W największym łódzkim urzędzie pracy, przy ul. Milionowej, zarejestrowanych jest ponad 36 tysięcy bezrobotnych. Pod tym względem jest, niestety, największy w Polsce. W całym mieście na listach bezrobotnych figurują 64 tysiące osób. Wśród łodzian bez pracy przeważają ludzie w wieku od 45 do 54 lat. Jedna czwarta z nich nie ma prawa do zasiłku.
– Nie oszukujmy się. Bezrobocia nie da się całkowicie wyeliminować – mówi Bogdan Piotrowski, wiceszef molocha z Milionowej, gdzie jeden doradca ma pod „opieką” 1,7 tys. ludzi. – Przy nowych technologiach do pracy nie potrzeba już tylu osób co jeszcze kilkanaście lat temu. W Łodzi odczuwamy to szczególnie dotkliwie, tym bardziej że bardzo wielu bezrobotnych nie ma żadnych kwalifikacji.
– Jedna czwarta bezrobotnych rejestruje się tylko po to, by mieć ubezpieczenie, by bezpłatnie iść do lekarza – uważa Tadeusz Śniegucki, zastępca kierownika Urzędu Pracy nr 2.
W „dwójce”, przy ul. 1 Maja na listach bezrobotnych jest prawie 28 tys. osób. Czeka na nich ledwie kilkaset miejsc pracy.
– Z reguły pracodawca oferuje najniższą stawkę, 760 złotych brutto – przyznaje Tadeusz Śniegucki. – Tysiąc złotych to rzadkość, zaś za 1200 złotych netto pracodawcy spodziewają się już zatrudnić wykwalifikowanego pracownika.
Czy opłaca się pracować za takie pieniądze? Jak wynika z urzędowych statystyk, aż 30 procent osób wykreśla się z rejestrów bezrobotnych z powodu dwukrotnej odmowy podjęcia wskazanego zajęcia.
– Choć bezrobotnych pielęgniarek jest w Łodzi czterysta, mieliśmy spory kłopot, by znaleźć chętne na 40 miejsc pracy – mówi Joanna Gralak
-Wójcik, dyrektor miejskiego wydziału strategii zatrudnienia. – Pracę podjęły pielęgniarki spoza Łodzi.
Bywa, że pracy w swym zawodzie nie chcą też szwaczki, masażyści, kierowcy, spawacze... A w urzędach pracy jest 927 ofert, do tego około trzysta, które wywieszone są na tablicach.
– Szukałam dwóch pracowników, magazyniera i sprzedawcy do sklepu. Z urzędu skierowali do mnie ośmiu ludzi. Ale każdy już w drzwiach mówił, że nie chce pracować, chcieli ode mnie tylko stempel pod stwierdzeniem, że się nie nadają – powiedziała „Expressowi” właścicielka sklepu z armaturą, spotkana w urzędzie pracy przy ul. Milionowej.
– Co miałam robić? Zatrzymać ich na siłę? Nie wiem, może akurat źle trafiłam, ale już nie będę szukała przez pośredniak. Szkoda mojego czasu.
Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?