MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Kupić albo nie, potargować warto...

Monika Pawlak
Klucze do własnego M to chyba najmilszy prezent, jaki można sobie wymarzyć na nowy rok. Ale jaki kosztowny! W pustych ścianach mieszkać się przecież nie da, a wyposażenie mieszkania tylko w podstawowe sprzęty (pralka, ...

Klucze do własnego M to chyba najmilszy prezent, jaki można sobie wymarzyć na nowy rok. Ale jaki kosztowny! W pustych ścianach mieszkać się przecież nie da, a wyposażenie mieszkania tylko w podstawowe sprzęty (pralka, lodówka, meble) oznacza nie lada wydatki. Co zrobić, gdy stan konta jest raczej skromny? Negocjować! Teoretycznie ceny są stałe, ale przy odrobinie szczęścia...

Zaczynam od lodówki
Wyposażenie wymarzonego M zaczynam od kuchni, bo książki od biedy mogą stać w kartonach (zamiast na półkach), ale gotować na czymś trzeba. Na początek wyruszam do renomowanych łódzkich sklepów - nawet jeśli nic nie utarguję, to mam szansę trafić na promocję albo wyprzedaż. W pierwszym salonie na Widzewie ceny – dosłownie - zwalają z nóg, a i sprzedawca niespecjalnie uprzejmy. Na pytanie o typy lodówek, ich wymiary i dane techniczne, burczy pod nosem, że "wszystko jest wystawione i można przeczytać". Czuję, że jestem bez szans, więc wychodzę. W kolejnym sklepie przy al. Włókniarzy jest lodówka, jaka mi odpowiada. I akurat w promocji, bo zamiast 1,2 tys. zł - tylko 900 zł. Nieźle, ale dla mnie ciągle mało. Zagaduję sprzedawcę, a ten kusi: świetny model, akurat do kuchni w bloku, cena też "okazyjna".

- Wzięłabym, ale trochę drogo - zaczynam. - A jeszcze potrzebuję pralkę, może zdecydowałabym się też na telewizor. Czy za to wszystko razem byłoby taniej?

Sprzedawca o imieniu Michał kręci przecząco głową, ale... wskazuje prawie taką samą lodówkę. Prawie, bo z maleńką rysą.

- Już obniżyliśmy cenę, ale może uda się jeszcze trochę - zachęca. - Tej rysy prawie nie widać, poza tym można ją zamalować. Niech się pani zastanowi.

Rezygnuję, bo obniżka 10 czy 20 zł za rysę to niewiele. A po co kupować wybrakowane, skoro można w idealnym stanie.

Jadę do kolejnego sklepu, znów na Widzew. Zaczynam rozmowę od pralki: kosztuje prawie 1,3 tys. zł, ale...

- I tak miała być promocja, więc zrobimy ją specjalnie dla pani. 150 złotych mniej - proponuje Sebastian, sprzedawca.

Kręcę nosem, proponuję jeszcze 50 zł mniej, ale sprzedawca (cały czas z uśmiechem) zasłania się przepisami, kierownikiem, wreszcie rozkłada ręce: - Naprawdę nie mogę więcej.

Dobijamy targu, niech już będzie moja strata. I zaraz prowadzę Sebastiana w stronę lodówek, skoro tak dobrze idzie... Znowu mam pecha: promocja, a to wyklucza dodatkowe rabaty. Proponuję, że zapłacę gotówką, nie kartą, uśmiecham się zalotnie i...

- Ale pani jest uparta! - prawie kapituluje sprzedawca. - Zapytam jeszcze kolegę, ale niczego nie obiecuję, niech pani zrozumie, to nie jest mój sklep.

Sebastian szepcze coś na boku z kolegą, jeszcze z drugim i wraca. - OK, ale tylko 40 złotych i ani grosza więcej - zastrzega.

- Ale transport i wnoszenie mam gratis? Bo to trzecie piętro, bez windy - wypytuję. - Tak, to jest w standardowej usłudze - zapewnia ze śmiechem Sebastian.

Wychodzę zadowolona, bo prawie 200 złotych zostało mi w portfelu. Na koniec jeszcze usłyszałam, żeby przyjść po świętach, "bo jestem dobrym klientem" - być może promocja będzie rozszerzona i na telewizory. Na pewno przyjdę...

Teraz szafki
Wcześniej zdecydowałam, że książki jeszcze poleżą w kartonach, ale w kuchni meble mieć muszę. Tu problem jest znacznie większy, ale nie z cenami. W trzech sklepach okazuje się, że mogę kupić tylko cały zestaw (albo dwa, jak będzie za mało), bo pojedynczych szafek się nie sprzedaje. W kolejnym niby mogę skompletować zestaw sama, ale tylko z wystawionych wzorów szafek. Też rezygnuję, bo z funkcjonalnością wiele one wspólnego nie mają. A i cena też zbyt wysoka.

Wreszcie w markecie budowlanym przy al. Włókniarzy można dowolnie zaprojektować sobie kuchnię. Przeszkolony pracownik mi w tym pomoże, ale nie musi, bo to już zrobiłam. Niby się decyduję, ale wypytuję jeszcze o dodatkowe drobiazgi: blaty, uchwyty, zawiasy - przecież to wszystko kosztuje.

- Blaty przycinamy pod wymiar, możemy nawet wyciąć otwór na zlewozmywak. Uchwyty dobiera pani dowolnie, bo producent nie dokłada - informuje sprzedawca, tym razem Marcin. - Transport ustalimy, jak przyjadą meble, na terenie Łodzi kosztuje 35 złotych.

Targi zaczynam od transportu, bo w innych sklepach za dowóz się nie płaci. Marcin próbuje przekonywać, że meble są ładne i niedrogie (gdyby takie nie były, tobym nie kupiła), a 35 złotych to niewiele. Twardo obstaję przy swoim, ale decyzję, a raczej zasady, może zmienić tylko kierownik. Oczywiście nieobecny, ale będzie jutro.

- To za meble proszę trochę taniej policzyć. Bo nie mam gwarancji, że ten transport uda się załatwić gratis - negocjuję.

Marcin nie może, bo ceny ustala producent, a marże - sieć handlowa. Ale obiecuje załatwić coś w sprawie transportu. Poddaję się, bo meble bardzo mi się jednak podobają.

Czas na szafę
Mam kuchnię, więc czas na szafę i komodę do sypialni. Wybór wzorów i kolorów ogromny, ale wymiary większości nie na blokowe mieszkania. Albo za wysokie, albo za szerokie, albo za głębokie. Te "akurat" mają z kolei ceny przyprawiające o zawrót głowy. Wreszcie koleżanka podpowiada, że w salonach przy ul. Brukowej są wyprzedaże, więc jadę. Owszem, jest ładna szafa, cena też do przyjęcia (około tysiąca złotych), a sprzedawca z góry obiecuje "mały rabacik ekstra", ale... Za wysoka i za szeroka, nijak nie wejdzie.

Obok stoi komoda, ale znów szafy do kompletu nie ma, a zamówić nie można, bo sklep zmienia branżę i pozbywa się towaru. Jadę dalej, na al. Piłsudskiego, gdzie są dwa sklepy meblowe. Towar prawie identyczny, ale w jednym o rabatach nie ma mowy. Choć zaczęło się obiecująco: sprzedawca zapytał, czy może w czymś pomóc, doradził nawet, co pasuje, a co raczej nie. "O tutaj, bardzo funkcjonalne półki, tu dość miejsca na wieszaki, a tutaj jeszcze jedna większa półka" - zachwalał sprzedawca. I komoda idealnie do kompletu, "a jak bym chciała jeszcze łóżko, to w każdej chwili mogę dokupić, bo sprowadzają na zamówienia. Transport i wnoszenie oczywiście gratis".

Przeczekuję ten słowotok, bo chcę ponegocjować. Kiedy jednak pytam, ile utarguję z ceny, uśmiech natychmiast znika z ust sprzedawcy. - To jest sklep, a nie rynek czy bazar - rzuca. - Jak się pani zdecyduje, to proszę mnie zawołać - dorzuca i odchodzi.

Przebijam
Owszem, decyduję się, ale wyjść. Nie będę tracić czasu na szukanie kierownika, bo konkurencja jest pod bokiem, więc spróbuję tam. Zwłaszcza że mają jeszcze większy wybór. Waham się między dwiema szafami, jedna jest trochę tańsza, ale droższa (prawie 1,5 tys. zł z komodą) bardziej mi się podoba. Przeliczam szybko, że gdybym utargowała ze 200 złotych... Zaczynam nietypowo, że obok w sklepie widziałam identyczną, była tańsza, ale znów komody nie było...

- Jak by coś dało się utargować, to biorę - próbuję. - I może ten komplet do przedpokoju bym kupiła, bo ładny... Trochę pan na mnie zarobi.

Sprzedawca jest zaskoczony, przyznaje, że nigdy nikt nie próbował negocjować cen. Zasłania się szefem (tradycyjnie nieobecny), przepisami, zwyczajami, nie bardzo wierzy, że faktycznie za rogiem brakuje tej komody. Wreszcie zaczyna kapitulować.

- Transport miałaby pani darmo - zaczyna od pewniaka. - Nie wiem, może po świętach urządzimy wyprzedaż, byłoby taniej. Może komodę policzymy taniej, jakieś 10 procent?

Szybko liczę w myślach, to raptem około 40 złotych, niewiele. Czuję, że sprzedawca chce się mebli pozbyć, więc kręcę przecząco głową. Mało. - 10 procent taniej, ale razem z szafą - przebijam.

Ostatecznie umawiamy się na telefon wieczorem, bo sprzedawca chce jednak porozmawiać z szefem. Oddycham z ulgą, kiedy telefonuje i się zgadza. Zaoszczędziłam kolejne 160 złotych.

* * * * *

Nie potrafię policzyć, ile sklepów odwiedziłam, kosztowało mnie to sporo czasu i zabiegów, ale per saldo było warto. Bo kwota, jaką łącznie zdołałam wytargować, akurat wystarczy na zapłacenie honorarium firmie przeprowadzkowej. A dzięki doświadczeniu, jakie zyskałam w sklepach, łatwiej mi poszły targi z majstrem od glazury i terakoty. Choć muszę przyznać, że długo się opierał....

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Gadżety i ceny oficjalnego sklepu Euro 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto