MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Łódź ma czworo kandydatów na olimpijczyków

Marek Kondraciuk
Trener Marek Młynarczyk i jego wychowanek Mateusz Matczak, który został uznany za Talent Roku 2006 w polskim pływaniu
Trener Marek Młynarczyk i jego wychowanek Mateusz Matczak, który został uznany za Talent Roku 2006 w polskim pływaniu
Marek Kondraciuk: Przez piętnaście lat pracy dziennikarskiej to ty zadawałeś pytania trenerom. Dziś jesteś w roli odpowiadającego. Nie czujesz się nieswojo? Marek Młynarczyk: - Żartujesz.

Marek Kondraciuk: Przez piętnaście lat pracy dziennikarskiej to ty zadawałeś pytania trenerom. Dziś jesteś w roli odpowiadającego. Nie czujesz się nieswojo?

Marek Młynarczyk: - Żartujesz. Dziennikarstwo było jednak moją pasją numer dwa. Już w szkole podstawowej wiedziałem, że będą trenerem pływania. I nawet nie brałem pod uwagę innego wariantu niż studia w AWF. Moja droga do pracy z gwizdkiem i stoperem była więc prosta. Ale już pod koniec studiów w Warszawie zakiełkowała mi myśl, żeby po uzyskaniu dyplomu skończyć jeszcze dziennikarstwo. W stolicy zlikwidowali zaoczny kierunek i skończyło się na planach. Wkrótce jednak "wpadłem w towarzystwo" dziennikarskie i Paweł Strzelecki zaproponował, żebym pisał w "Expressie Ilustrowanym" o rekreacji. Był rok 1992 i to miało być tylko hobby, a pięć lat później dostałem etat i zostałem w zawodzie dziennikarza przez kolejnych dziesięć lat. Przez dziennikarstwo wyciszyłem się w pracy trenerskiej, musiałem odpuścić wyjazdy na zawody, zgrupowania. W tym roku jednak zamknąłem ten rozdział. Jest już tylko basen. Tu wyrosłem od ósmego roku życia, tu się zawsze czułem najlepiej.

Powrót jest efektowny, bo jako pierwszy łodzianin zostałeś trenerem kadry, jednym z czterech współpracowników Pawła Słomińskiego.

- Odpowiadam za żabkarki i specjalistki stylu zmiennego. Istotnie, w szkoleniu centralnym z kadrą nikt z łodzian nie pracował. Chyba że ktoś miał swojego zawodnika, to z nim jeździł na mistrzowskie imprezy. Nowa koncepcja pracy kadry wydaje mi się interesująca. Na jednego trenera nie może przypadać dziesięcioro pływaków. Praca w małych grupach może dać efekty.

Jedynym w historii łódzkim olimpijczykiem w pływaniu jest Jerzy Boniecki, który startował w Helsinkach w 1952 roku. Po raz pierwszy Łódź ma aż czworo kandydatów na igrzyska.

- Nigdy tak nie było. Bliskie uzyskanie minimum bywały indywidualności - Dariusz Broda, Dagmara Ajnenkiel, Martyna Krawczyk, Ola Urbańczyk i... już nikt więcej.

Jak oceniasz szanse swojej "karety asów"?

- Chciałbym, żeby wszyscy pojechali do Pekinu, bo kareta - skoro już użyłeś takiego porównania - powinna mieć cztery koła. Najbliżej minimum jest chyba Mateusz Matczak. Prowadzę go od czwartej klasy. Z sympatycznego misia zrobił się materiał na świetnego pływaka. Musi jednak wydorośleć. Potrafi trenować, ale jeszcze nie jest systematyczny. Drugą szansę olimpijską powinna wykorzystać Ola Urbańczyk. Jest pracowita, świadoma swoich celów, ale potrzebuje stabilizacji w treningu. Ostatnio w kadrze pracowała z trzema trenerami i to nie sprzyjało postępowi. Szansę ma też Marcin Babuchowski - sumienny, ambitny, ale trochę bojaźliwie podchodzi do ekstremalnych obciążeń. To jest związane z przeszłością. Był kiedyś przetrenowany i ma lęk przed krańcowym zmęczeniem. Ostatnio zrobił jednak duże postępy. Najwięcej dzieli od minimum olimpijskiego Luizę Hryniewicz, ale i przed nią widzę szansę. Jest mocna fizycznie, waleczna, utalentowana, tylko musi solidniej trenować. Ciągle coś jej dolega, często ma kontuzje i nie może zrealizować programu. Piętnaście miesięcy do igrzysk to dużo czasu. Luiza musi uwierzyć w siebie i mocno pracować.

Od początku kariery jesteś związany z MKS Trójka. Jak się zaczęła przygoda z pływaniem?

- Na naukę pływania do pana Wojciecha Iwaszkiewicza przyprowadził mnie i starszego brata Janusza tata. Był entuzjastą sportu, ale uprawiał go tylko na poziomie szkolnym i amatorskim. Grał jednak we wszystko, biegał, pływał. W trzeciej klasie przeszedłem ze szkoły 170 do 173 i do klubu pod opiekę trenera Bogdana Kruszyny-Kotulskiego.

To w pływaniu legendarna postać. Jak wspominasz sport z lat siedemdziesiątych?

- Obciążenia treningowe były mniejsze niż dziś, ale trener Kruszyna-Kotulski nie skupiał się tylko na pływaniu - wspaniały organizator i propagator każdej formy ruchu i turystyki. Przed treningiem biegaliśmy w parku, graliśmy w siatkówkę. Wymyślał koszykarskie sztafety i w ogóle wiele zabaw z piłkami. W wakacje były spływy kajakowe, zimą narty. Chciał, żebyśmy wszystkiego spróbowali. Jak jechaliśmy w góry albo nad jeziora, to już zawczasu kupowaliśmy mapy, obmyślaliśmy trasy. Pan Bogdan przykładał też wagę do rywalizacji sportowej.

Byłeś znanym w kraju grzbiecistą, choć nie ozdobiłeś swojej kariery medalami. To dodatkowa motywacja w pracy trenerskiej?

- W korespondencyjnych mistrzostwach Polski dzieci zdobyłem srebrny medal. Później byłem często w finałach mistrzostw Polski - począwszy od młodzików do seniorów - ale nie miałem szczęścia stanąć na podium. Dopiero na studiach, jako zawodnik AZS AWF, zdobyłem mistrzostwo Polski w sztafecie, pod okiem trenera Edmunda Bartkowiaka. Startowałem w Uniwersjadzie w Sofii. Próbowałem też piłki nożnej w trampkarzach Włókniarza Łódź pod okiem Jacka Dzieniakowskiego. Rodzice woleli jednak, żebym został przy pływaniu. Uważali, że uprawiając tę dyscyplinę, mam większą szansę skończyć studia. Rzeczywiście, coś w tym jest - nie osiągnąłem wielkich sukcesów jako zawodnik i swoje ambicje przeniosłem na pracę trenerską.

Twoją najbardziej znaną wychowanką jest Dagmara Ajnenkiel, finalistka mistrzostw Europy w Wiedniu'95 i w Sewilli'97, uczestniczka mistrzostw świata w Rzymie'94. Z sukcesami trenowałeś również innych znanych pływaków.

- Na początku byłem asystentem Jana Jabłońskiego. Pracowałem z rocznikiem 1964, 1965: Jackiem Kaweckim, Radkiem Reszką, Wieśkiem Maciejczykiem, Beatą Wojewódzką, Iwoną Trześniewską - medalistami mistrzostw Polski. Potem miałem rocznik 1972 - już samodzielnie - bardziej znane nazwiska: Jacek Izydorczyk i Wojciech Urbański - czołowi juniorzy w kraju. Z rocznika 1975 i 1976 szkoliłem Łukasza Drynkowskiego - mistrza kraju seniorów, Agnieszkę Wilczyńską - rekordzistkę Polski, Agnieszkę Światłowską i Arkadiusza Olkowicza, a z 1977 Dagmarę Ajnenkiel i Kasię Tyburczyk. Moimi wychowankami są też: Anna Woźniak - mistrzyni Polski seniorek, Paulina Pietrzak, Bartek Olejarczyk i najmłodszy - Mateusz Matczak.

Kiedy zetknąłeś się z metodami treningowymi, zbliżonymi do współcześnie stosowanych?

- Pod koniec lat siedemdziesiątych trening pod okiem Jana Jabłońskiego był już zbliżony objętościowo do obecnego. Pływałem po 7 kilometrów. Pojawiła się grupa trenerów, którzy tak pracowali i Jabłoński do niej należał wraz z Ruzikowskim - trenerem Julity Gębki, z Jackiem Choynowskim, którego wychowanką była pierwsza polska medalistka olimpijska Agnieszka Czopek. Był też Jerzy Troszczyński ze Szczecina, Edmund Uścinowicz z Olsztyna, który miał Leszka Górskiego. To poparte było pracą na siłowni. Pływało się dużo kilometrów, ale jednak nie tak intensywnie, jak dziś.

od 7 lat
Wideo

Dzisiaj Iga Świątek kończy 23 lata!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto