MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Całe szczęście, że to nie ekstraklasa

(dk)
Zbigniew Robakiewicz nie zdołał obronić rzutu karnego
Zbigniew Robakiewicz nie zdołał obronić rzutu karnego
Bardzo słabo zaprezentowali się piłkarze Widzewa w sparingowym meczu z Ruchem Chorzów. Kilkuset widzów, zgromadzonych na trybunach stadionu przy al. Piłsudskiego, było mocno zawiedzionych.

Bardzo słabo zaprezentowali się piłkarze Widzewa w sparingowym meczu z Ruchem Chorzów. Kilkuset widzów, zgromadzonych na trybunach stadionu przy al. Piłsudskiego, było mocno zawiedzionych.

Najczęściej powtarzaną opinią było stwierdzenie: „Całe szczęście, że nie był to mecz ligowy”. W takiej formie łodzianie mieliby kłopoty z utrzymaniem się w ekstraklasie. Widać było, że podopieczni trenera Dariusza Wdowczyka bardzo mocno pracowali podczas zgrupowania w Słowenii.

Po raz pierwszy w Widzewie zagrał znany z występów m.in. w ŁKS i Katowicach Brazylijczyk Batata. Na pozycji ostatniego obrońcy zastąpił mającego zdrowotne kłopoty Kazimierza Węgrzyna. Trzeba przyznać, że Batata wykazywał największą ochotę do gry. Może właśnie dlatego, że nie było go na obozie w słoweńskiej Rogli. Często włączał się do akcji ofensywnych, zebrał także największe brawa za techniczną akcję przy bocznej linii ze swym rodakiem Montero.

Już w 5 min prowadzenie mógł uzyskać Michał Stasiak, ale piłkę po jego strzale z bliska odbił nogami Marek Matuszek.

W miarę upływu czasu braw było coraz mniej. W 22 min Brazylijczyk Montero potwierdził, że ma silny strzał z lewej nogi. Szkoda tylko, że gorzej jest u niego z celownikiem. Uderzał z rzutu wolnego zza pola karnego, ale piłka poszybowała nad bramką Ruchu.

Na tym zakończyły się groźne akcje łodzian. Zupełnie niewidoczny był tak chwalony wcześniej Jugosłowianin Miodrag Andjelković. Nie mógł poradzić sobie z agresywnie kryjącymi chorzowskimi obrońcami. Tracił piłki, nie wygrał żadnego pojedynku jeden na jeden. Wcześniej ze słabszymi rywalami błyszczał. Czyżby nie nadawał się do gry w polskiej ekstraklasie?

Ruch uzyskał dużą przewagę. Po raz kolejny zszokował wszystkich charyzmatyczny trener Ruchu Orest Lenczyk. Do gry od początku meczu desygnował rezerwowy skład, by w 30 min niespodziewanie dokonać równocześnie 11
zmian. Na boisko weszła pierwsza jedenastka chorzowian i to przyniosło efekty. Brylował zwłaszcza Krzysztof Bizacki.
W 41 min Marcin Narwojsz ograł Batatę i Patryka Rachwała.

Żelaznymi nerwami popisał się Zbigniew Robakiewicz, który wyczekał, co zrobi rywal i kiedy nastąpił strzał, efektownie obronił. Minutę później jedyną dobrą interwencję pokazał Żelijko Mravlijević. Zawzięcie gonił Jana Wosia i kiedy chorzowianin w sytuacji sam na sam składał się do strzału, obrońca jugosłowiański skutecznym wślizgiem wybił piłkę.

W ostatnich sekundach łodzianie stracili gola. Nikt nie potrafił przeciąć prowadzonej środkiem boiska akcji gości.

Piłka trafiła do Krzysztofa Bizackiego, którego sfaulował Mariusz Gostyński. Wydawało się, że faul nastąpił przed polem karnym, zawahał się także arbiter Krzysztof Zdunek, ale po chwili namysłu podyktował jedenastkę. Bartłomiej Jamróz strzelił w lewy róg, Zbigniew Robakiewicz rzucił się w prawy i było 1:0 dla Ruchu. Piłkarze nawet nie wznowili gry od środka, bo sędzia zagwizdał na przerwę.

Po zmianie stron goście w jeszcze większym stopniu dyktowali warunki gry. Kilka zmian nie odmieniło stylu gry łodzian. Brakowało piłkarzy, którzy mogliby pokierować ofensywną grą. Wydaje się, że obecność w środkowej linii Krzysztofa Brodeckiego i Michała Stasiaka zmniejsza siłę uderzeniową drużyny. Obaj ukierunkowani są bardziej na defensywę, niż kreowanie akcji ofensywnych. Maciej Terlecki sprawiał wrażenie mocno zmęczonego i trudno się dziwić, skoro głównie na nim spoczywała odpowiedzialność za konstruowanie akcji. Widoczny był brak lekko kontuzjowanego Argentyńczyka Paulo Pereza.

Nic dziwnego, że w przerwie trener Dariusz Wdowczyk zdjął z boiska Miodraga Andjelkovicia i Montero. Grali słabo. Ale i tak prezentowali się lepiej od spacerującego po boisku Adriano Corji. Występ tego gracza był nieporozumieniem. Nie ma on szans na grę w ekstraklasie. Próbował walczyć Maxwell Kalu, ale w pojedynkę, bez wsparcia kolegów nie mógł skutecznie zagrozić bramce rywali.

Na szczęście dobrze w bramce Widzewa spisywał się Marcin Ludwikowski. Dziurawa jak szwajcarski ser łódzka defensywa co rusz wystawiała na trudną próbę swego golkipera.

Ludwikowski wygrywał pojedynki sam na sam z napastnikami Ruchu: w 54 min z Bizackim, w 65 min z Wosiem i 60 sekund później z Gorawskim. Wynik meczu nie uległ zmianie. Do rozpoczęcia ligowego sezonu pozostały jeszcze trzy tygodnie i na pewno forma łodzian wzrośnie. Oby tylko ci piłkarze, którzy mają być wzmocnieniem drużyny nie okazali się wielkim niewypałem.

Widzew Łódź – Ruch Chorzów 0:1 (0:1)

0:1 – Jamróz (45, karny). Sędziował Krzysztof Zdunek (Łódź).
Widzew: Robakiewicz (46, Ludwikowski) – Gostyński (46, Beaud), Batata, Mravlijević – Rachwał, Stasiak, Brodecki (46, Janeczko), Terlecki (87, Błachnio), Grzelak (46, Seweryn) – Andjelković (46, Corja), Montero (46, Kalu).

Ruch do 30 min: Matuszek – Balul, Jarczyk, Fornalik – Krajanowski, Potok, Krzęciesa, Skoczylas, Molek – Loch, Suker. Od 30 min. Juriew – Masternak, Matyja, Wleciałowski – Gorawski, Malinowski (80, Molek), Jamróz, Szyndrowski, Narwojsz (85, Loch) – Woś, Bizacki (65, Potok).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

echodnia.eu Pożegnanie Pawła Paczkowskiego z Industrii Kielce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto