Jeszcze do środy 52-letni Grzegorz Łoboda był powszechnie znanym i szanowanym adwokatem, prowadzącym sprawy najzamożniejszych łodzian. Były polityk i działacz samorządowy ma kancelarię przy najlepszej ulicy Łodzi, okazały dom pod miastem, był w trakcie zakupu kamienicy. W środę został zatrzymany przez Centralne Biuro Śledcze.
Aresztu uniknął dzięki przyznaniu się do winy i złożeniu wyczerpujących wyjaśnień. Za skorumpowanie prokuratora, do którego miał się przyznać w czasie przesłuchań, grozi mu 8 lat więzienia. Niewykluczone, że będzie musiał pożegnać się z togą.
W polityce poznaje się ludzi
Grzegorz Łoboda po skończeniu prawa na Uniwersytecie Łódzkim został najpierw prokuratorem, a potem adwokatem. Łatwo nawiązywał kontakty, szybko zjednywał sobie ludzi, stale powiększał grono znajomych.
Po epizodzie w konserwatywnej partii Aleksandra Halla został członkiem Unii Wolności w podłódzkim Parzęczewie. W 1994 roku już jako renomowany adwokat został wybrany na radnego łódzkiej Rady Miejskiej. Do 1998 był wiceprzewodniczącym rady. - Sympatyczny, wyluzowany, chętnie opowiadał dykteryjki i towarzyskie anegdoty - powiedział nam senator Grzegorz Matuszak, który po śmierci Grzegorza Palki od 1996 roku był szefem łódzkiej RM. - Swoje obowiązki wypełniał w sposób zadowalający, bez przywiązywania do nich nadmiernej wagi.
- Nie przypominam sobie jego wielkiej aktywności politycznej. Moim zdaniem nie miał żyłki polityka, ale nie dał się poznać ze złej strony - twierdzi Witold Rosset, niedawny kandydat Unii Wolności na prezydenta Łodzi i rzecznik prasowy byłego prezydenta Łodzi Marka Czekalskiego. - Trudno powiedzieć dlaczego pan Łoboda zajął się polityką, może dla prestiżu? - zastanawia się Rosset.
- W polityce poznaje się ludzi - podpowiada Witold Skrzydlewski, który w latach 1998-2002 siedział obok Łobody w łódzkiej Radzie Miejskiej. Adwokat reprezentował jego i firmę "H. Skrzydlewska" wielokrotnie. Skrzydlewski jest zadowolony z jego pracy. Nie twierdzi, że była doskonała.
- Przeczytałem gdzieś teraz, że współpracowałem z panem Łobodą, a on widywał się ze śmietanką towarzyską w czasie gry w golfa. W życiu nie widziałem go na polu golfowym - zżyma się jeden ze znanych polityków, prosząc o anonimowość.
Łódzcy adwokaci, którzy zgodzili się na rozmowę o Łobodzie - także pod warunkiem nieujawniania ich nazwisk - mówią, że w palestrze nie miał wysokich notowań prawniczych. Nie udzielał się w Okręgowej Radzie Adwokackiej, ale też nigdy nie prowadzono przeciwko niemu żadnych postępowań. Mimo że na salach sądowych Grzegorz Łoboda nie wygłaszał porywających mów, a jego obrona nie była błyskotliwym zbijaniem argumentów oskarżenia, to nigdy nie brakowało mu zamożnych klientów. Jaka cecha sprawiała, że tak często pukano do drzwi jego kancelarii w pasażu Schillera? Skuteczność. Potrafił wygrywać sprawy nie tylko dzięki temu, co pokazywał na sali sądowej. Znał wiele wpływowych osób, z bankietów, balów, wystaw, meczów. Nie narzucał się, ale w czasie towarzyskich rozmów potrafił delikatnie zasugerować zażyłość nie tylko z łódzkimi VIP-ami. W swojej kancelarii miał zdjęcia, na których stał obok nich.
Taka mała słabostka
Oprócz tego, że był adwokatem i politykiem, działał także w biznesie. Na początku lat 90. pracował dla Przedsiębiorstwa Zagranicznego "Complex", produkującego wermuty "CinCin". - O Grzegorzu Łobodzie mogę powiedzieć tylko same dobre rzeczy - powiedział nam Andrzej Pawelec, ówczesny pełnomocnik "Compleksu".
- Wyrzuciłem Łobodę z pracy, kiedy w 1991 roku na balu Klubu Kapitału Łódzkiego w Pałacu Poznańskiego podszedł do mnie nietrzeźwy i zaczął pomawiać Pawelca o kradzież - wspomina Ryszard Szylchabel, właściciel PZ "Complex".
Wkrótce potem Łoboda zaczął pomagać w obsłudze prawnej firmy "Cin&Cin", należącej do Andrzeja Pawelca. Dzięki tej znajomości w 1993 roku trafił do władz spółki sekcji piłki nożnej "Widzew", a w 1994 do zarządu RTS Widzew. - Był jednym z wielu działaczy, nie było do niego żadnych zastrzeżeń - Jackowi Dzieniakowskiemu, prezesowi SPN Widzew SSA Łoboda nie zapisał się w pamięci czymś szczególnym.
Sprawa rodziny G.
Dwa lata temu jeden z łódzkich banków złożył do łódzkiej Prokuratury Okręgowej pismo, z którego wynikało, że w firmie zamożnych przedsiębiorców produkujących superklej i suwaki, należącej do rodziny G., mogą być prane pieniądze. Podejrzenia wzbudziły transfery dużych kwot na konta spółek powiązanych z rodziną. Śledztwo było prowadzone przy pomocy łódzkich służb skarbowych. Prokuratura je umorzyła. Wtedy policjanci z CBŚ poprosili Urząd Skarbowy w Bielsku-Białej o przeprowadzenie kontroli podejrzanych transakcji. Ta kontrola miała się zakończyć zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa. Odpowiednie pismo - które będzie ważne w tej sprawie - wpłynęło do CBŚ i prokuratury. O wynikach kontroli powiadomieni zostali także przedsiębiorcy G.
W kwietniu tego roku funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego w Łodzi planowali zatrzymania członków rodziny G. Zebrane materiały wskazywały, że rodzina i najbliżsi współpracownicy tworzą grupę przestępczą, która wręcza urzędnikom skarbowym łapówki. Chodziło o podatki i wyłudzanie zwrotu podatku VAT. Straty państwa sięgały kilku milionów złotych. To temu procederowi miały służyć przelewy dużych kwot pieniędzy, przelewy, o których informował prokuraturę bank.
Kiedy funkcjonariusze weszli na teren łódzkiej rezydencji okazało się, że jest tam tylko Wiesława G. Nie było męża Krzysztofa i syna Piotra. Prokuratura podejrzewa, że zostali ostrzeżeni i wyjechali poza Łódź. Za radą adwokata Stanisława Owczarka po kilkudziesięciu godzinach zgłosili się do Komendy Wojewódzkiej Policji. Trafili do aresztu. O planowanych zatrzymaniach wiedziało wąskie grono wypróbowanych policjantów z CBŚ i prokuratorów zwalczających przestępczość zorganizowaną.
Gdzie nastąpił przeciek?
Według naszych źródeł, jeden z członków rodziny G. powiedział w czasie przesłuchań, że informacje o zatrzymaniach, podsłuchach i działaniach prokuratury przyniósł mu Grzegorz Łoboda, który przez krótki okres reprezentował rodzinę G. Adwokat miał za to wziąć kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Prokuratura Okręgowa w Łodzi musiała mieć przeciwko adwokatowi także inne dowody, skoro zdecydowała się w minioną środę na zatrzymanie go i przeszukanie domu w Anastazewie. Znaleziono tam między innymi broń gazową, na którą adwokat nie miał pozwolenia.
Tajemnicą łódzkiej prokurator z wydziału do zwalczania przestępczości zorganizowanej i funkcjonariuszy CBŚ zostanie, w jaki sposób nakłonili tak doświadczonego adwokata, żeby przyznał się do stawianych mu zarzutów.
Do czego przyznał się Łoboda
Jak nas poinformowała Jolanta Badziak, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi, adwokat przyznał się do: utrudniania śledztwa poprzez przekazywanie podejrzanym tajnych informacji ze śledztwa, powoływania się na wpływy w prokuraturze i policji (łapówki i znajomości miały umożliwić zatuszowanie sprawy), sprzedaży przedsiębiorcom dokumentu z Urzędu Skarbowego z Bielska-Białej.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że przyznał się także do wręczenia prokuratorowi Wiktorowi C. 10 tys. zł za dokument, który następnie przekazał przedsiębiorcom. Chodzi o zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa wysłane do Łodzi przez Urząd Skarbowy z Bielska-Białej. To może być najpoważniejszy zarzut, bo za wręczenie prokuratorowi łapówki grozi do 8 lat więzienia.
Grzegorz Łoboda jeszcze w środę w nocy został wypuszczony z Komendy Wojewódzkiej Policji. W czwartek był u siebie w kancelarii.
- Nie mogę nic powiedzieć o sprawie - powiedział nam wtedy. Był roztrzęsiony i nie chciał odpowiedzieć nawet na pytanie, czy przyznał się do zarzutów.
Pomówiony 36-letni prokurator Wiktor C. został zawieszony przez prokuratora apelacyjnego. Wszystkie śledztwa, które prowadził, przejmą inni prokuratorzy. A prowadził między innymi głośne i skomplikowane śledztwo w sprawie korupcyjnego wątku tak zwanej nekroafery.
Z kół zbliżonych do prokuratury dowiedzieliśmy się, że Wiktor C. zaprzeczył, że przekazywał adwokatowi tajne informacje ze śledztwa w sprawie afery korupcyjnej. Zaprzeczył także, że wziął od adwokata łapówkę. Na jego korzyść przemawia to, że nie prowadził żadnego wątku śledztwa w sprawie rodziny G. i aresztowanego dyrektora łódzkiej Izby Skarbowej Lecha M., podejrzanego o przyjęcie łapówki.
Przyznanie się do zarzutów przed prokuratorem nie przesądza o winie Grzegorza Łobody. W czasie kolejnych przesłuchań, a także przed sądem może z wielu powodów odwołać swoje wcześniejsze wyjaśnienia.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?