MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Kredytowy zawrót głowy

(z.ch.)
Interesy w walutach obcych wciąż są zyskowniejsze od złotówkowych. Nęcą głównie bankowe pożyczki – są niżej oprocentowane, a więc tańsze, a przy mocnym złotym spłata rat i odsetek jawi się niezwykle atrakcyjnie.

Interesy w walutach obcych wciąż są zyskowniejsze od złotówkowych. Nęcą głównie bankowe pożyczki – są niżej oprocentowane, a więc tańsze, a przy mocnym złotym spłata rat i odsetek jawi się niezwykle atrakcyjnie. Bywa, że nawet po doliczeniu kosztów bankowych oddajemy mniej niż wzięliśmy.

Ryzyko jednak jest, bo rynkowy kurs najpopularniejszych walut jest płynny. Na ich cenę wpływ mają nie tylko tzw. czynniki makroekonomiczne, czyli kondycja polskiej gospodarki, ale również zawirowania polityczne w kraju
i na świecie. Ostatnio na przykład źle złotówce zrobił premier Miller i brak programu naprawy finansów publicznych, a podrożenie dolara i euro przekłada się na złotówkowy wymiar oddawanych rat. Przy wahaniach rzędu
30-50 groszy za jedno euro, spłata miesięcznej raty w wysokości 100 euro kosztuje nas dodatkowo od 30 do 50 zł. Pomnóżmy to przez 12 i mamy 600 zł. Z taką kwotą liczą się już wszyscy, ale kalkulują, że jeśli złoty znów zdrożeje, będą oddawać mniej.

Przy zaciąganiu kredytu walutowego trzeba też zwrócić uwagę na różnicę między ceną sprzedaży i kupna danej waluty. O tym zaś decyduje nie tylko rynek, ale i polityka danego banku. Różnica waha się od 8 do 19 groszy. Jest to ukryty koszt pożyczki, stanowiący od 2,5 do 4,5 proc. jej wartości. Ponosimy go przy każdej zamianie waluty na złote i operacji w przeciwną stronę.

Weźmy typowy przykład. Kowalski pożycza 10 tys. euro na kupno samochodu. Faktycznie kredyt otrzymuje w złotych i również w złotówkach oddaje dług. Załóżmy, że kurs wynosi 4,30 zł. Nasz Kowalski dostaje więc 43 tys. zł. Ale raty spłaca według aktualnych notowań rynkowych. Przyjmijmy, że euro warte jest, jak ostatnio, 4,45 zł. Gdyby zdecydował się oddać bankowi pożyczkę w całości, musiałby zwrócić 44.500 zł. Bank więc, niejako z marszu, zarabia na nas 1500 zł. Jeśli będziemy to robić zgodnie z procedurą – co miesiąc z odsetkami – oddamy jeszcze raz tyle.

Do tego dochodzi prowizja za zmianę waluty kredytu. Bierzemy bowiem pożyczkę denominowaną w euro, a oddajemy w złotówkach. Tak jest w umowie i bank się tego trzyma. Nieistotne, że wypłatę z bankowego okienka dostajemy też w złotówkach. Liczy się określenie w kontrakcie. A tam napisano, że kredyt dostaliśmy w euro.

Nasz Kowalski zyskuje, gdy cena euro spadnie o 15 groszy i najlepiej, gdyby ten pułap osiągnięty został gwałtownie, czyli z dnia na dzień. Jednak i wtedy zapłaci bankowi różnicę między ceną kupna i sprzedaży. To tzw. spread, na którym nieźle się zarabia. Bank bowiem każdą ratę przelicza według własnych tabel kursów. Pożyczając, daje nam pieniądze według cen kupna walut, odbierając – według cen sprzedaży. Bywa jednak, że oddajemy mniej niż pożyczyliśmy. Tak było z kredytami zaciągniętymi w 2001, a spłacanymi w 2002 roku. Rosnąca wartość złotego zniwelowała wówczas koszty bankowe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zakaz handlu w niedzielę. Klienci będą zdezorientowani?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto