Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mąż raz na miesiąc - rozmowa z Aleksandra Dochnal, żoną aresztowanego lobbysty

Mariusz Goss, (jusz)
Mariusz Goss: Czym się pani zajmuje od czasu powrotu do Polski? Aleksandra Dochnal: - Dbam głównie o dom i dzieci. Zajmuję się też sprawami męża, które pochłaniają bardzo dużo czasu.

Mariusz Goss: Czym się pani zajmuje od czasu powrotu do Polski?

Aleksandra Dochnal: - Dbam głównie o dom i dzieci. Zajmuję się też sprawami męża, które pochłaniają bardzo dużo czasu. Od dwóch lat nie prowadzę swojego biznesu.

Prowadzi pani firmę męża Larchmont Capital pod jego nieobecność?

- Działalność firmy została zawieszona, bo opierała się na pozycji męża w świecie biznesu.

A co z pracownikami?

- Musieli znaleźć inne zajęcie. Zatrudnialiśmy w kraju około dwudziestu osób. Może jak mąż wróci, zechce budować firmę od nowa.

Rozmawialiście państwo o tym?

- Nie, nasze spotkania, choć odbywają się raz w miesiącu, są "monitorowane". Towarzyszy nam zawsze funkcjonariusz ABW, a czasem także strażnik więzienny. Cztery osoby na kilku metrach kwadratowych, w tym dwie co najmniej obce. To nie sprzyja intymnym rozmowom o marzeniach.

Dlaczego nie dostała pani zgody na widzenia sam na sam?

- W marcu tego roku zostałam przesłuchana przez prokuraturę jako świadek. Mimo że, zgodnie z prawem, przysługuje mi prawo całkowitej odmowy zeznań, nie zostało ono przez prokuratorów uwzględnione. Zostałam psychicznie zmuszona do składania zeznań. Po tym fakcie, ze względu na status świadka, jaki został mi nadany, moje widzenia z mężem odbywać się mogą tylko w obecności funkcjonariusza ABW lub prokuratora.

Chce pani powiedzieć, że została zmuszona do zeznawania w sprawie męża?

- Tak bym to określiła. Nie czuję się jednak upoważniona do oceny działań prokuratorów. Mogę tylko powiedzieć, że wszystkie wątpliwości są skrzętnie notowanie przez adwokatów i na pewno kiedyś zostaną ujawnione. Sam fakt przedłużającego się w nieskończoność aresztu jest dla mnie bardzo bolesny. Mimo współpracy męża z organami ścigania, od 14 miesięcy nie może on wyjść na wolność

Jak dowiedziała się pani o zatrzymaniu męża?

- Było niedzielne popołudnie, właśnie spacerowałam z córką Aurelią po parku w Windsorze. Próbowałam się do męża dodzwonić, ale nie mogłam. Miałam jakieś złe przeczucia, w jednej chwili dramatycznie pogorszył się mój stan zdrowia. Byłam wtedy w ciąży i chciałam go prosić o szybki powrót. Później dostałam wiadomość, że został zatrzymany.

Jak pani zareagowała?

- W pierwszej chwili nie wiedziałam, o co chodzi. Adwokat wyjaśnił, że sprawa dotyczy samochodu udostępnionego ówczesnemu posłowi Andrzejowi Pęczakowi. Byłam zaskoczona, bo wiedziałam, że pożyczył z firmy na trzy miesiące. Nikt tego nigdy nie ukrywał.

Po aresztowaniu męża długo nie przyjeżdżała pani do kraju...

- Przyjechałam trzy tygodnie po zatrzymaniu męża, zaraz gdy dostałam zgodę na widzenie. Odbyło się ono w łódzkiej prokuraturze. Przez pierwsze pół roku po aresztowaniu męża czułam się, jakbym grała w filmie sensacyjnym. Tempo było zawrotne, świat wokół wydawał się taki zagadkowy. Agenci, podsłuchy, stenogramy.

O co mąż zapytał na pierwszym spotkaniu?

- Jak się czuję. Byłam w szóstym miesiącu ciąży. Oczekiwaliśmy córki, której daliśmy imiona Alexia Wiktoria.

Gdzie pani teraz mieszka?

- Pod Warszawą.

Co przesyła pani mężowi w paczkach?

- Tzw. suchy prowiant. Mąż zrezygnował z więziennego wiktu. Od czternastu miesięcy odżywia się tylko tym, co otrzyma w paczkach lub kupi w kantynie. Z potraw, które mu przesyłam, najbardziej lubi japońskie zupy misso. Normalne obiady zaczął jadać w tym roku w listopadzie, bowiem zapoznając się z aktami sprawy, otrzymał prawo do kupowania posiłków w kantynie, w której żywią się funkcjonariusze aresztu śledczego.

Komu mąż oddaje swój więzienny wikt?

- Nie mam pojęcia.

Co mąż w celi czyta najchętniej?

- Moje listy miłosne.

Nie przeszkadza pani, że waszą korespondencję czyta prokurator?

- Staram się o tym nie myśleć. Trzeba było przystosować się do tej sytuacji. Poza wszystkim, nie musimy się wstydzić swoich uczuć.

A książki?

- Korzysta z biblioteki, a ja dodatkowo przysyłam mu wybrane tytuły. Jest to dla niego droga przez mękę, bo na zgodę na dostarczenie pięciu książek czeka miesiącami. Mąż ostatnio śmiał się, że nawet Saddam Husajn ma w swojej celi ponad 100 książek, podczas gdy on musi walczyć o każdą. Najchętniej czyta prozę południowoamerykańską. Ale odkrył również Salmana Rushdiego, którego wcześniej nie doceniał. Jego ostatnim pomysłem jest przetłumaczenie na język polski tomu Natana Sharansky'ego i Rona Dermera "Case for Democracy". To chyba pod wpływem swoich doświadczeń z demokracja polską. W większości krajów demokratycznych na świecie nie stosuje się aresztu tymczasowego dłużej niż sześć miesięcy, chyba że chodzi o osobę niebezpieczną dla życia lub zdrowia innych obywateli.

Podobno mąż uczy się w areszcie kolejnego języka obcego?

- Tak, hiszpańskiego. To było jego marzenie.

Jak zareagowali na aresztowanie męża państwa przyjaciele?

- Największe przyjaźnie przetrwały. Najbardziej zawiodłam się na klakierach, którzy kręcili się wokół nas. Po aresztowaniu zniknęli. To akurat uważam za plus, a nie minus.

Przestała pani bywać na salonach stolicy?

- Zawsze bywałam na nich sporadycznie. Można mnie było zobaczyć na pokazach mody, bo miałam atelier z Maciejem Zieniem. Po aresztowaniu męża krążyły opowieści, że Dochnalowie wyprawiają imprezy towarzyskie, chodzą na bale, a to nieprawda. Rozpisywano się o moich urodzinach, które zorganizowaliśmy w 1998 roku, jakby odbyły się wczoraj.

Dlaczego zdecydowała się pani urodzić dziecko w Londynie?

- Ze względu na to, że wtedy mieszkałam tam na stałe. Przyczyniły się do tego także nieprzychylne artykuły w prasie i biegający za mną paparazzi. Wyśledzili mnie kiedyś w restauracji i robili zdjęcia. Gdybym nie była w ciąży, nie przejmowałabym się tym. Jednak w takim stanie kobieta ma święte prawo do prywatności i spokoju. Mnie to odebrano. Od marca jestem stale w Polsce, czasem wyrywam się na weekendy do przyjaciół w Londynie.

Czy starsza, czteroletnia córeczka często pyta o tatę?

- Na początku bardzo często, teraz rzadziej. Pisze jednak do niego króciutkie listy, szlifując zarazem swoje nowo nabyte umiejętności. Marek odpisuje jej rysunkami i bajkami.Mimo jego nieobecności, staram się, by ojciec był obecny w jej życiu. Teraz go nie ma, ale będzie. Musimy poczekać. Czekamy.

***

Kim jest żona lobbysty?

Aleksandra Dochnal jest od dziesięciu lat żoną lobbysty Marka Dochnala. Lobbysta pochodzący z Tarnowa przebywa w piotrkowskim areszcie pod zarzutem korumpowania byłego posła Andrzeja Pęczaka. Zanim tam trafił prowadził firmy Proxy, a następnie Larchmont Capital. Media zajmujące się gospodarką określały go jako postać tajemniczą. Dochnal, według doniesień prasy, ma posiadłości w Polsce, Anglii i Argentynie.

Dochnalowie poznali się podczas międzynarodowej konferencji w 1994 r. On był początkującym biznesmenem, ona, wówczas studentka, zatrudniona była jako tłumaczka. On ma dziś 44 lata, ona - 31 lat. Oboje zapewniają, że mimo różnicy wieku ich związek jest udany. Mają dwie córki 4-letnią Aurelię i kilkumiesięczną Alexię Victorię.

W 2001 r. Dochnalowie wyjechali z kraju. Zamieszkali w Anglii. Jeden wynajętych przez nich domów znajdował się w Wentworth między Londynem i Windsorem (siedzibą rodziny królewskiej). W 2002 r. Aleksandra Dochnal została członkiem komitetu Czerwonego Krzyża w Genewie, który zajmuje się działalnością charytatywną.

Żona lobbysty pochodzi z Warszawy, jest magistrem prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Pracę obroniła w 1999 r. Jej pasją jest literatura, w szczególności południowoamerykańska.

Aleksandra Dochnal prowadziła agencję PR Blue-Sky Communications z Amerykaninem Davidem Eisenstadtem, a następnie atelier mody z polskim projektantem Maciejem Zieniem. Ubierały się w nim panie ze świata kultury i telewizji, m.in. Grażyna Torbicka, Maryla Rodowicz, Justyna Steczkowska, Renata Przemyk, Kayach, Agata Młynarska czy Jolanta Fajkowska.

Pokazy organizowane atelier Dochnal-Zień, były chętnie opisywane przez kolorowe pisma. Aleksandra Dochnal pomagała projektantowi wejść na salony Londynu i Paryża. Atelier zakończyło działalność w 2003 r.

W tym samym roku drużyna Larchmont należąca Dochnala w szwajcarskim kurorcie St Moritz wygrała mistrzostwa świata w polo na śniegu. Aleksandra Dochnal była odpowiedzialna za organizację życia zawodników w czasie wolnym od zajęć. Drużyna Larchmont w 2004 r. dotarła półfinałów turniejów o Puchar Królowej (brytyjskiej) i Złotego Pucharu. Zdjęcia z tego wydarzenia, na których Aleksandra i Marek Dochnalowie rozmawiają z Elżbietą II obiegły prasę zarówno w Polsce jak i Wielkiej Brytanii.

Aleksandra Dochnal jeździ konno, próbowała grać w polo, ale jak twierdzi, bez powodzenia.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto