Łódź co prawda zaoszczędziła dzięki temu ok. 100 tys. zł., ale stała się obiektem kpin w całej Polsce, a na ulicach było niebezpiecznie. Wycofanie się z niefortunnego zarządzenia zajęło wiceprezydentowi Banaszkowi tydzień (od czasu, gdy to zadeklarował).
Tymczasem Polska Grupa Energetyczna, dostarczająca prąd do ulicznych latarni w Łodzi, zapewnia, że zmiana pory włączania i wyłączania światła to kwestia najwyżej doby.
– 90 proc. latarni w całej Łodzi uruchamia się jednym przyciskiem. Tylko ok. 10 proc. trzeba ustawiać osobno – mówi Wojciech Janczyk, specjalista ds. kontaktów z mediami PGE Dystrybucja SA Oddział Łódź Miasto.
Wiceprezydentowi Banaszkowi zajęło to jednak aż 7 dni. Pismo do PGE wystosowane zostało dopiero we wtorek po południu.
– Są to kwestie proceduralne. Machina urzędnicza ma swoją bezwładność – mówi wiceprezydent Arkadiusz Banaszek. – Zapowiedziałem, że powrót do poprzedniego stanu ma być zrealizowany wciągu tygodnia i tak się stało.
Wiceprezydent nie kryje jednak, że nie popędzał swoich podwładnych, by szybciej włączyli oświetlenie, oraz, że mógł zdecydować o włączeniu światła z dnia na dzień.
Dlaczego tak nie zrobił? Bo, jak mówi, jest uparty. A tak w ogóle żałuje, że musiał się wycofać ze swojej decyzji. Władze Łodzi liczyły, że na "zaciemnieniu" miasta zaoszczędzą do końca roku 600 tys. zł.
* * * * *
We wtorek działacze SLD złożyli w sekretariacie prezydent Hanny Zdanowskiej wniosek o odwołanie wiceprezydenta Banaszka. Zdanowska odwoływać go jednak nie zamierza, a działania SLD uważa za element kampanii wyborczej.
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?