Dzieci wojny. Kilkanaście tysięcy najmłodszych Ukraińców szuka w regionie łódzkim pokoju. Jak im pomóc?
Walentina Jakimienk z Winnicy w centralnej Ukrainie (na zdjęciu) przyjechała na dworzec Łódź Fabryczna w niedzielę specjalnym pociągiem ŁKA z dwójką dzieci: 6-letnią Lierą i 10-letnim Dimą. To właśnie ze względu na nich postanowiła wyjechać z Ukrainy. - Dzieci łykały tabletki uspokajające i na dźwięk syren zakrywały uszy poduszkami. Nie chciały schodzić, by ukryć się w piwnicy – wylicza Walentina. - One doskonale wiedzą, co się dzieje. Mają przecież internet, dlatego boją się, są niespokojne. Tłumaczymy im, że mają przecież rodziców. Po to jesteśmy, żeby się nimi opiekować – opowiada.
Jednak rodzina się rozdzieliła, bo tata Liery i Dimy został na Ukrainie, by bronić ojczyzny. - On wierzy, że wszystko będzie dobrze. Że wrócimy i odbudujemy naszą Ukrainę. Potrzebujemy tylko czasu – zapewnia Walentina. Na razie planuje pobyć przez jakiś czas w Olsztynie, gdzie pracuje jej siostra i może liczyć na opiekę. - Dziękujemy, że nam pomagacie – dodaje.
CZYTAJ DALEJ>>>
.