Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Burza przed ciszą?

Ewa Kwiecińska
Dobre wieści rozchodzą się szybko, złe mkną z szybkością błyskawicy. Na łódzką Paradę Wolności ta zła spadła jak grom z jasnego nieba. Nie dość, że po raz pierwszy od siedmiu lat impreza może się nie odbyć, to jeszcze ...

Dobre wieści rozchodzą się szybko, złe mkną z szybkością błyskawicy. Na łódzką Paradę Wolności ta zła spadła jak grom z jasnego nieba. Nie dość, że po raz pierwszy od siedmiu lat impreza może się nie odbyć, to jeszcze jej organizatorzy nie mogą odzyskać należnych im pieniędzy z ubiegłego roku.

Autorem złej wiadomości dla kilkudziesięciu tysięcy fanów nowoczesnej muzyki może stać się prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki. Tylko od niego i jego decyzji, wydanej w imieniu władz miasta, zależy czy 5 września parada znowu przejdzie ulicami Łodzi. Na czwartkowej konferencji prasowej ponownie wyraził swoją dezaprobatę wobec imprezy mówiąc, że nie widzi powodu do takiej zabawy na ulicach miasta. Prezydent nigdy nie ukrywał, że dla niego festiwal techno mógłby nie istnieć. Oficjalnej decyzji jeszcze jednak nie podjął...

Zdaniem Adama Radonia, jednego z organizatorów imprezy, powody odmowy są absurdalne: – Według urzędników, wstrzymanie ruchu na alei Piłsudskiego w piątek wieczorem spowoduje gigantyczne korki. Nigdy nikomu wcześniej to nie przeszkadzało. A nie sądzę, że podczas Święta Łodzi miasto jest mniej zakorkowane.

W uzasadnianiu negatywnej opinii wymienia się też zakłócenie spokoju pacjentów szpitala im. Pirogowa. Radoń zapewnia, że jest po rozmowach z dyrektorem placówki i
– podobnie jak poprzednio – doszli do porozumienia.

– W ubiegłych latach wyłączaliśmy muzykę obok szpitala, byliśmy gotowi też na prośbę dyrekcji zmienić trasę przejścia parady. Jak dotąd było to zbyteczne – twierdzi Radoń.

Zastrzeżeń do imprezy nie zgłosiły policja, pogotowie, straże pożarna i miejska, które wydały pozytywną opinię.

Parada ma też problem finansowy, z którym boryka się już od roku. Jego początki sięgają ustawy o finansowaniu imprez masowych, która ograniczyła strategicznemu sponsorowi przedsięwzięcia (jakim był producent papierosów) partycypowanie w kosztach. Gdy w ubiegłym roku z tego powodu zaczęły krążyć plotki, że festiwal się nie odbędzie, pomocną dłoń wyciągnął Festiwal Dialogu Czterech Kultur. Niestety, wciąż nie pokrył swoich długów wobec organizatorów parady.

Beata Boratyn, szefowa BB Production, jednego z organizatorów imprezy, twierdzi, że nie podda się do końca: – Z długów wyjdziemy, a raz zlikwidowana impreza może się już tu nie podnieść. Dlatego będziemy się odwoływać i nakłaniać władze do zmiany negatywnej decyzji.
Zapewnia też, że Parada Wolności nie zginie.

– W najgorszym wariancie przeniesiemy ją tam, gdzie przyjmą nas z otwartymi ramionami – podsumowuje.

Czy prezydent unicestwi głośną i mocno kojarzącą się jeszcze z Łodzią imprezę? Przekonamy się wkrótce, a pytania będą się jeszcze mnożyć. Jednak najważniejsze z nich już stawiają na rozgrzanych do czerwoności forach dyskusyjnych młodzi internauci:

– Czego będziemy szukać w mieście, w którym nic nie może się udać?

*****

To, że młodość musi się wyszaleć, zrozumiał już dawno Berlin. Od pierwszej tamtejszej Love Parade minęło już 14 lat. W rekordowym dla imprezy 1999 roku miasto jednego dnia odwiedziło ponad 1,5 mln fanów techno z całej Europy!

Zostawili po sobie stosy śmieci, ale i mnóstwo pieniędzy, wydanych w hotelach, sklepach, klubach. Dziś impreza ta stała się nie tylko festiwalem techno, ale także prawdziwą atrakcją turystyczną. Biura podróży z całej Europy organizują specjalne przejazdy na paradę. Miasto włączyło się czynnie w uciążliwe sprzątanie po imprezie. Przeliczono koszty – były ogromne, ale zyski okazały się jeszcze większe, także promocyjne. Ponadto Berlin, po kilku latach kryzysu i odpływu młodej inteligencji, teraz znów jest miastem młodych. Miastem, które zapobiegawczo podpisało kontrakt z twórcami Love Parade aż do 2006 roku.

W Łodzi ignorowanie młodych może skończyć się jeszcze większą ich niechęcią do polityków, lokalnych władz, czy samego miasta. Stracą też sklepy, kluby, a także firmy obsługujące imprezę i samo miasto, które kojarzone będzie tylko z zakazami. Odmowna decyzja może stać się także gwoździem do trumny łódzkiego środowiska klubowego, o którym w Polsce mówi się, że z braku promocji i nowego „narybku” kostnieje. W ubiegłym roku na łódzkiej paradzie doliczono się prawie 25 tys. uczestników. Łatwo przemnożyć tę liczbę przez zjedzone hamburgery, wypite napoje, piwo, czy bilety do klubów. Zamiast więc wyprodukować tysiące gadżetów oraz pamiątek z okazji Parady Techno i cieszyć się, że jeszcze komuś cokolwiek się w tym mieście chce, rzuca się kłody.

Oczywiście jest wiele zagrożeń idących za paradą, ale nie większych niż na każdej innej imprezie masowej. Warto też podkreślić, że przez tyle lat istnienia parady nie wydarzyło się w Łodzi nic skandalicznego. To nie sama parada – mająca notabene u podstaw krzyk pokolenia o tolerancję, szacunek i porozumienie – nakłania do picia alkoholu, brania narkotyków, chuligaństwa... To zjawiska doskonale w Łodzi funkcjonujące bez parady i jakoś nie odnotowujemy szczególnych sukcesów władz miasta z walką z nimi.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto