyni, ale nikt nic nie widział, nie słyszał, nie sprawdził, czy na ciele zalęknionego malca nie ma przypadkiem śladów przemocy.

W ciągu półtora roku z "radosnego dziecka" - jak mówiła o nim Joanna Godecka, matka chrzestna - stał się "dziwnie spokojny" - to słowa pracownicy socjalnej. Dzieci same się tak nie zmieniają. To skutek cierpienia z rąk tych, którzy mieli się nim opiekować. Matka biła, bo "był niegrzeczny i pyskował", bo "ciągle wołał jeść". Jej konkubent złamał Oskarowi rączkę, bo "chciał zjeść zupę", bo na jego widok "siusiał w majtki". Bo był...

- W każdym z takich przypadków nie musiało dojść do tragedii, gdyby zareagował ktokolwiek - sąsiad, pracownik opieki, matka - mówi Witold Błaszczyk, rzecznik piotrkowskiej prokuratury.

Chronili siebie

Tydzień temu w czwartek, tuż po godzinie 5 nad ranem, dyspozytorka pogotowia odebrała anonimowe zgłoszenie od mężczyzny: "w mieszkaniu przy ul. Piastowskiej potrzebna jest pomoc, umiera dziecko". Lekarz, który przyjechał na miejsce, mógł już tylko stwierdzić zgon.

- Tak zmaltretowanego dziecka jeszcze nie widziałem - mówił później.

W kamienicy pojawili się policjanci. Joanna M., matka chłopca, była spokojna. Twierdziła, że mieszka sama. A skąd rany u dziecka?

- Przewrócił się, upadł, poparzył się farelką - mówiła. Chroniła siebie i konkubenta. Nie tylko wtedy, także podczas przesłuchań.

Wkrótce policjanci odnaleźli Artura N. To on dzwonił po pogotowie. Przyznaje się - uderzał, kopał.

Już dzień po tragedii prokuratura postawiła zarzuty. 25-letni Artur N., konkubent matki chłopca, jest podejrzany o wielomiesięczne znęcanie się nad dzieckiem i zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. O rok młodszej Joannie M. zarzucono znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem i podżeganie do zabójstwa.

Kobiecie i mężczyźnie grozi dożywocie.

Rodzice Artura N. odmawiają złożenia wyjaśnień. Chronią syna, siebie, bo oni - jak później ustaliła piotrkowska policja - ponad wszelką wątpliwość wiedzieli o cierpieniu małego Oskara.

Śmierć za śmierć

- Na szubienicę! Ukamienować! - skandował tłum kilkudziesięciu mieszkańców Piotrkowa, który zebrał się przed prokuraturą. Policjanci uniemożliwili dostęp do urzędu, ale ludzie chcieli linczu...

- Przyszedłem zobaczyć tych bandytów - mówi Mirosław Lec. Żona Beata, która stała z ośmioletnią córką, dodała: - To, co ci bandyci zrobili, w głowie się nie mieści.

- Śmierć za śmierć. Za takie katowanie dziecka to ja nie wiem, czy jest jakaś dobra kara. Po co ta obstawa - Maria Dytrych nie kryje zdenerwowania. - Już ludzie by wiedzieli co zrobić…, bo za 15 lat wyjdą z więzienia i tak samo będą postępować.

- Wikt i opierunek w więzieniu się im nie należy - dorzuca Marek Pieńko.

Sąd Rejonowy w Piotrkowie zdecydował o tymczasowym aresztowaniu oprawców Oskara na trzy miesiące. W sobotę matka chłopca trafiła do aresztu dla kobiet w Łodzi, jej konkubent do piotrkowskiego aresztu.

Niechciany...

- Jakby relacjonował mecz piłki nożnej - mówi o zeznaniach Artura N. podinspektor Piotr Trzebski z piotrkowskiej policji.

A matka? Trzebski: - Wpadła w panikę dopiero wtedy, kiedy zorientowała się, jakie jej i konkubentowi grożą konsekwencje...

Wychowała się w sierocińcu. Oskar był jej pierwszym dzieckiem. Nie wiadomo, kim jest ojciec. Z Arturem N. miała drugie dziecko. 9-miesięczny Kacper - zgodnie z postanowieniem sądu rodzinnego - został umieszczony w Domu Małego Dziecka w Piotrkowie. Trwają czynności zmierzające do odebrania parze praw rodzicielskich do Kacpra.

- Chłopca odwieziono do szpitala na obserwację, ale było widać, że dbali o niego. Wychuchane wręcz dziecko - mówi Trzebski. - Oskar może był niechciany.

Z relacji sąsiadów wynika, że czterolatek przeszkadzał matce i konkubentowi. Podczas sekcji biegli ustalili, że chłopiec był głodzony. Miał na ciele wiele śladów bicia, przypalania... Pochodziły z różnych okresów.

- Ale kto tam miał reagować, jak od dołu do góry sama melina - mówi Danuta Borówka, mieszkanka kamienicy, w której doszło do tragedii.

- Raz tylko słyszeliśmy, jak bardzo krzyczała na Oskarka. Ryk to był zwierzęcy. Córka pobiegła i powiedziała, że jak jeszcze raz tak będzie się pruła na dziecko, to policję zawiadomi. Od tego czasu się uspokoiło...

- To był taki radosny chłopczyk, miał lekką mowę, zadbany był - opowiada Godecka, u której Joanna M. mieszkała wraz z Oskarem i która razem z mężem trzymała chłopca do chrztu. - Do drugiego roku życia karmiła Oskarka piersią, była czuła. Boże, nigdy bym nie pomyślała, że coś takiego zrobi. Poznała jednak tego faceta, zerwała z nami kontakty.

Znikąd pomocy

Joanna M. jako samotna matka była pod opieką pomocy społecznej od 2002 do 2004 r. Potem, aż do lipca 2005 r., nie chciała pieniędzy, dlatego też nikt się nią i jej dzieckiem nie interesował. - Od lipca 2005 r. pracownica była u nich nawet kilka razy w miesiącu - mówi Zofia Antoszczyk, kierowniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.

Po tragedii pracownica ośrodka analizowała: "biednie, ale czysto było, chłopiec dziwnie spokojny, ale nie zdradzał objawów dziecka maltretowanego, zawsze przed telewizorem, więc może zbadałby go lekarz psychiatra".

Zofia Antoszczyk: - Pracownica przypomina sobie, że nawet kiedy konkubent matki głaskał Oskara po główce, ten nie uchylał się, żadnego niepokojącego gestu nie wykonywał...

2 stycznia Oskar był u lekarki w Przychodni Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży w Piotrkowie. 24 kwietnia miał być u neurologa. 1 marca, dzień przed tragedią, pracownica ośrodka pomocy była pod drzwiami jego mieszkania. Prawdopodobnie wtedy już umierał. Silne ciosy zadane w nocy przez Artura N. zakończyły półtoraroczną gehennę dziecka. Nikt nie otwierał drzwi. Sąsiad, zagadnięty przez pracownicę opieki, odkrzyknął tylko: - Mam swoje problemy.

- Jeżeli okaże się, że z zachowań dziecka, relacji między opiekunami mógł pracownik socjalny wywnioskować zagrożenie, a zaniechał udzielenia pomocy przez powiadomienie odpowiednich służb, to będzie oznaczać, że naraził dziecko na utratę życia - mówi Błaszczyk.

Prokuratura zajmie się także lekarką, która - choć ze względu na specjalizację nie oceniała stanu fizycznego dziecka - badała przecież jego stan emocjonalny.

Co z rodzicami Artura N.?

Błaszczyk: - W jakimś sensie prawo chroni ich przed odpowiedzialnością karną, bo sami na siebie i najbliższych nie musieli składać doniesienia. Obowiązkiem prokuratury jest zebrać zeznania, które ich obciążą.

"Nie" domowym katom

"Obiecuję, że zawsze i wszędzie będę mieć oczy i uszy otwarte na krzywdę innych malutkich ofiar bezdusznych katów", "Chcę coś zrobić, nie chciałabym przemilczeć tej śmierci", "W dzieciństwie byłam bita... dziś, gdy słyszę o takich tragediach, przypominają mi się tamte chwile, upokorzenie i ból. Ja jednak żyję", "Jestem z Oskarem, jestem z Wami. Oskarowi nie pomogliśmy i już nie pomożemy, ale możemy pomóc innym dzieciom. Niech nasz ból przerodzi się w działanie" - piszą internauci ze wszystkich stron Polski na forum strony internetowej poświęconej czterolatkowi z Piotrkowa.

- Utrzymywał chłopca w stanie stałego napięcia. Nawet mijając go na korytarzu uderzał w głowę, coraz mocniej... - mówi Tomasz Bilicki z Centrum Służby Rodzinie w Łodzi, które po śmierci Oskara umieściło na stronie internetowej apel do rodziców, sąsiadów, świadków przemocy: "tu nie mówimy już o bezstresowym wychowaniu, ale o zjawisku wielkiego zła, jakim jest powolne bądź gwałtowne zniszczenie słabszego człowieka".

Tragedia tak długo katowanego dziecka wstrząsnęła opinią publiczną. Czy na tyle, by cokolwiek zmienić? Nie przebrzmiały przecież jeszcze doniesienia o innych dzieciach.

3,5-miesięcznemu Kubusiowi z Łodzi ojciec zrobił ogromną krzywdę - nie będzie widział, słyszał.

15-miesięczny Kacper z Legnicy trafił do szpitala z ranami na całym ciele i pękniętą kością potyliczną.

14-miesięczny Kuba z Tychowa przeszedł trepanację czaszki - ojciec bił go pięścią.

10-miesięczny Adam z Rzeszowa został skatowany przez ojca moczonym pasem... Takich przykładów bestialstwa jest ostatnio coraz więcej.

Bezkarni?

Bilicki ma wrażenie, że dopóki nie doszkoli się pedagogów, pracowników socjalnych, dopóki nie będzie centrum informacji o dziecku, a ludzie nie zrozumieją, że lanie to nie metoda wychowawcza, dopóty będą ofiary domowych katów.

Oprawcy długo mogą pozostawać bezkarni, bo od momentu urodzenia się dziecka, nie ma nikogo, kto sprawdzałby, co się z nim dzieje.

Oskar z Piotrkowa w swoim cierpieniu bardzo długo był sam. - Nie spodziewał się, że będzie miał tylu ludzi przy sobie; niestety, dopiero po śmierci - powiedział ksiądz Krzysztof Nowak nad białą trumienką otoczoną przez tłumy, które żegnały chłopca...

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto