Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łódzkie też jest trendy

Piotr Brzózka
Jedyną reklamą są nasze sklepy usytuowane w najlepszych punktach w Polsce i innych krajach – mówi Adam Kapitańczyk, jeden z dyrektorów Kana
Jedyną reklamą są nasze sklepy usytuowane w najlepszych punktach w Polsce i innych krajach – mówi Adam Kapitańczyk, jeden z dyrektorów Kana
W opustoszałych fabrykach hulają już tylko wiatr, menele i zbieracze złomu. W łódzkich zakładach włókienniczych pracę straciło w ciągu ostatnich piętnastu lat kilkanaście tysięcy osób.

W opustoszałych fabrykach hulają już tylko wiatr, menele i zbieracze złomu. W łódzkich zakładach włókienniczych pracę straciło w ciągu ostatnich piętnastu lat kilkanaście tysięcy osób. Po załamaniu rynków wschodnich miasto, które zrodziło się na bawełnie i stało na niej niemal dwieście lat, nagle z dnia na dzień przestało być jej królestwem.

W miejsce ceglastych molochów powstały setki małych zakładów, szwalni i przędzalni, produkujących ciuchy no name, tanie, ale i tak za drogie, żeby skutecznie konkurować z chińszczyzną. Większość z nich zaopatruje jedynie blaszane budy na podłódzkich bazarach. Tylko nieliczni mieli na tyle dużo optymizmu, by przebić się przez zgodny chór narzekających na brak rynku i perspektyw. Łódzkie firmy Redan i Kan wprowadziły i wypromowały popularne marki Top Secret oraz Tatuum. Właśnie otwierają kolejne zagraniczne salony.

Jak nie robić, żeby zarobić

– Żyjemy w kraju średniej wielkości, gdzie mieszka 40 milionów ludzi, których trzeba w coś odziać. Ubierają się przecież wszyscy, więc odzież jest bardzo popularnym towarem. Myślenie, że nie pozostało nic innego, jak tylko usiąść i się rozpłakać, bo interes się nie powiedzie, jest kompletnie bez sensu. Rynek jest, i to ogromny, trzeba tylko mieć pomysł – mówi Radosław Wiśniewski, prezes łódzkiej firmy Redan, właściciela popularnej marki Top Secret.

Pomysł Redanu: żadnych fabryk. Redan projektuje i zleca szycie dziesiątkom azjatyckich firm, Redan zarządza, tworzy marki i dystrybuuje. Szycie się nie opłaca. Trzeba inwestować w ludzi, a nie w maszyny. Dla Wiśniewskiego realnie funkcjonującą maszyną jest mózg człowieka. Gdyby miał go zastąpić nowym parkiem maszynowym, to uznałby to za swoją porażkę.

Brak fabryki to przewaga, elastyczność. Firma, która chce szyć markę popularną, musiałaby postawić dziesięć fabryk o krańcowo różnym profilu produkcji. Skala problemów w zarządzaniu, skala kosztów, byłyby wprost niewyobrażalne. A zlecając wykonanie małym firmom, można w ostatniej chwili do każdej oferty coś dodać, każdą ofertę wycofać. Nieudana bluzka nie kładzie kolekcji.

Redan i Kan wygrywają też z konkurencją trafionymi, angielskojęzycznymi nazwami swoich sztandarowych marek. Top Secret i Tatuum wykorzystują powszechnie odczuwaną przez Polaków wyższość produktu zachodniego nad rodzimym. Mało kto wie, że kupując modny, rzekomo zachodni ciuch, tak naprawdę nabywa wytwór wyobraźni łódzkich projektantów.

Wiśniewski przyznaje, że gdyby ubrania nazywały się „ściśle tajne”, to firma miałaby większy problem marketingowy, ale z drugiej strony nie przecenia obcojęzycznej nazwy.

– To nie jest świadoma polityka. Nie ukrywamy się, chociaż też nie chwalimy się tym. Jednym z założeń naszej strategii jest brak wydatków na reklamę. Jedyną reklamą, jaką stosujemy, są sklepy Tatuum usytuowane w najlepszych punktach w Polsce i w innych krajach – mówi Adam Kapitańczyk, jeden z dyrektorów Kana. Przyznaje, że ubocznym tego efektem jest brak wiedzy o firmie. Często odbiera maile po angielsku, z pytaniem, z jakiego kraju pochodzą, nawet CV kandydaci do pracy skrobią w tym języku.

Od pucybuta do milionera

Początki obu firm sięgają końca lat osiemdziesiątych. Radosław Wiśniewski jako osiemnastolatek jeździł wtedy do Turcji i przywoził do Polski ciuchy w plecaku.

– Wszystko odbywało się od przypadku do przypadku. Kiedy zacząłem prowadzić pierwsze prymitywne biznesy, nie wiedziałem, w jakim kierunku to pójdzie. Zwłaszcza że byłem bardzo młody. Myślałem kategoriami: zarobię na mieszkanie, samochód, a tak naprawdę to chciałem być lekarzem – mówi Wiśniewski, dziś trzydziestodwulatek z dyplomem łódzkiej Akademii Medycznej. Na początku lat dziewięćdziesiątych dorobił się kilku szwalni, zabrał się też za import. W 1996 roku powstał Redan i wtedy Wiśniewski zaczął o branży odzieżowej myśleć poważnie.

– Rok 1996: Redan to dziesięć osób i obroty rzędu 4 mln złotych. To już jest jakaś firma, hurtownia regionalna. Sprzedawaliśmy ciuchy no name. Zaopatrywaliśmy podłódzkie bazary i za ich pośrednictwem – rynek wschodni. Jednak w 1997 roku przyszedł kryzys finansowy w Rosji, handel na rynkach w Tuszynie i Głuchowie gwałtownie się skurczył. Szukając szansy na przeżycie, postawiliśmy na dystrybucję. Zaczęliśmy próby wprowadzenia znaku towarowego, pojawili się pierwsi projektanci, graficy, rok później byliśmy już firmą ogólnopolską, zaopatrującą hurtownie w całym kraju – wspomina Wiśniewski. W niezamkniętym jeszcze roku 2003 firma ma 135 mln złotych obrotu i 13 mln zysku.

Kan zaczynał za to od produkcji na zlecenie dużych, zachodnich firm, między innymi duńskiego Cottonfielda.

– Rok 1989 to był czas przełomu, wielu Polaków wracało po latach z Zachodu. Mój ojciec odnowił wtedy jakieś znajomości – chyba jeszcze z liceum – z ludźmi, którzy pracowali za granicą. O kontaktach formalnych wtedy oczywiście jeszcze nie mogło być mowy, wszystko się dopiero otwierało na świat – wspomina Adam Kapitańczyk, syn Józefa Kapitańczyka, założyciela i prezesa firmy. – Przez kilka lat szyliśmy dla innych. W pewnym momencie doszliśmy jednak do wniosku, że to się prędzej czy później skończy, gdyż koszty wynagrodzeń w Europie się wyrównują. Firmy, które na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych przenosiły produkcję do Polski, bo było taniej, teraz uciekają na Daleki Wschód (my zresztą robimy to samo).

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych Kan zaczął więc promować własną markę. Zaczęło się od pierwszego firmowego sklepu na Piotrkowskiej w 1999 roku, kolejny był w Jankach pod Warszawą, a potem już poleciało. Kolekcję wiosenną będzie można znaleźć w butikach angielskich, irlandzkich oraz belgijskich.

Okiem kreatora

– Tworząc markę popularną, taką jak Top Secret, staramy się maksymalnie orientować na rynek. Nie chodzi o czystą żywą komercję, tylko o to, że marka popularna musi mieć wiele twarzy. To nie jest kreacja mody na zasadzie dyktatury, jak robią Armani czy Kenzo. Marka musi być zapatrzona w preferencje kupujących. Jeśli za mocno odejdziemy w kierunku nowatorskich tendencji w modzie, to nie będzie za dobrze. Klienta nie można zbyt mocno uczyć – akcentuje Wiśniewski.

Do polskiego klienta rzeczywiście trudno trafić z szaleństwami przeniesionymi wprost z ulic Londynu. Tak jak muzyka, tak i moda wędruje do nas przez zachodnią granicę. Polacy i Niemcy są bardziej konserwatywni od Anglików czy Francuzów.

Wiśniewski: – U nas rzadko kupuje się ciuch, który będzie modny jeszcze przez trzy tygodnie, a potem będzie go można wyrzucić. Myśli się raczej o ubraniu, które będzie się nosiło teraz i za rok – może nie będzie już tak super, ale jeszcze akceptowane. Bardzo charakterystyczne wzornictwo to niewielka część każdej kolekcji. Takie rzeczy się podobają, ale nie sprzedaje się ich zbyt dużo.

Może dlatego Kan, nawiązujący w linii swoich ciuchów do klasyki Cottonfielda, w ogóle rezygnuje z wyzywających wzorów.

– Oglądamy to, co się dzieje na świecie: jedziemy na targi do Paryża, które sprzedają nam tendencje na nowe sezony. Podglądamy też ludzi na ulicach, zwłaszcza w Londynie. Potem tę inspirację przekładamy na język Tatuuma, który jest bardziej indywidualną kolekcją. To jest moda „casual” – przenosząca najnowsze trendy na ciuchy, które możemy nosić na co dzień do pracy, szkoły, pubu. Wygodne, zrobione z naturalnych tkanin. Wiadomo, że nie jest to jakieś wielkie odkrycie – mówi Rafał Gmerek, projektant Kana, pracujący teraz nad kolekcją zimową, która ma mieć wyjątkowo dużo połysku, ale połysku w „języku Tatuuma”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto