Narzędzia, sztućce, telefony komórkowe i inne przedmioty do Jerzego Federa z Konstantynowa przyklejają się tak łatwo, jakby była to najzwyklejsza rzecz pod słońcem. Chodzi z nimi po mieszkaniu bez obaw, że młotek czy tłuczek do mięsa spadnie mu na nogi.
Niemożliwe? Możliwe, choć nawet panu Jerzemu, kiedy odkrył swoje umiejętności, trudno było w nie początkowo uwierzyć. A stało się to zupełnie przypadkowo...
- Oglądałem w telewizji program, w którym pokazywali jakiegoś mężczyznę przyciągającego do siebie różne przedmioty. Siedział z komórką na czole. I wtedy, nie wiem skąd, zaświtała mi myśl: "Kto wie, czy ja też tak nie potrafię?" - opowiada. - Sięgnąłem po plastikową zapalniczkę, która była w zasięgu ręki i przytknąłem ją do czoła. Nie spadła. Potem po telefon i łyżeczkę. Też się trzymały. Byłem w szoku. A facetowi z telewizji komórka w końcu zsunęła się i rozbiła...
Na własne oczy
Marianna Kochańska, przyjaciółka pana Jerzego, bardzo dobrze pamięta wieczór sprzed kilkunastu dni.
- Krzątałam się po kuchni, gdy Jurek wszedł i powiedział: Zobacz!. Zdębiałam, bo na głowie miał jakieś drobiazgi, które wcześniej leżały na ławie, m. in. termometr - wspomina. - Czasem słyszy się o niewiarygodnych zjawiskach, ale żeby zobaczyć takie na własne oczy? A to działo się naprawdę!
Ponieważ niewielkie, lekkie przedmioty, m.in. monety, którymi konstantynowianin obłożył sobie głowę, nie spadały, ciekawość wzięła górę i postanowił sprawdzić, co oprócz nich jest jeszcze w stanie przyciągnąć. Efekty przerosły jego najśmielsze oczekiwania.
- Mogę nosić na sobie tłuczek do mięsa, kombinerki, młotek, klucze samochodowe, a nawet żelazko - mówi pan Jerzy. - I nie 2 - 3 rzeczy, ale nawet 10 - 12 równocześnie. Pierwsza taka zbiorowa przymiarka zaskoczyła nawet mnie samego, bo to wszystko trochę jednak waży.
Metal i plastik wydają się być przytwierdzone do klatki piersiowej, pleców, rąk i głowy Jerzego Federa, bez względu na pozycję - siedzącą, stojącą, czy kuczną. Gorzej z nogami. Przyznaje, że musi być wtedy spokojny i skoncentrowany, zwłaszcza przy cięższych przedmiotach. A te mogą układać na jego ciele również inni ludzie.
- Kilkakrotnie byłam już w to angażowana - śmieje się pani Marianna. - Zdarzało się też, że coś mu podawałam albo... donosiłam z kuchni łyżki i widelce.
Nadzwyczajną umiejętność konstantynowianin zdołał nawet przekazać koledze. Ale tylko na chwilę.
- Przytknąłem łyżeczkę najpierw do swojego czoła, a potem do jego. Trzymała się, ale energii wystarczyło na parę sekund - opowiada. - Ja mogę nosić przedmioty znacznie dłużej.
Dar czy "kropelka"?
Skąd wzięła się niezwykła siła przyciągania? Zdaniem pana Jerzego to dar od Boga. I chociaż wyszedł na jaw dopiero teraz, całkiem prawdopodobne, że Jerzy Feder jest nim obdarzony od dawna.
- Pamiętam sytuację, jaka przydarzyła mi się w latach 90. Piłem herbatę ze szklanki, do której była włożona łyżeczka. Jakoś tak się stało, że przykleiła mi się do czoła. Pomyślałem wtedy, że musiała być bardzo uklejona od cukru - przyznaje. - Dzisiaj wiem, że mogło być inaczej.
Na ciele konstantynowianina da się "powiesić" jednorazowo rzeczy o wadze 4 - 5 kg. Pan Jerzy nie zamierza jednak ustanawiać żadnych rekordów.
Wśród sąsiadów i znajomych reakcje są rozmaite. Większość nie wierzy, że można, ot tak, nosić na ciele metalowe czy plastikowe przedmioty.
- Usłyszałem nawet, że jestem oszustem i szarlatanem. Niektórzy nie wiedzą, jak reagować i... wybuchają śmiechem. Przeważają jednak opinie, że wysmarowałem się "kropelką" - uśmiecha się pan Jerzy. - Jedynie sąsiadka, której kiedyś uśmierzyłem ból zęba, uwierzyła, że nie używam żadnego kleju.
Kilka dni temu, w drodze do Pabianic, Jerzy Feder dla żartu przyłożył sobie zapalniczkę do nosa. Kierowcy, zamiast koncentrować się na drodze, patrzyli na niego.
- Pewnie myśleli, co za dziwoląg, dlatego szybko kazałam mu ją zdjąć. Poza tym nie można rozpraszać kierowców - opowiada pani Marianna.
Konstantynowianin zapewnia też, że oprócz siły przyciągania przedmiotów ma również inny dar - usuwania bólu. Do niedawna należał do łódzkiego stowarzyszenia bioenergoterapeutów "Mazowsze".
- Moje zdolności badało tam kilka osób. Potwierdzili, że jestem w stanie ulżyć ludziom, gdy cierpią. Otrzymałem certyfikat - dodaje pan Jerzy.
- Pierwszy raz wykorzystałem swój dar w 2000 roku lecząc... psa kolegi, potrąconego przez samochód. Od tej pory z mojej pomocy korzystało już wiele osób.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?