- Właśnie przekroczyłem granicę, teraz będę tydzień w kraju - powiedział nam były właściciel ŁKS Daniel Goszczyński, gdy we wtorek po południu zatelefonowaliśmy do niego. - Prowadzę interesy na południu Chin i nie mam powodów do narzekań. Oczywiście, że wiem, jaka jest dziś sytuacja w ŁKS, bo nie sposób nie interesować się losami klubu, w którym zostawiłem kawał życia. Boli mnie to, że znów są problemy. Za taki stan rzeczy podziękujmy kibicom. Mnie nie chcieli, rzucali we mnie kamieniami, mają to, o czym marzyli. Twierdzili, że gdy odejdę, sponsorzy do ŁKS będą pchać się drzwiami i oknami. A to nie takie proste.
- Nigdy nie mów nigdy, ale z drugiej strony dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi - kwituje krótko Daniel Goszczyński. - ŁKS sobie poradzi. To jest normalny klub, którego prowadzenie można nazwać jednym słowem: samograj. Pod jednym warunkiem, że zarządzający klubem nie będą słuchać tak zwanych pseudodoradców. Ja, niestety, posłuchałem i każdy wie, jak to się skończyło.
A piłkarze, nasłuchując wieści z frontu walki o inwestora, przygotowują się do meczu z Lechem w Poznaniu. Widzewiacy "napoczęli" Jose Marię Bakero, ełkaesiacy w sobotę o 18 mogą przybić gwóźdź do trumny hiszpańskiego trenera Lecha. To byłaby słodka zemsta Ryszarda Tarasiewicza. We wrześniu 2010 roku jego Śląsk przegrał z Lechem 1:2, później z Widzewem 2:5 i trener stracił posadę.
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?