MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Chcemy trochę powygrywać - rozmowa z Sylwią Wlaźlak, kapitanem PZU Polfy

Marek Kondraciuk
* Marek Kondraciuk: Co Mikołaj przyniósł pod choinkę czołowej polskiej koszykarce? - Sylwia Wlaźlak: - Ciuszki, ciuszki, ciuszki. Idealnie trafił w mój gust.

* Marek Kondraciuk: Co Mikołaj przyniósł pod choinkę czołowej polskiej koszykarce?
- Sylwia Wlaźlak: - Ciuszki, ciuszki, ciuszki. Idealnie trafił w mój gust. Lubię prezenty praktyczne i Mikołaj pewnie o tym wiedział.

* Boże Narodzenie to dla sportowców czas relaksu w rodzinnej atmosferze i szansa na oddech po treningowo-meczowej gonitwie.
- Nie inaczej jest w moim przypadku. Lubię święta, bo wreszcie choć przez kilka dni nie muszę spieszyć się na trening, pakować torby na kolejny wyjazd, koncentrować się przed meczem i mogę trochę czasu poświęcić najbliższym. To świetnie robi mojej psychice. Spędziłam więc święta tradycyjnie z rodziną.

* A gdzie spędzacie z mężem sylwestra?
- Idziemy z Grzegorzem i naszymi znajomymi na małą salę. Nie będzie to wielki bal, ale z pewnością potańczymy i liczę na dobrą zabawę. Bardzo lubię tańczyć, a Grzegorz jest znakomitym tancerzem.

* Nowy, przedolimpijski rok zapowiada się interesująco. Czego ci w nim życzyć?
- Marzę, żebyśmy utrzymały się w Eurolidze, zagrały w finale mistrzostw Polski i awansowały na olimpiadę.

* Aby pozostać w Eurolidze trzeba awansować do ósemki. Na razie macie tylko jedno zwycięstwo.
- Teraz będziemy miały jednak więcej spotkań u siebie. Jeśli wygramy je, to może się stworzyć bardzo korzystna sytuacja. Wszystkie mamy już dosyć porażek po meczach, w których nie czujemy się gorsze od rywalek i wreszcie chcemy trochę powygrywać.

* Gdzie upatrujesz przyczyn porażek w końcowych minutach?
- Najlepiej niech to przeanalizuje trener. Z takimi silnymi drużynami, jakie występują w Eurolidze, trzeba grać na maksimum przez pełne czterdzieści minut. Czasem wychodzą nasze przyzwyczajenia ligowe: jak się prowadzi w końcówce, to wystarczy już kontrolować przebieg gry. W Eurolidze to nie wystarczy, trzeba ciężko pracować do końca i nie wolno na moment odpuścić, bo rywal na pewno to wykorzysta. W kilku meczach zabrakło nam tego "czegoś'', co mają zespoły ograne już w tej europejskiej ekstraklasie. Ja także z początku nie byłam w optymalnej formie.

* Ostatnio jednak znów grasz znakomicie.
- Dziękuję, sama też czuję się w znacznie lepszej formie. To dobrze rokuje na dalszą część sezonu.

* Znów finał Gdynia - Pabianice?
- O finale chętnie porozmawiam, ale po wygranym półfinale. Jest kilka drużyn, które chcą zająć nasze miejsce w spotkaniach o złoto, liczą na nasze zmęczenie Euroligą, a przecież przypadkowe kontuzje mogą skomplikować naszą sytuację. Na razie trochę mnie rozczarowały zespoły z Olsztyna i Polkowic, ale w drugiej rundzie mogą grać znacznie lepiej. Znów groźny jest ŁKS. Cieszy mnie, że łodziankom dobrze się wiedzie, bo spędziłam w ŁKS 11 lat, odniosłam tam wiele sukcesów i sentyment pozostał. Zapominam o nim tylko wtedy, kiedy staję naprzeciw ŁKS na boisku.

* Rok 2003 to również rok mistrzostw Europy w Grecji i... eliminacji olimpijskich przed Atenami 2004. Nie pytam, czy marzysz o olimpijskiej powtórce z Sydney.
- To byłoby wspaniałe pojechać drugi raz na igrzyska. Myślę, że mamy szansę, bo zespół, który zdobył w 1999 roku mistrzostwo Europy dojrzał, a takie zawodniczki jak Gabi Mróz-Czerkawska i Agnieszka Bibrzycka wzmocniły go. Moim zdaniem najważniejsze, aby w końcowym etapie przygotowań do mistrzostw mogła uczestniczyć Małgosia Dydek. Bez niej nie można przećwiczyć wielu wariantów gry, a przecież nie ma zawodniczki, która mogłaby na treningu zastąpić centra o wzroście 213 centymetrów.

* Ostatnie mecze pokazały jednak, że zespół ma także słabości.
- Trudno mi powiedzieć, bo akurat nie grałam w wyjazdowych meczach z Ukrainą i Turcją. Zresztą wokół mojej nieobecności wyniknęło jakieś dziwne zamieszanie. Bolały mnie ścięgna Achillesa i uzgodniłam z trenerem, że zamiast jechać na mecze o pietruszkę, będę korzystała z zabiegów w Pabianicach. W podróżach nie byłoby takiej możliwości. Nie miałam jednak zakazu treningów. Nikt nie mógł przewidzieć, że kontuzji dozna także Beata Krupska-Tyszkiewicz, a Krysia Szymańska-Lara nie zdoła się wykurować. W efekcie zespół grał bez rozgrywającej. Wierzę jednak, że taki zbieg kontuzji już nie nastąpi i z Grecji przywieziemy medal, aby... powrócić tam za rok.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto