Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ŁKS - Podbeskidzie 0:0 Bez goli, ale i tak przy al. Unii było ciekawie

Paweł Hochstim
Dariusz Kłus miał w drugiej połowie świetną okazję bramkową, ale nie potrafił jej wykorzystać i nie wpisał się na listę strzelców
Dariusz Kłus miał w drugiej połowie świetną okazję bramkową, ale nie potrafił jej wykorzystać i nie wpisał się na listę strzelców Krzysztof Szymczak
Piłkarze ŁKS zremisowali na własnym stadionie z Podbeskidziem Bielsko-Biała 0:0. Ale to nie było takie 0:0, po którym kibice schodzą niezadowoleni z trybun. To był mecz, który - zwłaszcza w pierwszej połowie - trzymał w napięciu. A dla ełkaesiaków było to dziewiętnaste kolejne spotkanie bez porażki. W tym sezonie piłkarze Pyrdoła przegrali tylko raz - w czwartej kolejce z Wartą w Poznaniu 1:4.

Przed meczem na trybunach żartowano, że najlepszym wynikiem, który pogodzi jednych i drugich, będzie remis, bo przecież znów punkty stracił Piast Gliwice. Dobrze, że tego nie słyszeli piłkarze ŁKS i Podbeskidzia, bo od pierwszej minuty widać było, że obie ekipy interesuje wyłącznie zwycięstwo. Już w drugiej minucie pokazał się bohater z Łęcznej Rafał Kujawa, ale tym razem nie trafił do bramki, a w słupek. Szkoda, bo to była wyborna okazja, by już na samym początku objąć prowadzenie.

- Meczów z ŁKS nigdy nie traktuję jakoś specjalnie emocjonalnie, mimo, że uważam, iż nie dano mi tutaj szansy - mówił przed meczem napastnik Podbeskidzia Adam Cieśliński. Podczas dwuletniego pobytu przy al. Unii spisywał się jednak słabo, a pamiętany jest głównie z powodu ciągłych kontuzji. Ale jak odszedł z ŁKS, stał się katem łódzkich piłkarzy. Strzelił ełkaesiakom gole i w barwach KSZO Ostrowiec, i w Podbeskidziu.

W niedzielę też miał na to szanse. W 7 minucie z trzech metrów nie trafił jednak do bramki, a kilka chwil później Bogusław Wyparło w sytuacji sam na sam z bielskim napastnikiem zdołał chwycić piłkę. Gdyby Cieśliński był lepszym napastnikiem, już na początku meczu Podbeskidzie prowadziłoby w Łodzi. A tak z wczorajszego występu nie może być zadowolony, tym bardziej, że dwadzieścia minut po przerwie został zmieniony.

Trener ŁKS Andrzej Pyrdoł w tygodniu mógł liczyć na to, że na spotkanie z Podbeskidziem zdołają wykurować się jego kontuzjowani piłkarze - Marcin Mięciel i Jakub Kosecki. Dzień przed meczem okazało się jednak, że Mięciel nie jest w stanie zagrać przeciwko bielszczanom, a Kosecki, choć zdrowy, usiadł na ławce rezerwowych. Pyrdoł bał się, że może odnowić mu się uraz. Kosecki pojawił się na boisko dopiero w końcowych minutach i pokazał, że jest w dobrej formie. Pyrdoł ma nadzieję, że w kolejnym meczu będzie mógł już zagrać od pierwszej minuty.

Blisko siedem tysięcy kibiców, którzy w niedzielny wieczór wybrali się na stadion ŁKS nie mogło żałować swojej decyzji, bo piłkarze pierwszych dwóch drużyn pierwszej ligi stworzyli świetne widowisko, a jeszcze przed przerwą i jedni, i drudzy mogli objąć prowadzenie. Znów szansę miał Kujawa, który wszystko zrobił dobrze - przyjął piłkę, zastawił się, odwrócił i strzelił. Miał jednak pecha, bo kapitalnie na linii bramkowej interweniował słowacki bramkarz Podbeskidzia Richard Zajac. Równie dobrze spisał się Wyparło, który w 40 minucie obronił strzał z bliska Roberta Demjana. Nic dziwnego, że w przerwie obaj trenerzy najwięcej pretensji do swoich piłkarzy mieli z powodu nieskuteczności. Było 0:0, ale gdyby było 2:2, to pewnie nikt nie mógłby mieć pretensji.

Po przerwie mecz stracił na atrakcyjności, a piłkarze obu zespołów bardziej pilnowali swojej bramki, niż szukali okazji do zdobycia gola. Przez pierwszy kwadrans optyczną przewagę mieli goście, ale groźnych sytuacji nie potrafili stworzyć. Tymczasem ełkaesiacy równo po godzinie gry powinni wreszcie objąć prowadzenie. Niestety, strzał Dariusza Kłusa obronił najlepszy w ekipie z Bielska-Białej Zajac. Słowak świetnie spisał się też kilkanaście minut później, gdy silnym strzałem z dystansu popisał się Piotr Klepczarek. Piłka po uderzeniu łódzkiego obrońcy zmierzała do bramki tuż przy słupku, ale Zajac nie dał się zaskoczyć.

Paradoksalnie, najbliżej zdobycia gola łódzcy piłkarze byli w 90 minucie po błędzie bramkarza i obrońców, którzy... próbowali sami sobie strzelił samobója. Ale Zajac w ostatniej chwili ich uratował. Najwięcej zawdzięcza mu były piłkarz Widzewa Bartłomiej Konieczny, bo to on był bliski zaskoczenia swojego bramkarza.

W ostatnich minutach bielski zespół już wyłącznie koncentrował się na obronie. A gdy nie umieli sobie poradzić z rajdem Koseckiego, Juraj Danick uciekł się do faulu. Niestety, Bartosz Romańczuk trafił w mur.

ŁKS z pewnością może cieszyć się z remisu z bielską drużyną, ale to właściwie ostatni mecz drużyny Pyrdoła, w którym po stracie punktów można ją bronić. Kolejni rywale w teorii nie powinni zagrozić łódzkiej drużynie, dlatego kibice i szefowie łódzkiej drużyny będą wymagać już zwycięstw. Najbliższa okazja już w sobotę, gdy ełkaesiacy pojadą na spotkanie z MKS Kluczbork.

ŁKS – Podbeskidzie 0:0
Sędziował: Paweł Dreschel (Gdańsk)
Widzów: 6684
ŁKS: Wyparło - Gieraga, Łabędzki, Klepczarek, Woźniczka (44, Mowlik) - Kaczmarek (83, Kosecki), Kłus, Romańczuk, Mączyński, Kujawa - Bykowski. Trener: Andrzej Pyrdoł.
Podbeskidzie: Zajac - Cienciała, Konieczny, Dancik, Osiński - Łatka, Koman, Kołodziej (74, Rogalski), Ziajka - Demjan (90, Malinowski), Cieśliński (66, Patejuk). Trener: Robert Kasperczyk.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto