Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Internowani w stanie wojennym składają pozwy o odszkodowania

Wiesław Pierzchała
Znani działacze opozycji demokratycznej z czasów PRL wystąpili do Sądu Okręgowego w Łodzi o przyznanie odszkodowania za internowanie w stanie wojennym. Wszyscy domagają się 25 tys.

Znani działacze opozycji demokratycznej z czasów PRL wystąpili do Sądu Okręgowego w Łodzi o przyznanie odszkodowania za internowanie w stanie wojennym. Wszyscy domagają się 25 tys. zł, czyli tyle, ile maksymalnie można uzyskać.

Wśród opozycjonistów, którzy złożyli pozwy o odszkodowania, są m.in. były prezydent Łodzi Marek Czekalski, była posłanka PiS Małgorzata Bartyzel, jej mąż Jacek oraz Ewa Sułkowska-Bierezin, żona głośnego poety i opozycjonisty Jacka Bierezina. Wkrótce dołączy do nich Tomasz Filipczak, były dyrektor Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego.

- Zostałam internowana 13 grudnia 1981 roku - wspomina Małgorzata Bartyzel. - Najpierw trafiłam do aresztu w Sieradzu, potem do kobiecego ośrodka w Gołdapi. Teren ogrodzony był drutem kolczastym, a pilnującym nas żołnierzom mawiano, że jesteśmy... najgroźniejszymi przestępczyniami w Polsce. Nas zaś straszono, że zostaniemy wywiezione za pobliską granicę i trafimy na "białe niedźwiedzie". Zwolniono nas dopiero 22 lipca 1982 roku.

Mąż pani Małgorzaty - prof. Jacek Bartyzel z ośrodka odosobnienia w Kwidzynie został wypuszczony 26 listopada 1982 roku. Pobyt w "internacie" odbił się na jego zdrowiu. Nie mógł potem znaleźć pracy, pisał dla wydawnictw podziemnych. Podobne represje małżeństwa Bartyzelów dotknęły przed internowaniem, gdy ich mieszkanie nachodziło SB i dokonywało rewizji i konfiskat. Prof. Jacek Bartyzel nie chciał wczoraj komentować swojej decyzji, twierdząc, że jest to jego prywatna sprawa.

Za osobę, która miała podjąć "działania godzące w porządek prawny i zasady ustrojowe PRL", uznano też Ewę Sułkowską-Bierezin, żonę Jacka Bierezina i siostrę znanego opozycjonisty, jednego z założycieli wydawnictwa niezależnego Puls, Witolda Sułkowskiego. Jej gehenna zaczęła się 13 grudnia od komendy dzielnicowej Milicji Obywatelskiej na Polesiu w Łodzi. Potem był areszt w Sieradzu, więzienie w Olszynce Grochowskiej i ośrodek w Gołdapi, w którym przebywała ponad siedem miesięcy.

Internowanie nie ominęło też Marka Czekalskiego, który działalność opozycyjną podjął w 1978 roku. Jako współpracownik KOR zajmował się kolportażem wydawnictw drugoobiegowych. Dlatego narażony był na rewizje i konfiskaty. Potem działał w "Solidarności". Podczas internowania w Kwidzynie został pobity przez grupę szturmową strażników więziennych. Z "internatu" wyszedł 6 grudnia 1982 roku. Potem nie mógł znaleźć posady, zaś w 1987 roku odmówiono mu paszportu, przez co nie mógł wyjechać na stypendium do USA.

O odszkodowanie wystąpił też Wiesław Urbański, który w chwili zatrzymania przez milicję 13 grudnia był studentem Wydziału Prawa UŁ i pracownikiem NSZZ "Solidarność". Trafił do zakładu karnego w Łowiczu, który opuścił 23 lipca 1982 roku. Po latach zasłynął jako lider Porozumienia Centrum w Łodzi. W Łowiczu, a także w Łęczycy i Kwidzynie osadzony był też Tomasz Filipczak, który nie ukrywa, że był największym hurtownikiem nielegalnej bibuły w Łodzi.

- Kilkanaście lat temu miałbym dylematy, czy godzi się brać pieniądze za działalność niepodległościową. Teraz ich nie mam. Dlatego szykuję wniosek o odszkodowanie - przyznaje Tomasz Filipczak. - Tylko nielicznym z dawnych opozycjonistów powiodło się w życiu. Inni trafili na boczny tor i klepią biedę. W przeciwieństwie do byłych esbeków, którym powodzi się świetnie. Moje firmy padły. W minionym roku zarobiłem zaledwie 6 tysięcy zł. Trwam dzięki żonie i przyjaciołom. Okoliczności mnie zmusiły, aby wystąpić o odszkodowanie.

Innego zdania jest znany działacz "Solidarności" Józef Śreniowski, który był internowany w Łęczycy i Łowiczu. - Nie wypada, abym występował o pieniądze za internowanie - podkreśla Józef Śreniowski. - Odszkodowania bardziej należą się tym, którzy przeszli przez więzienia i zsyłki stalinowskie bądź ofiarom pacyfikacji kopalni "Wujek", którzy w wyniku postrzałów przeszli na rentę i dostają dzisiaj zaledwie 600 - 800 złotych na miesiąc.

Grzegorz Wasiński, przewodniczący IV Wydziału Karnego Sądu Okręgowego w Łodzi, informuje, że pierwsza sesja, podczas której rozpatrzy trzy wnioski o odszkodowanie, odbędzie się 20 marca br. Potem - w zależności od tego, w jakim tempie będą spływać z IPN dokumenty dotyczące internowania wnioskodawców - odbędą się kolejne.

- Nie mamy problemów z udokumentowaniem okresu internowania poszkodowanych - zapewnia prokurator Robert Kopydłowski z IPN w Łodzi. - Gorzej jest z dokumentami dotyczącymi przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego, których niekiedy brakuje, gdyż na polecenie MSW zostały zniszczone. W województwie łódzkim internowano ponad 250 osób.

Pokrzywdzonym wnioski o odszkodowanie przygotowuje m.in. adwokat Krystyna Skolecka-Kona, która też przeszła przez "internat" w Gołdapi.

- Nie wystąpię z takim wnioskiem, ale są osoby biedne, głównie emeryci, którzy to czynią - twierdzi mecenas Skolecka-Kona. - Niektórzy mają dylematy moralne, zanim zdecydują się na taki krok. Zgodnie z ustawą mogą uzyskać do 25 tys. zł. Nie sądzę jednak, aby sąd tyle przyznawał. We Wrocławiu za roczne internowanie sąd przyznał ubiegającemu się 23 tys. zł, a za kilkumiesięczne od 5 do 6 tys. zł.

Na razie do łódzkiego sądu wpłynęło 20 wniosków o odszkodowania. Ich autorami są nie tylko znani opozycjoniści. Rekompensaty za internowanie w Gołdapi domaga się np. 51-letnia Grażyna S., która przed wprowadzeniem stanu wojennego była motorniczym tramwaju.

* * * * *

Czy wypada?
Nie wypada, abym występował o pieniądze za internowanie - tłumaczy nam Józef Śreniowski, łódzki działacz "Solidarności", internowany w stanie wojennym. - Niektórzy mają dylematy moralne, zanim zdecydują się na taki krok - potwierdza łódzka adwokat Krystyna Skolecka-Kona, która też przeszła przez "internat" w Gołdapi. Dlatego na 400 internowanych z woj. łódzkiego dotąd wniosek złożyło tylko 20 osób. Na jego złożenie internowani mają tylko rok. Pokażcie mi chociaż jednego aparatczyka PZPR czy esbeka, który zrzekł się profitów, jakie dała mu władza w PRL, czy części emerytury, jaką dostał od III RP? Podajcie mi chociaż nazwisko jednego, który wystąpił publicznie i przyznał, że to, co robił w PRL, to było łajdactwo. Przeciwnie. Nie mają żadnych dylematów moralnych. Są dumni z siebie. Natomiast wstydzić się mają tacy ludzie, jak Anna Walentynowicz, którą SB planowało otruć, że uzyskała odszkodowanie. Policzmy. Wnioski w Łódzkiem złożyło 20 osób. Czyli 20 osób x 16 województw x 25 tys. zł (to maksymalna stawka, jaką sąd może przyznać) = 10 mln zł. Co to jest przy 1,3 mln zł odszkodowania, które PZU zafundowało min. Kalacie za stłuczkę? A może tak "ludzie honoru", czyli generałowie Kiszczak i Jaruzelski et consortes, zrobiliby ściepę na ludzi, którym w PRL odebrali zdrowie i złamali kariery, i w ten sposób odwdzięczyli się III RP za to, że mogli zachować przywileje i spokojnie po 1989 roku uwłaszczyć się na majątku państwa?
Adam Socha

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Internowani w stanie wojennym składają pozwy o odszkodowania - Łódź Nasze Miasto

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto