Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że w sobotni wieczór na placu Dąbrowskiego deszcz „utopi” wszystkie plany... Ale stało się tak, jak przed koncertem Jose Cury.
Deszcz dał się zaczarować! Widowisko „Carmina burana” przyszło obejrzeć parę tysięcy łodzian. Składające się na nie średniowieczne świeckie pieśni znalezione w bawarskim klasztorze w kantatę sceniczną zmienił Carl Orff.
Zaprzyjaźniony z kompozytorem dyrygent i reżyser Walter Haupt wykorzystał jego wskazówki i zbudował plenerowy spektakl, z którym jeździ po świecie. Podesty i 13-metrowa wieża tworzą efektowną przestrzeń, na której zmieniają się dziesiątki postaci, rubaszne scenki, śmieszne nadmarionety, wszystko błyska, płonie, mieni się barwami. Nieposkromioną wyobraźnią popisał się scenograf Michał Czernajew. Całość staje się jedną wielką apoteozą kiczu. W widowisku zakrojonym na jarmarczną zabawę uznać to trzeba za walor.
Wszystkie te obrazki mają służyć opowieści o fortunie, która kołem (płonącym) się toczy, o uciechach cielesnych i radościach życia, których nie podziela tylko... pieczony łabędź. Nad wszystkim czuwają (krocząc na szczudłach) anioł i diabeł.
W tym wielkim, barwnym zamieszaniu skonstruowanym z niemieckim poczuciem humoru, na najwyższym poziomie artystycznym zaznaczyła swoją obecność orkiestra i chór Teatru Wielkiego. Sprawili, że dzieło Orffa miało prawdziwie wymiar kantaty.
Mimo dokuczliwego zimna (niektórych ratowało grzane wino) widzowie nie opuszczali placu przed operą.
Tatiana Okupnik tak dba o siebie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?