MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Mariusz Wlazły: Mecz zostaje w hali

Marek Kondraciuk
Marek Kondraciuk: Rok temu rozmawialiśmy w podobnych okolicznościach, bo Sportowiec Roku 2006 był również laureatem 2005. Co zmieniło się w pańskiej karierze od tamtego czasu? Mariusz Wlazły: - Przybył jeden medal, ...

Marek Kondraciuk: Rok temu rozmawialiśmy w podobnych okolicznościach, bo Sportowiec Roku 2006 był również laureatem 2005. Co zmieniło się w pańskiej karierze od tamtego czasu?

Mariusz Wlazły: - Przybył jeden medal, ale za to jaki! Srebro mistrzostw świata to mój życiowy sukces. Brzmi banalnie, ale kiedy o nim pomyślę, serce mi się raduje.

Świat wokół pana chyba jednak trochę zawirował - fala popularności uderzyła z niezwykłą siłą, jest pana pełno w mediach, powstają fankluby Mariusza Wlazłego, zapewne posypały się propozycje reklamowe i oferty bogatych klubów zagranicznych. Trudno to wszystko udźwignąć?

- Chyba jakoś sobie radzę. Cieszy mnie, że ludzie, którzy nie oglądali siatkówki, teraz z wypiekami na twarzach zasiadają przed telewizorami. To efekt naszego medalu przywiezionego z Japonii. Popularność jest miła, choć czasem męczy. Trudno mi dziś w samotności wypić kawę czy spokojnie robić zakupy, nie wzbudzając zainteresowania, a z tym oczywiście wiążą się liczne dowody sympatii. To jednak cena sukcesu i ja to rozumiem.

A jak pan ocenia swoje indywidualne postępy sportowe. Czy na tak wysokim poziomie można jeszcze coś ulepszyć w swojej grze?

- Pewien poziom umiejętności już osiągnąłem i mogę tylko je doskonalić, ale trudno już nauczyć się czegoś nowego. Najbardziej muszę pracować nad blokiem i grą w obronie. To dwa elementy trudne dla atakujących. My jesteśmy od zbijania i zagrywania. Chciałbym jednak poszerzyć swoje siatkarskie kompetencje i dawać drużynie punkty blokiem nie z przypadku, ale dzięki udoskonalonym umiejętnościom. W obronie też jest sporo do zrobienia. Wiele piłek można podbić, ale jeśli się wie, jak należy się ustawić.

Pańska żona Paulina jest siatkarką. Wasz dom to pewnie świat siatkówki w miniaturze?

- Nie, nie, nic z tych rzeczy. W domu prawie wcale nie rozmawiamy o siatkówce. Nasze życie w osiemdziesięciu procentach wypełnia siatkówka, a więc pozostałe dwadzieścia chcemy ocalić od jej wpływu. Gdybyśmy po treningach, meczach, zgrupowaniach i turniejach jeszcze w domu rozprawiali o naszej pasji, to można byłoby zwariować. Czasem mamy do siebie jakieś uwagi siatkarskie, ale sporadycznie. Mecz zostaje w hali. Nie przenosimy go do domu, aby dalej dyskutując, niejako kontynuować grę. Wydarzenia z gry zostawiamy na boisku. To zdrowy układ. Nie przynosimy pracy do domu. Dom służy temu, żeby się oderwać od siatkówki, od sportu, od tego, co robimy na co dzień i co jest naszą pasją, ale i pracą.

Obok siatkówki macie inną wspólną pasję - fotografowanie. Kto w tej dziedzinie jest lepszy?

- Żona czasem śmieje się, że wychodzi jej lepiej niż mnie i chyba ma rację. To jednak nasze pierwsze kroki w fotografii, ale w siatkówce też kiedyś były początki. Głównie jest to fotografia sportowa. Jako zawodnikom łatwiej nam chyba fotografować siatkówkę, bo łatwiej niż inni przewidujemy, co się może wydarzyć na boisku. Oczywiście, na wakacjach też robimy zdjęcia, problem jednak w tym, że tych wakacji mamy bardzo mało.

Jeśli już wspomniał pan o wakacjach, to gdzie w tym roku je spędzicie?

- Rzecz w tym, że nie wiadomo, czy w ogóle będę miał jakieś wolne dni. Kończy się kadra, zaczyna się sezon ligowy, a kiedy on się kończy, znów zaczyna się kadra. Trudno znaleźć motywację, jeśli nie ma wypoczynku. Czasem brakuje wytchniania i popada się w automatyzm: mecz, kolejny mecz i następny, a jeden podobny do drugiego, zmieniają się tylko nazwy drużyn i twarze przeciwników po drugiej stronie siatki. Będę rozmawiał z trenerem o kilku dniach wolnego, bo mam problemy zdrowotne (Wlazłego często łapią kurcze - przyp. mk). Potrzebuję odpoczynku i to będzie z korzyścią nie tylko dla mnie, ale i dla drużyny.

W Bełchatowie drżą, że wkrótce będzie pan popisywał się zbiciami i asami serwisowymi przed włoskimi kibicami w tamtejszej Serie A.

- Nie wypowiadam się na temat przyszłości i ewentualnego transferu zagranicznego. Na to przyjdzie czas. Dziś jeszcze naprawdę nie wiem, czy i kiedy będę grał we Włoszech. Cel jest bliższy - zdobyć z BOT Skrą kolejne mistrzostwo Polski.

Nominacja do tytułu najlepszego siatkarza mistrzostw świata była dla pana nobilitacją. Wydawało się, że jest pan nią zaszokowany.

- Tak było w istocie. Jak wyczytali moje nazwisko, doznałem szoku. Wiedziałem jednak, że nie wygram, bo byłem w towarzystwie wielkich gwiazd - Brazylijczyka Giby i Bułgara Mateja Kazijskiego. Przeciw Matejowi grałem jeszcze w juniorach. Występując w lidze rosyjskiej, zrobił w ostatnim czasie ogromne postępy w grze.

Czy Giba jest, pana zdaniem, rzeczywiście najlepszym siatkarzem świata?

- Nie potrafię powiedzieć, czy jest najlepszy. Nie mam swojego wzorca, idola, w którego byłbym zapatrzony i którego chciałbym naśladować. Obserwuję wielu czołowych atakujących świata i od każdego chciałbym coś przejąć, ale nie chcę nikogo skopiować. Każdy z nas gra inaczej, każdy powinien grać inaczej, bo to właśnie sprawia, że siatkówka jest taka ciekawa. Gdyby każdy grał podobnie, byłoby nudno.

A co chciałby pan przejąć od Giby?

- Jest niesamowicie waleczny. W trudnych sytuacjach potrafi wyprowadzić zespół z dołka. Przegrane - wydawać by się mogło - mecze przeradzają się nagle w zwycięstwa. To kwestia charakteru, nie da się tego wyuczyć. Jeśli chodzi o umiejętności siatkarskie, to trzeba podkreślić, że bije z szybkich piłek. Imponujące, ale można się tego wyuczyć.

Co takiego tkwi w grze Brazylijczyków, że uczynili finał z wami jednostronnym?

- Brazylijczycy grają niesamowicie szybko, na wariata. Na pięć piłek pomylą się dwa razy, ale pozostałe trzy skończą. Ta ich szybka gra jest dla innych niepojęta - to chyba najlepsze słowo. Grają tak szybko, że zaskakują każdego przeciwnika. Bardzo trudno się bronić przy takiej ich grze. Znacznie łatwiej gra się z wyższymi, ale wolniejszymi drużynami.

To chyba wytycza kierunek rozwoju siatkówki, bo rosyjska strategia budowania zespołu z grubo ponad dwumetrowych osiłków przegrała.

- Rosjanie to tak liczny naród, że łatwo imwyselekcjonować bardzo wysokich chłopaków. Przyszłość siatkówki to chyba jednak nie dalsze podwyższanie zespołu, ale szybkość, a więc droga, którą idzie w ostatnich latach reprezentacja Brazylii.

Nikt chyba nie ma wątpliwości, że to Raul Lozano odmienił naszą reprezentację. Cóż takiego uczynił Mały Rycerz z Argentyny, że zadziwiliście świat?

- Wbrew obiegowym opiniom zmienił niewiele, ale chyba to, co istotne. W niektórych sytuacjach meczowych nie wiedzieliśmy, jak się zachować, a teraz wiemy. Lozano ukierunkował nas na to, co najważniejsze. Patrzymy na grę trochę inaczej. To nie jest jednak tak, że przyjechał gość z zagranicy i nauczył nas grać w siatkówkę. My już przed nim umieliśmy. Prawdą jest jednak, że medalowych efektów tej gry nie było.

Dla reprezentacji Polski jest to rok mistrzostw Europy. Jedziecie do jaskini nie tyle lwa, co rosyjskiego niedźwiedzia, który jeszcze wyje z bólu po ciosie, jaki mu zadaliście na mistrzostwach świata w Japonii.

- Nie możemy się doczekać tego rewanżu. Obiecuję, że będzie twarda walka. Po mistrzostwach świata jesteśmy inną drużyną niż przed nimi. Nabraliśmy wiary w siebie, pewności w grze. Jesteśmy bardziej odporni na stres. Nie załamują nas pojedyncze niepowodzenia w grze. Na mistrzostwach Europy na pewno będzie ciekawie.

To jednak również rok Pucharu Świata, z którego można będzie bezpośrednio zakwalifikować się na olimpiadę.

- Staramy się zachować chłodne głowy. Wielu kibiców już wiesza nam na szyi olimpijskie medale, a ja mówię zawsze w takich sytuacjach: najpierw zakwalifikujmy się do Pekinu 2008. Droga jest jeszcze daleka, choć oczywiście marzymy o tym, żeby już w tym roku zapewnić sobie przepustki do turnieju olimpijskiego. Srebro z Japonii zobowiązuje, zwłaszcza że Puchar Świata będzie rozgrywany również w japońskich halach, które okazały się dla nas tak szczęśliwe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto