Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kalinka w czerwonoarmijnym mundurze

Dariusz Pawłowski
Po koncercie członkowie chóru promują zespół sprzedając okolicznościowe wydawnictwa i składając autografy
Po koncercie członkowie chóru promują zespół sprzedając okolicznościowe wydawnictwa i składając autografy
Rosyjski Chór Aleksandrowa nie boi się pracy. Potrafi występować dwa, a nawet więcej razy dziennie. Artyści w chwilę po zejściu ze sceny sprzedają płyty i gadżety, sami pakują swoje instrumenty.

Rosyjski Chór Aleksandrowa nie boi się pracy. Potrafi występować dwa, a nawet więcej razy dziennie. Artyści w chwilę po zejściu ze sceny sprzedają płyty i gadżety, sami pakują swoje instrumenty. Wszystko dlatego, że w tym mundurowym zespole panuje prawdziwie wojskowy rygor.

Zespół Pieśni i Tańca Armii Radzieckiej im. A. W. Aleksandrowa - zwany obecnie światowo Chórem Alexandrowa czy The Alexandrov Red Army Song and Dance Ansamble - wystąpił w Łodzi w poniedziałek wieczorem, ale jeszcze przed południem tego samego dnia zdążył zaśpiewać w Warszawie w Pałacu Prezydenckim dla polskich żołnierzy kombatantów walczących na wszystkich frontach II wojny światowej. Jak obliczają organizatorzy ich aktualnej trasy po naszym kraju, w ciągu miesiąca chór zaśpiewa dla ponad 100 tysięcy Polaków.

Groźny pułkownik

Stuczterdziestoosobowy zespół (wraz z pracownikami technicznymi) przyjechał trzema autokarami i z trzema samochodami sprzętu. W Łodzi przyjął ich hotel Światowit. I okazało się, że nad całą tą grupą panuje się w iście wojskowym stylu.

,Groźnym" jest pułkownik Malew - dyrektor chóru i zasłużony artysta Rosji. "Wkrótce będzie generałem, bo już wie, jak powinien zachowywać się generał" - mówią o nim w zespole. Organizatorzy polskiej trasy i członkowie ochrony już zresztą mówią o nim "generał".

Pułkownik Malew trzyma zespół twardą ręką, ale i chroni przed natrętami. Podczas koncertu jego podopieczni mają się skoncentrować tylko na występie, a fotoreporterom i dziennikarzom, którzy chcieliby dostać się na zaplecze, osobiście albo poprzez ochroniarzy mówi zdecydowane "nie". Na propozycję wykonania kilku zdjęć w garderobach artystów powiększają mu się jedynie ze zdziwienia oczy, a pod wąsem wyrasta delikatny uśmieszek. A dłoń napoleońskim gestem wsuwa się pod marynarkę munduru.

Podobnie jest w hotelu. Pułkownik Malew dba o to, aby członkowie zespołu się nie "rozchodzili", nakazuje wczesne kładzenie się do łóżek, zabrania picia alkoholu, wie, kto powinien zażyć jakieś leki. Wyraźnie też wszyscy się go boją i mają przed pułkownikiem duży respekt.

- W końcu nasz zespół to także wojsko i musi tu być porządek. To duża grupa ludzi i gdyby każdy robił, co chce, moglibyśmy się nie pozbierać na następny koncert - mówi Malew.

Groźny pułkownik szybko ucina też wszelkie pytania o to, czego nie widać na scenie. "Nie ma takiej możliwości, by o tym porozmawiać" - mówi. Wywiad z członkami chóru? "Nie ma dzisiaj takiej możliwości". I chwilę potem z przepraszającym uśmiechem pogrąża się w rozmowie z ludźmi z najbliższego otoczenia.

Głównie w podróży

Aktywność Chóru Aleksandrowa jest zaiste imponująca. Przez większą część roku artyści są w trasie koncertowej. Docierają do najdalszych zakątków świata. Śpiewają w teatrach i dużych salach koncertowych - jak chociażby niedawno w Londynie, dla 7 tysięcy ludzi. Występowali przed papieżem i prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jak sobie radzą z tak rzadką obecnością w domu?

- Na początku jest to bardzo trudne, ale z czasem można się przyzwyczaić - zwierza się jeden z wykonawców. - To po prostu taka praca. Najtrudniejsza do zniesienia jest taka sytuacja dla rodzin, ale za to, gdy wracamy, radość jest tym większa, a i podczas pobytu w domu możemy naszej rodzinie poświęcić więcej czasu niż inni.

Jednak przebywanie ze sobą kilku miesięcy w ciągłej podróży - od hotelu do hotelu, od koncertu do koncertu - nieuchronnie musi prowadzić do konfliktów.

- Każdy wie, co ma robić, więc problemów specjalnie nie ma. Oczywiście, są różne dni, różne nastroje, różne sytuacje. Ale wtedy nie wchodzimy sobie w drogę, a jeśli już trzeba się poskarżyć, to mamy do kogo - uśmiecha się kolejny chórzysta.

- Tutaj nie ma żadnych konfliktów - ucina natomiast pułkownik Malew.

Kolejną tajemnicą zespołu są honoraria, jakie otrzymują muzycy. Wiadomo jedynie, że są one zróżnicowane i uzależnione od wojskowego stopnia, dorobku i pozycji, jaką dany artysta zajmuje w zespole.

- Widziałem jedynie willę Malewa pod Moskwą. Robi olbrzymie wrażenie, więc chyba źle zarabiać nie może - mówi szeptem jeden z organizatorów trasy chóru po Polsce.

Organizacyjne trudności

Jednym z największych problemów na trasie jest... konieczność przeprasowania przed każdym koncertem mundurów członków zespołu. Chór "wozi" ze sobą garderobiane i specjalnych ludzi od prasowania, którzy mają sprzęt możliwy do rozstawienia i uruchomienia niemal w każdych warunkach.

- Tak naprawdę jednak pracuje się z nimi bez większych problemów - zapewnia Jacek Szafrański, jeden z koordynatorów trasy chóru po Polsce. - Nie są wymagający, są życzliwi i uśmiechnięci.

Przed przyjazdem chóru na miejsce koncertu przybywa ekipa techniczna, która instaluje scenę o rozmiarach 12 na 14 metrów z postumentem dla chóru i specjalną wykładziną dla baletu. W garderobach koniecznie muszą się znaleźć zimne napoje, soki, kawa i herbata. Niektórzy członkowie zespołu zamawiają: jogurty, owoce, czasem w tajemnicy pojawi się prośba o "flaszkę". Jak sami zapewniają, bardzo im też "pasuje" nasza kuchnia.

- Jest bardzo podobna do naszej, a bigos i kotlet schabowy są naprawdę znakomite - mówią.

Organizatorzy przyznają również, że bardzo widoczny jest wojskowy rygor panujący w zespole. - Gdy w którymś momencie trasy przyjeżdża Malew, dyscyplina wzrasta o sto procent - zapewnia Jacek Szafrański. - Prowadzeni są mocną, żelazną ręką i bardzo dbają o swoje struny głosowe. Ale między innymi dlatego, że ich poziom jest taki, iż każdy członek chóru może natychmiast zostać solistą.

Między koncertami

Gdy artyści wracają z trasy, chcą pomieszkać trochę w domach albo prowadzą nabór do zespołu. Odbywa się on co roku, a zgłasza się na niego około tysiąca chętnych. Szanse dostaje zaledwie kilku najlepszych. Przyjęcia odbywają się kolegialnie, a od pewnego czasu do zespołu mogą też trafiać cywile, którzy jednak natychmiast "wskakują" w mundur.

Okazuje się także, że Chór Aleksandrowa choć w swej macierzystej Rosji jest zespołem uznanym i wielce cenionym, to wcale nie należy tam do najpopularniejszych. Płyty nie zalegają w sklepach muzycznych i - jak przyznają sami muzycy - kupują je głównie turyści, w dużej mierze z Polski. Wynika to pewnie po części z tego, że dla Rosjan chór jest czymś oczywistym i osłuchanym, jak nie przymierzając nasze Mazowsze dla Polaków. Z drugiej strony istnieje tam niemała konkurencja, jak chociażby zespół Rosyjskich Kozaków, którzy zdaniem wielu przewyższają poziomem artystycznym Chór Aleksandrowa.

Dlatego głównym źródłem dochodów zespołu są zagraniczne tournée. Z żywą reakcją chór spotyka się w środowiskach dawnej rosyjskiej emigracji, w Polsce i w zachodniej Europie czy USA, gdzie wciąż panuje duża moda na wszystko, co związane jest z Rosją i Związkiem Radzieckim. A chór pielęgnuje tęsknotę i sam hołduje wielkiej Rosji.

Przeszli Okę i ukochali ich nad Wisłą

Entuzjastyczne reakcje podczas występów Chóru Aleksandrowa w Polsce są co najmniej zastanawiające. Abstrahując od poziomu wykonawczego, jakości wykonywanych przez nich pieśni i widowiska, jakie proponują na scenie, a także sentymentów i wspomnień młodości - w czasie ich koncertów odrzucamy jakiekolwiek refleksje historyczne czy polityczne.

W łódzkiej Hali Sportowej widownia na stojąco wysłuchała wykonanych po polsku "Czerwonych maków na Monte Cassino", klaskała, gdy jeden z solistów krzyczał: "Jeszcze Polska nie zginęła, póki wy żyjecie". Jednak najbardziej bawiła się przy "Katiuszy", pieśniach z jak najbardziej komunistycznym rodowodem, czy "Oce", która także przecież ma takie, a nie inne konotacje.

A przecież gdyby jakiś niemiecki wojskowy chór męski odśpiewał nam "Horst Wessel Lied" czy "Heili, heilo", wywołałoby to skandal i oburzenie w całym kraju. A od strony muzycznej i "przebojowej" niemieckie marsze wcale nie były gorsze od rosyjskich pieśni... Zdumiewająca tęsknota za pieśniami z czasu niewoli...

Choć z drugiej strony, jak powiedział mi jeden z członków zespołu, powinniśmy już zakopać podziały i wzajemne animozje między naszymi narodami, także za pomocą muzyki.

- To wcale nie jest tak, że wszyscy Rosjanie chcieliby do was strzelać - usłyszałem. - Ja na przykład bym nie chciał...

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto