Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lekarz i tak sobie dorobi... ale za granicą

Agnieszka Grzelak
Chirurg Łukasz Pryt dyżuruje w łódzkim szpitalu im. Kopernika siedem razy w miesiącu
Chirurg Łukasz Pryt dyżuruje w łódzkim szpitalu im. Kopernika siedem razy w miesiącu
Jak czułby się pacjent, mając świadomość, że chirurg, który właśnie zbliża się do niego ze skalpelem, spędził noc w karetce, a rano po 16 godzinach dyżurowania ma zamiar decydować o jego życiu i śmierci? To wcale nie ...

Jak czułby się pacjent, mając świadomość, że chirurg, który właśnie zbliża się do niego ze skalpelem, spędził noc w karetce, a rano po 16 godzinach dyżurowania ma zamiar decydować o jego życiu i śmierci? To wcale nie jest wymyślona sytuacja. Takie historie w polskich placówkach medycznych zdarzają się codziennie.

Przez ostatnich kilkadziesiąt lat w Polsce obowiązywała zasada, że lekarz w państwowej przychodni czy szpitalu nie musi zarabiać dużo, bo przecież "i tak sobie dorobi". I teraz to my, pacjenci, zaczynamy zbierać żniwo takiej właśnie polityki zdrowotnej.

Lekarz, który w publicznym szpitalu zarabia tyle co niewykwalifikowany robotnik, skupia się przede wszystkim na tym, jak i gdzie dorobić. Albo jak szybko wyjechać za granicę, by zarobić więcej, pracując w ściśle określonych, rozsądnych ramach czasowych.

Od poradni do poradni

Maria Derlecka jest lekarzem rodzinnym, skończyła studia w 1995 roku, od 9 lat pracuje w zawodzie. Niestety, z własną rodziną, czyli mężem i trzema synami: 13-letnim Piotrem, 11-letnim Krzysiem i 10-letnim Łukaszem spotyka się tylko w przelocie.

Codziennie przed ósmą rano zjawia się w publicznej poradni podstawowej opieki zdrowotnej w Zgierzu, gdzie pracuje na cały etat. Przyjmuje pacjentów do godziny 13.30. Drzwi jej gabinetu właściwie się nie zamykają, jak to u lekarza rodzinnego. Później wychodzi na wizyty domowe. W sezonie zachorowań (na przykład na grypę) takich wizyt jest sporo, z reguły od pięciu do siedmiu. Potem wpada jak bomba do domu, czasem jeszcze odbiera dzieci ze szkoły. Podaje im obiad ugotowany poprzedniego dnia.

- Sama nie jem, bo nie mam czasu, wkładam do teczki coś na później i jadę do Łodzi, do niepublicznej poradni podstawowej opieki, w której pracuję trzy razy w tygodniu - mówi Maria Derlecka.

Raz lub dwa razy w miesiącu bierze też dyżur weekendowy w zgierskim szpitalu na oddziale internistycznym. Za 12 godzin dostaje 120 zł brutto. W sumie zarabia około 2 tys. zł miesięcznie, z czego za pracę na etacie ma 1200 zł.

Mąż pani Marii również pracuje na zmiany w firmie ochroniarskiej. Opieką nad trojgiem dzieci dzielą się z babcią.

A co z doskonaleniem wiedzy medycznej, do którego zobowiązani są lekarze? Pani Maria jeździ na weekendowe spotkania naukowe i prenumeruje fachową prasę, aby zdobyć punkty edukacyjne.

- Moim marzeniem jest praca w jednej poradni - wyznaje pani Maria. - Chciałabym wreszcie móc spokojnie spędzić trochę czasu z dziećmi. Gdyby nie synowie, z pewnością wyjechałabym do pracy na Zachód. Myślałam o tym nieraz, ale w mojej sytuacji rodzinnej to rozwiązanie jest mało realne. Inni koledzy także pracują w podobny sposób, w kilku miejscach. Właściwie już się przyzwyczailiśmy, to po prostu kwestia organizacji pracy.

Dyżur za dyżurem

Godzina pracy lekarza w szpitalu wyceniona jest średnio na 8 zł. Za wykonanie 5-godzinnej operacji chirurg otrzymuje więc około 40 zł.

- Gdy mam 3 minuty na uratowanie człowieka i udaje mi się to, czuję ogromną satysfakcję - mówi Łukasz Pryt, chirurg z Kliniki Chirurgii Klatki Piersiowej i Rehabilitacji Oddechowej w łódzkim szpitalu im. Kopernika.

- Wrażenie pryska jak bańka mydlana, kiedy patrzę na tak zwany pasek: 1200 zł netto. A wczoraj w mieszkaniu był u mnie pan kontrolujący instalację gazową. Machnął jakimś urządzeniem nad palnikiem i zainkasował 75 zł. Bez komentarza.

Więc chociaż - jak sam twierdzi - jest ostatnim człowiekiem, który z własnej woli chciałby opuścić Łódź i Polskę, plany emigracji stają się coraz bardziej konkretne. Od 10 lat pracuje w szpitalu im. Kopernika. W klinice rocznie wykonuje się 1500-1700 operacji nowotworów górnego odcinka przewodu pokarmowego, a także tchawicy, oskrzeli, płuc i żołądka. W oddziale jest czworo lekarzy dyżurujących, na każdego wypada po siedem dyżurów w miesiącu oraz dwa świąteczne. Głównie dzięki tym dyżurom Łukasz Pryt może zarobić w sumie około 3 tys. zł miesięcznie.

- Zaczynam na przykład w poniedziałek od godziny 8, rano wykonujemy operacje, bronchoskopie, badamy pacjentów i opisujemy, potem są przyjęcia w poradni przyszpitalnej - relacjonuje Łukasz Pryt. - Niepostrzeżenie od godziny 15 zaczynam dyżur, który trwa do 8 rano we wtorek, kiedy to zaczynam kolejny dzień pracy. Czasem dopiero około godziny 16 uświadamiam sobie, że nie jadłem jeszcze śniadania. Ze szpitala wychodzę po południu. A następny dyżur już w czwartek.

Jeśli dyżur przebiega spokojnie i do izby przyjęć nie trafiają chorzy, których trzeba natychmiast operować, pan doktor (na razie tylko zwyczajowo, bo wciąż bez doktoratu) otwiera grube tomiszcza i przygotowuje się do obrony pracy doktorskiej oraz zdobycia drugiego stopnia specjalizacji. Wpisowe za doktorat wynosi 8 tys. zł. Skąd młody lekarz ma wziąć taką sumę? A jak zbierać punkty edukacyjne, gdy samo wpisowe na głównym zjeździe chirurgów klatki piersiowej w Sztokholmie wynosi około 2 tys. zł (a reszta kosztów?).

- Są lekarze, którzy dużo zarabiają - przyznaje Łukasz Pryt. - Ale ja nie chcę pracować w firmie farmaceutycznej. Nie chcę pracować na pięciu etatach. Wybrałem to, co mnie interesuje w medycynie i czasem sam pukam się w głowę i ubolewam nad swoją naiwnością, bo uważam że jestem dobrym chirurgiem, a nie mam nawet samochodu. Mam za to synów bliźniaków i żeby wyjechać z nimi na wakacje, musiałem wziąć kredyt! Czasem pacjent goni mnie z kopertą. Nie biorę, takie mam zasady. Kolega chirurg wyjechał do Anglii. Pracuje w szpitalu na prowincji, zarabia 24-28 tysięcy złotych miesięcznie. Po ciężkiej operacji może sobie odpocząć. A my prowadzimy protest o 30 procent podwyżki. Śmieszne. Naprawdę, nie ma na co czekać. Czas pakować walizki.

Rekordziści z pogotowia

Lekarze z łódzkiego pogotowia, z którymi chcieliśmy porozmawiać o ich systemie pracy, zgodzili się jedynie na anonimowe wypowiedzi. Chcą uniknąć kłopotów. Szkoda, że nikt nie wymyślił tachometru, który można byłoby im zamontować. Okazałoby się wtedy, że pracują praktycznie bez przerwy.

Dyżury w pogotowiu rozpoczynają się o godz. 14.35 albo 15.35 i trwają 16 godzin. Większość lekarzy, pracujących w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi, zatrudniona jest w ramach umów cywilno-prawnych. Prowadzą więc "własne działalności gospodarcze" i sami rozliczają się z fiskusem. Sami też decydują, ile pracują.

- Po podliczeniu godzin pracy wychodzi mi, że pracuję właściwie na trzech etatach - mówi anestezjolog. - Czasem wypada mi po 120 godzin tygodniowo. O godzinie 1 w nocy kończę dyżur w miejscowości oddalonej od Łodzi o 100 kilometrów, a o ósmej rozpoczynam pracę przy Sienkiewicza.

Łódzcy lekarze jeżdżą w karetkach w Poddębicach, Łasku, Kaliszu, Tomaszowie, Brzezinach czy Gostyninie. Prosto z jednego dyżuru jadą na następny albo do szpitala, w którym są zatrudnieni na etacie.

- Jasne, czasem można się przespać, ale zwykle kiepsko z tym bywa - przyznaje anestezjolog. - Wbrew pozorom w małych miejscowościach wcale nie mamy mniej pracy. Nawet, jeśli w ciągu nocy są dwa, trzy wyjazdy, to zwykle są to poważne przypadki, które trzeba dowieźć do oddalonego szpitala. Zdarza się, że robimy wtedy po 500 kilometrów. Nie pamiętam też, żebym miał kiedyś wolny cały weekend. Zawsze mam dyżur albo w sobotę, albo w niedzielę. Jak sobie z tym radzę? Kwestia adaptacji.

- Staramy się, żeby lekarze nie przekraczali 24 godzin ciągłej pracy - mówi Janusz Morawski, zastępca dyrektora ds. medycznych WSPR w Łodzi. - Ale nie mamy wpływu na to, co robią poza stacją: gdzie i jak długo pracują.

Na etacie w pogotowiu można zarobić od 1800 zł brutto (płaca zależy od specjalizacji i stażu pracy). Większość lekarzy bierze dodatkowe dyżury, już poza etatem w ramach kontraktu. Rekordziści potrafią zarobić nawet 4 tys. zł brutto (ale po rozliczeniu z fiskusem zostaje im około 3 tys. zł).

Lekarze emigrują

- Praca w takim systemie odbywa się kosztem życia rodzinnego i zdrowia lekarzy - mówi dr Morawski. - Wstydliwie skrywaną tajemnicą jest to, że wielu ma kłopoty z alkoholem i narkotykami. Wśród zabiegowców jest najwięcej nałogowych palaczy. Bardzo częstym zjawiskiem jest choroba wieńcowa. A część kolegów popada w skrajny pracoholizm i traci kontrolę nad swoim życiem.

Z ankiety przeprowadzonej wśród 4 tysięcy lekarzy przez portal Medycyna Praktyczna wynika, że tylko co dziesiąty młody lekarz chce pracować w kraju. Reszta planuje emigrację i pracę za granicą, część już wyjechała. Polskich medyków spotkać można w Niemczech, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii.

Najwięcej chętnych do podjęcia pracy na Zachodzie jest w grupie stażystów i lekarzy bez specjalizacji. Ale także i ci z kilkuletnim stażem i specjalizacją dochodzą do wniosku, że nic ich w kraju nie zatrzyma.

- Mam dość wysłuchiwania na rodzinnych imprezach tych samych dowcipów o łowcach skór, pavulonie, pijanych lekarzach i łapówkach - denerwuje się młody chirurg. - Taki wizerunek naszego zawodu propagowany jest w większości mediów i tak widzi nas wielu pacjentów. Czy muszę odpowiadać za wszystkie czarne owce w białych kitlach? Trudno pracować w takich warunkach, więc także z tego powodu z chcę wyjechać.

* * * * *

Jak podaje Brytyjskie Towarzystwo Medyczne, w Anglii lekarze z najkrótszym stażem zarabiają na jednym etacie około 12 tys. zł, a specjaliści - około 35 tys. zł. Z kolei pensje niemieckich lekarzy (niedawno strajkowali w sprawie podwyżek) wahają się w granicach 12-22 tys. zł miesięcznie.

W Polsce publiczne wydatki na ochronę zdrowia wynoszą 3,87 proc. PKB - najmniej w całej Unii Europejskiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto