W pogodne dni na ul. Piotrkowskiej jeździ codziennie blisko sto riksz. Niektóre z nich wyglądają, jakby były ściągnięte ze złomowiska albo szrotu. Obdarte siedziska, przykryte wystrzępionymi kocami, odrapane szkielety, dziurawe plandeki.
Odwiedziła mnie przyjaciółka z Belgii, chciałyśmy przejechać się rikszą, ale zrezygnowałyśmy, kiedy zobaczyłyśmy ją z bliska - mówi Karina Stańczyk, studentka.
- Koszmarek. Ładniejsze widziałyśmy nawet w tajlandzkich slumsach!
Żeby zostać rikszarzem, wystarczy wypożyczyć lub kupić pojazd od jednej z czterech firm. Najtańsze kosztują około 1600 zł, najdroższe nawet 9 tys. zł. Kogo na taki wydatek nie stać, kombinuje.
- Szwagier jest spawaczem, miałem tylną kanapę od malucha, do tego używany rower i za 500 złotych w trzy dni zrobiliśmy rikszę - mówi pan Janek. - Piękna nie jest, ale jeździ. Muszę przecież z czegoś żyć...
- W Łodzi nie istnieją żadne przepisy regulujące wygląd riksz - komentuje Aleksandra Tomczak, producent tych pojazdów. - Nie wprowadzono też licencji dla rikszarzy. Każdy może wyjechać na deptak. Wielokrotnie dyskutowaliśmy o tym z urzędnikami z magistratu, ale bezskutecznie. Według moich wyliczeń, blisko 30 procent riksz jeżdżących po ulicy Piotrkowskiej to tzw. samoróbki. Są nie tylko nieładne, ale również bardzo awaryjne, a czasami wręcz niebezpieczne.
Policja podsumowała majówkę na polskich drogach
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?