Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Egzamin dojrzałości gimnazjum nr 21

Marek Juśkiewicz, Robert Kozubal
Mieszkańcy łódzkiej Retkini byli zaszokowani wiosną dwukrotnie, pierwszy raz, gdy odkryto zmasakrowane zwłoki 21-letniego mężczyzny na "retkińskiej górce".

Mieszkańcy łódzkiej Retkini byli zaszokowani wiosną dwukrotnie, pierwszy raz, gdy odkryto zmasakrowane zwłoki 21-letniego mężczyzny na "retkińskiej górce". Drugi raz, gdy kilka dni później policjanci ogłosili, że podejrzani o okrutną zbrodnię (ponad 160 ciosów zadanych nożem) to gimnazjaliści, w tym dziewczyna, która uczyła się w drugiej klasie gimnazjum nr 21.

Trudny powrót

Pół roku po wstrząsających wydarzeniach gimnazjum musiało zmierzyć się z kolejnym problemem. Do gabinetu dyrektorki zapukała matka dziewczyny. Pytała czy córka może znów się uczyć - sąd skazał ją na trzy lata poprawczaka w zawieszeniu. Usłyszała wówczas, że dla wszystkich będzie lepiej, jeśli tak się nie stanie. Matka dziewczyny wyszła z postanowieniem, że do tej szkoły jej dziecko nie wróci.

- Tej dziewczyny nie można skreślać - powiedział nam Jerzy Posmyk, łódzki kurator oświaty. - I dyrektorka zdaje sobie z tego sprawę. Pamiętam szok w gimnazjum, gdy policja zatrzymała podejrzanych. Konieczna była pomoc psychologa, bo uderzyło to zarówno w nauczycieli, uczniów, jak i rodziców. Pewnie pani dyrektor Bartos dobrze to pamięta. Sięgnęła więc po mniejsze zło, starając się uchronić dzieci przed niepotrzebnymi skojarzeniami. Niestety, z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Dlatego nie dziwię się stanowisku pani dyrektor.

Zamykać? A dlaczego?

Problem jednak pozostaje: dziewczyna musi się uczyć. Gdzie? Jerzy Posmyk mówi, że w innym gimnazjum. Z kolei wiceprezydent Łodzi Mirosław Orzechowski oraz Maria Piotrowicz, dyrektorka wydziału edukacji Urzędu Miasta Łodzi wskazują na jeden z kilku łódzkich ośrodków szkolno-wychowawczych. Zgodnie podkreślają: - Skoro prokuratura zamierza złożyć skargę na wyrok sądowy, powinna uczyć się tam, sprawa bowiem nie znalazła jeszcze definitywnego końca.

- Nie powinna trafiać do zamkniętego ośrodka - mówi Krystyna Fuerst, kierująca taką placówką przeznaczoną dla dziewcząt przy ul. Drewnowskiej. - Trafiają tam dzieci, które weszły w kolizję z prawem oraz takie, których rodziny były, mówiąc językiem prawniczym: niewydolne wychowawczo. I dziwi się: - Przecież sąd wyraźnie stwierdził, że nie jest winna zbrodni. Powinna chodzić do masowej szkoły, to moim zdaniem dużo mniej ryzykowna sytuacja. Dlaczego? Otóż w ośrodku może uchodzić za "gwiazdę" z powodu swojej przeszłości. To dość specyficzne środowisko, a chyba nie o to w procesie wychowawczym chodzi.

Krystyna Fuerst znana jest w Łodzi z dość liberalnego traktowania podopiecznych. Każdej dziewczynie daje szansę, nawet jeśli wyciąga rękę już po raz kolejny. Wzrusza ramionami: - Po prostu nie kategoryzuję młodych ludzi. Nikogo nie skreślam - mówi.

Trzy lata temu do ośrodka prowadzonego przez Fuerst trafiła dziewczyna, która zabiła swoje nowo narodzone dziecko. Praktycznie była skreślona przez otoczenie, które chyba uważało, że powinna przestać istnieć. W łódzkim ośrodku spotkała ludzi, którzy myśleli inaczej. Dzięki temu żyje dziś jak każdy, zrozumiała swój błąd, który przecież będzie nosić do końca życia.

- Jestem dumna z tego, że wtedy wyciągnęliśmy wówczas do niej rękę. Fajna z niej dziś dziewczyna - mówi dyr. Fuerst.

Kurator Posmyk widzi podobieństwo sytuacji gimnazjalistki z Retkini: - Podejrzewam, że ona wycierpiała już sporo. Nie wolno zamykać jej drogi do normalności - mówi z przekonaniem.

Zmierzyć się z problemem

Podobną opinię wyraża Czesław Michalczyk, psycholog i biegły sądowy. - Uważam, że dziewczyna powinna wrócić do tej szkoły, w której była. Nie pozbędzie się bagażu zbrodni, w tym czy innym środowisku. Sprawa była zbyt głośna, by to ukryć. W nowej szkole może mieć za to problemy z powrotem do normalności. W starej proces resocjalizacji przebiegałby znacznie szybciej. Jeśli psychologowie orzekli, że dziewczyna może przebywać na wolności i nie jest zdemoralizowana, powinna wrócić do macierzystej placówki. Decyzję pani dyrektor odbieram jako obawę, czy szkoła poradzi sobie z problemami, które powstaną po jej powrocie.

Anna Mroczek, dyrektor Regionalnego Centrum Polityki Społecznej uważa, że szkoła nie powinna przyjmować uczennicy ponownie, bo od zbrodni minęło zbyt mało czasu, a powrót do tej samej klasy stworzyłby wśród uczniów przekonanie, że dziewczyna jest bezkarna. - Szkoła potrzebuje dobrych wzorców, a ona takim wzorem dla swoich kolegów być nie może - mówi Mroczek.

O tym akurat przekonani są też nauczyciele i rodzice. Według nich, uczennica wywierała wpływ na innych uczniów, była wulgarna, rzucała się w oczy swoim nietypowym stylem bycia. Mówiło się o niej, że sprawiała kłopoty wychowawcze. Nikt w szkole jednak nie przypuszczał, że może wziąć udział w tak okrutnym czynie.

Czterystu podejrzanych

W gimnazjum nr 21 jest ponad 400 uczniów. Szkoła ma jednego pedagoga, a na taką liczbę podopiecznych przydałoby się przynajmniej trzech lub czterech, nie mówiąc o psychologu. Wszystkich problemów nie sposób wyłapać. Była wychowawczyni zwróciła wcześniej uwagę na uczennicę, ale nie potrafiła zapobiec zbrodni.

Po tym jak do gazet dostała się informacja, w której szkole uczyła się dziewczyna, zapanowała tam atmosfera wzajemnej wrogości. Rodzice winili szkołę za to, co się stało, twierdzili, że nie dostrzegła dziewczyny, która mogła sprawiać kłopoty. Z przeprowadzanych wówczas rozmów wiemy, że nauczyciele czuli się wtedy jak pod pręgierzem.

Rodzice naciskali na szkołę, żeby prowadziła zajęcia z psychologiem, wskazywali konkretnych specjalistów. Nauczyciele twierdzili, że szkoła poradzi sobie sama. Atmosfera nieufności i wrogości była tak gęsta, że wychowawczyni klasy, do której chodziła dziewczyna, poprosiła o zwolnienie z funkcji.

Rodzice dzieci z klasy, do której chodziła nastolatka, nie chcą dziś rozmawiać na ten temat. Matka jednego z uczniów mówi: - Skoro sąd ją uniewinnił, powinna wrócić do normalnej szkoły, ale nie do tej samej.

* * *

Zarówno dyrektorka, jak i pedagog szkolny uważają sprawę za zamkniętą. Przed publikacją obie panie spotkały się z nami. Rozmawialiśmy o tym, jak w szkole zareagowano. Później jednak otrzymaliśmy od nich oświadczenie: "Anna Bartos, dyrektor gimnazjum nr 21 i pedagog szkolny Maria Sopińska nie wyrażają zgody na publikowanie przysłanych faksem w dniu 10 września 2003 roku wypowiedzi. Uważamy, że w artykule z dnia 9.09.2003 roku wszystko co najważniejsze zostało powiedziane. Nie chcemy wracać do tej sprawy".

* * *

To nie są najlepsze dni polskiej oświaty. Afera ze znęcaniem się uczniów nad nauczycielem w jednej z toruńskich szkół, a teraz problem, jaki ma łódzka oświata: co zrobić z dziewczyną z taką przeszłością?
A coś zrobić trzeba, bo ona ma prawo do nauki. Nie da się jej wysłać na księżyc, choć niektórzy pewnie tego by chcieli. Mamy wrażenie, że zdaniem obu pań najlepiej cały brud związany z tą sprawą zebrać na kupkę i zgarnąć pod dywan. Może nikt go nie podniesie?

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto