Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Klęska J.W.Construction w centrum Łodzi

Monika Pawlak
Osiedle budowane przez J.W.Construction ma być skończone w tym roku, czyli dziesięć miesięcy później niż planowano. Tak przynajmniej obiecuje rzecznik tej firmy.

Osiedle budowane przez J.W.Construction ma być skończone w tym roku, czyli dziesięć miesięcy później niż planowano. Tak przynajmniej obiecuje rzecznik tej firmy.

Kupowali mieszkania pod dobrym adresem: na Księżym Młynie. Cena metra była wówczas dość wysoka, ale luksusowy apartament w centrum Łodzi musi kosztować. Dodatkowym gwarantem dobrego interesu był inwestor: J.W. Construction, znana na rynku firma. Rozczarowali się. I to boleśnie. Bo od roku nie mogą doczekać się na klucze do wymarzonych M. Firma chętnie zwraca wpłacone pieniądze, tyle że teraz można za to kupić najwyżej 30 metrów.

To miał być dobry adres
Pan Michał (nazwisko do wiadomości redakcji) powoli traci cierpliwość. Według umowy, jaką podpisał, wiosną ubiegłego roku powinien się wprowadzić. Zamiast kluczy dostał od przedstawicieli firmy aneks do umowy. Miał podpisać zapewnienie, że nie pozwie inwestora do sądu, a ten zobowiązuje się skończyć budowę do września tego roku. - Nie wylądowałem pod mostem, mam gdzie mieszkać, co nie znaczy, że mogę czekać w nieskończoność - mówi pan Michał.

Przyznaje, że zanim ów aneks podpisał, pojechał do biura sprzedaży przy ul. Tymienieckiego. Zrobić awanturę, zażądać zwrotu pieniędzy i odszkodowania. - Ze zwrotem kasy nie było żadnego problemu. To mogłem załatwić z nimi natychmiast - opowiada.

- Problem w tym, że to "odszkodowanie" było śmieszne, koszty kredytu były wyższe niż rekompensata oferowana przez inwestora.

Rad nierad zrezygnował z odzyskiwania pieniędzy i czeka. W identycznej sytuacji są rodzice pana Michała. Tyle że oni jako jedni z pierwszych skusili się na apartament na Księżym Młynie. Za metr płacili 2,8 tys. zł. Wtedy za swoje pieniądze mogli kupić w innym miejscu porównywalne mieszkanie (około 55 metrów). Teraz - co najwyżej pokój z kuchnią i to jeśli dobrze trafią. Dlatego czekają.

Groziło mieszkanie pod mostem
W jeszcze gorszej, by nie powiedzieć dramatycznej, sytuacji znalazło się małżeństwo K. Oni zainwestowali w apartament na Tymienieckiego 100 tys. zł. Popełnili jeszcze jeden błąd: sprzedali mieszkanie, które mieli, by zmniejszyć kredyt, zaciągnięty na nowe.

- Musieliśmy wynająć cokolwiek, by nie znaleźć się na ulicy. Dobytek naszego życia poupychaliśmy u przyjaciół - mówi pani K. - Próbowaliśmy negocjować z J.W Construction. Nic. Awantury też nie pomogły. A rekompensata? Niech pani nie żartuje, to jakaś śmieszna kwota.

Zrezygnowani czekają, bo te 100 tysięcy dziś, to trochę mało, by marzyć o nowym M. Zwłaszcza że nikt im nie da gwarancji, że kolejny deweloper także nie będzie miał jakichś problemów. - Z przyczyn niezależnych od firmy oczywiście - dodaje sarkastycznie pani K.

Na osiedlu Centrum pani Małgorzata kupiła 60 metrów, a zdecydowała się na transakcję, bo jej dotychczasowe mieszkanie było za duże. Skusił ją też dobry adres. Wpłaciła J.W. Construction około 160 tys. zł i czekała. Kiedy firma zaczęła przesuwać termin ukończenia inwestycji, zaczęła się niepokoić. - A mało to podobnych firm zbankrutowało? I ludzie zostali bez mieszkań i pieniędzy - tłumaczy.

Wreszcie latem ubiegłego roku jej cierpliwość się wyczerpała i zdecydowała się umowę rozwiązać. Deweloper nie robił problemu, zwrócił pieniądze. Plus waloryzację. - To było dziewięć tysięcy. Wzięłam i poszłam - opowiada.

Podkreśla, że jest szczęśliwa, bo szybko udało jej się kupić inne mieszkanie. Większe, ładniejsze, choć droższe niż to, które chciała mieć na Tymienieckiego. - Mój spokój nie ma ceny - jest przekonana. Przyznaje jednak, że miała dużo szczęścia, bo mieszkanie kupiła za okazyjną cenę, więc aż tyle nie straciła.

Nikt nic nie stracił?
- Nigdy nie kwestionowaliśmy, że spóźnienie jest naszą winą - zaczyna rozmowę Jacek Bazan, rzecznik J.W. Construction. - Przepraszamy naszych klientów, rozumiemy, że taka sytuacja może im się nie podobać, ale też do niczego ich nie zmuszamy. Jeżeli czas oczekiwania przekroczy granicę ich wytrzymałości, mogą rozwiązać umowę.

Ale klienci dewelopera nie zarzucali nigdy firmie, że nie chce oddawać pieniędzy. Ani że upiera się, by klienta zatrzymać.

Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. J.W. Construction zaczął sprzedawać mieszkania na Księżym Młynie, a raczej dziurę w ziemi, bo tak wtedy wyglądał plac budowy, pod koniec 2003 r. Wtedy cena metra kwadratowego wynosiła prawie 2,5 tys. zł, co na tamte czasy było kwotą dość wysoką. Ale dziś, kiedy ceny mieszkań są astronomiczne, za takie pieniądze nikt nie kupi używanego lokum. A co tu mówić o nowym.

- Ale ludzie, którzy u nas kupili mieszkanie zyskali! A na pewno nie stracili, bo mogą je sprzedać z dużym zyskiem. I to powinno w jakiś sposób zrekompensować im czas oczekiwania - przekonuje Jacek Bazan.

Teoria to nieco przewrotna, biorąc pod uwagę, że chętnych na mieszkania jest znacznie więcej niż się powstających mieszkań. Zresztą ludzie, z którymi rozmawialiśmy, nie mają zamiaru sprzedawać swoich nowych mieszkań. Kupowali je dla siebie i chcą się wreszcie wprowadzić.

Rzecznik dewelopera podkreśla również, że jego firma jako jedna z nielicznych nie zmieniała cen w trakcie budowy. To znaczy nie wypowiadała umów swoim klientom, by zaoferować nowe, ale po wyższej cenie.

- Mnóstwo innych deweloperów postępuje w taki sposób. My nie. A spóźnienia? To się zdarza. W naszym wypadku zawiniło polskie prawo i problemy z generalnym wykonawcą - wyjaśnia rzecznik.

O co chodzi? Firma w trakcie budowy zmieniła projekt. Jak twierdzi Waldemar Sałagacki, kierownik budowy, na życzenie klientów w kilku mieszkaniach zmieniono aranżację, co oznaczało m. in. zwiększenie liczby okien. Dodatkowo część powierzchni, pierwotnie zaprojektowanej na garaże, zamieniono na mieszkalną. Takie zmiany, zgodnie z prawem budowlanym, wymagają nowego pozwolenia na budowę. Jacek Bazan zapewnia, że firma zgłosiła wszystkie zmiany w nadzorze budowlanym, i pozwolenia na kontynuowanie inwestycji dostała.

- Ale wtedy wtrącił się sąsiad, oprotestował decyzję i znów budowa stanęła - przypomina Waldemar Sałagacki.

Kim jest ten tajemniczy protestujący sąsiad? Rzecznik J. W. Construction twierdzi, że chodzi o właściciela działki przy ul. Tylnej, przylegającej do budowanego osiedla. Nie podobało mu się sąsiedztwo, więc decyzję nadzoru budowlanego oprotestował. - Zanim to wszystko się wyjaśniło i odpowiednie instytucje rozpatrzyły nasze odwołania, minęło osiem miesięcy. Do tego jeszcze doszły kłopoty z generalnym wykonawcą - tłumaczy Bazan.

Osiedle przy Tymienieckiego budowała dla J.W Construction firma NS Inwestycje. Zatrudniła wielu podwykonawców. Na początku wszystko szło zgodnie z planem, ale niespodziewanie wypłaty dla wykonawców zostały wstrzymane. I zaczęły się problemy. Jacek Bazan twierdzi, że niektórzy podwykonawcy zostali zatrudnieni przez NS bez zgody J.W. Construction. Nie ma też dowodów na to, że rzeczywiście wykonali oni prace, za które domagają się pieniędzy. - Skoro kilka firm domaga się zapłaty za te same prace, to coś nie gra. Dlatego oddaliśmy sprawy do sądu, by ten ustalił komu, ile i za co jesteśmy winni. Po orzeczeniu sądu wszystkim wskazanym podwykonawcom zapłacimy - mówi Bazan. Zapewnia, że firma wszystko zwróci, a dług wynosi od 2 do 3 mln zł. Podkreśla, że deweloper ma płynność finansową, na samych mieszkaniach zarobił 700 mln zł. I dodaje, że zwyczajnie dali się naciąć NS Inwestycje. Bo firma ma wiele długów, nieukończone inne inwestycje, ściga ją komornik. Jako dowód Bazan pokazuje listę firm, którym NS jest winien pieniądze.

Co na to NS Inwestycje? Firma zapewnia, że wszystko było zgodne z prawem. J.W. Construction doskonale wiedziało, kto dla nich pracuje, zgadzało się na to. Ale przestało płacić, co doprowadziło NS niemal do bankructwa.

Finał będzie w sądzie
Trudno wyrokować, kto ma rację - to rozstrzygnie sąd. Dziwne jest tylko, że J.W. Construction nie prześwietlił wcześniej firmy, którą zatrudnił jako generalnego wykonawcę budowy. Zdaniem Jacka Bazana, było to nierealne.

- Kartoteka sądowa była czysta, firma miała też dobrą opinię w branży, więc nie mieliśmy podstaw, by im nie wierzyć - zaznacza.

Co teraz? Inwestycję kończy już J.W. Construction. Jacek Bazan zapewnia, że do końca tego roku wszyscy dostaną klucze do mieszkań. - Nie powiem, czy będzie to 15 lipca czy 30 września - kończy rzecznik.

Przyszli mieszkańcy osiedla liczą, że tym razem J.W. Construction słowa dotrzyma. I że dostaną wreszcie klucze do wymarzonych mieszkań pod dobrym adresem.

  • Imiona i nazwiska właścicieli mieszkań, na ich prośbę, zostały zmienione
  • * * * * *

    J.W. Construction: Grupa J.W. Construction działa na rynku deweloperskim od 1993 r. Przez 14 lat firma ma na koncie 20 tys. oddanych i budowanych mieszkań oraz 350 domów jednorodzinnych. Jest laureatem XI edycji konkursu "Teraz Polska" (2001 r.) w kategorii najlepsze usługi oraz XVI edycji (2004 r.) za autorski system sprzedaży mieszkań dostępnych.

    od 7 lat
    Wideo

    META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

    Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!

    Polecane oferty

    Materiały promocyjne partnera

    Materiał oryginalny: Klęska J.W.Construction w centrum Łodzi - Łódź Nasze Miasto

    Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto